Artykuły

Warszawa. Jubileusz Jana Machulskiego

Arcyoperetkę Johanna Straussa "Zemsta nietoperza" obejrzymy dziś [10 stycznia] w Teatrze Polskim w arcywykonaniu. Wszystko z okazji 50 lat Jana Machulskiego [na zdjęciu] na teatralnej scenie.

"Zemsta nietoperza" to brawurowa komedia pomyłek z fascynującą intrygą. Króluje tu walc, ale jest także miejsce na popisowego czardasza i polkę. To muzyczna opowieść o mściwym nietoperzu, arystokracie, jego żonie, jej kochanku i jeszcze kilku barwnych postaciach. Skrzące się dowcipem libretto (w tłumaczeniu Juliana Tuwima, który, nawiasem mówiąc, nawoływał do zamordowania operetki "tej starej idiotki" ), a także melodyjna muzyka Johanna Straussa - króla walca, zagwarantowała dziełu powodzenie po wsze czasy. Jubilat wcieli się w dozorcę więziennego Froscha. W pozostałych rolach usłyszymy wybitnych polskich śpiewaków: m.in. Iwonę Hossę, Martę Boberską, Pawła Skałubę, Adama Kruszewskiego, Adama Zdunikowskiego i Annę Karasińską.

- Artystom towarzyszyć będzie jedna z najlepszych orkiestr w kraju - Sinfonia Varsovia pod batutą Jerzego Maksymiuka. Spektakl wyreżyserował Andrzej Strzelecki, a scenografię przygotowała Izabela Chełkowska.

Dla Czytelników mamy zaproszenia na dzisiejszą premierę. Wystarczy zadzwonić dziś o godz. 12 pod nr tel. 334-88-08.

Z Janem Machulskim rozmawia Adrianna Ginał.

Adrianna Ginał: Jak na najsympatyczniejszego kasiarza polskiego filmu przystało, jubileusz 50-lecia pracy spędza Pan dziś za kratkami...

Jan Machulski: Na wieczornym przedstawieniu w Teatrze Polskim jestem strażnikiem więźniów w operetce "Zemsta nietoperza". Raczej pilnuję osadzonych, niż sam jestem więziony.

Mimo wszystko Frosch, którego Pan gra, to dozorca więzienny.

No tak. Ale to i tak dziwne przedstawienie - wszyscy naokoło śpiewają, a ja gram.

Skąd pomysł, by jubileusz uczcić operetką?

Zawsze lubiłem nietypowe sytuacje. Nigdy jeszcze nie grałem w operetce, a "Zemsta nietoperza" jest cudowna. Towarzystwo poza tym znakomite, bo dyryguje Jerzy Maksymiuk, Andrzej Strzelecki reżyseruje, plakat robił Andrzej Pągowski, są świetni śpiewacy. Chciałem to wykorzystać. Pomyślałem, że może przygotuję na ten jubileusz jakiegoś belfra i gdzieś zagram, ale to już zrobił Pszoniak. Moje 50 lat w filmie się już jakby spełniło, ponieważ w "Młodości Chopina" miałem fajny epizodzik, no i przede wszystkim był film syna - "Vinci". A w teatrze mam tego Froscha.

Najczęściej wcielał się Pan w role oszustów, można wręcz stwierdzić, że jest Pan "zawodowym oszustem", w końcu aktorstwo to też jakiś rodzaj mistyfikacji. Nawet jak Pana pytają o wiek, to Pan odpowiada, że ma...

53 plus VAT. Ale to sympatyczne i nieszkodliwe oszustwo. Gorzej, jak są oszustwa takie, że cały kraj za nie cierpi. Co do aktorstwa, to trzeba doskonale kłamać, żeby to była prawda.

Patrząc na Pana zawodową aktywność, bo przecież Pan jeszcze reżyseruje, pisze scenariusze, książki, to te 53, nawet bez VAT-u, to szczera prawda.

Tak jest. Trzydzieści lat w łódzkiej szkole filmowej uczę, teraz mam jeszcze szkołę trzyletnią aktorską, stworzyłem teatr Ochoty, w którym 25 lat dyrektorowałem, czyli zawsze robiłem sporo, obok zawodu aktorskiego. Raz w tygodniu jeżdżę do Łodzi, zawsze biorę jakiś rok i cieszę się potem, jak wychodzi z niego taki Pazura czy Malajkat, którymi mogę się pochwalić, że czasem grają lepiej ode mnie.

Pana mama mawiała Panu ponoć: "Kochaj ludzi mocno, a oni ci się tym samym odpłacą".

Muszę Pani powiedzieć, że to prawda.

A nie to, że człowiek człowiekowi wilkiem?

Ja zawsze kochałem ludzi i to stworzyło wokół mnie dobrą atmosferę. Spora tu zasługa mojej żony Haliny Machulskiej. Wtedy z przyjemnością się pracuje. Choćby szkoła czy ognisko aktorskie, które stworzyliśmy z dzieciakami - wszyscy zawsze czuli się tu jak w domu. Czasem to nie był ich drugi dom, ale pierwszy.

W jubileuszowej książce "Benefis" postanowił Pan skończyć z oszustwem i napisać samą prawdę. Czy to prawda?

To takie zakończenie mojego 75-lecia. Całą prawdę rzeczywiście napisałem. To, w jakim momencie jestem, co jeszcze robię. Stworzyłem na przykład zespół młodych ludzi, z którym jeździmy z moją sztuką "Niebezpieczne zabawy". Zaprasza nas Polonia. Byliśmy już w Australii, Afryce, Ameryce - to duża przyjemność, że mogę grać na scenie.

Kończy Pan z paradą oszustów? Nie będzie "Vabanku III"?

Nie sądzę. To byłaby już przesada. Nie można tyle razy do tej samej wody wchodzić, boby nas potem skrzyczeli. Teraz będzie inny Janek Machulski.

Jaki?

Na teatralne 50-lecie starczy ten pijany strażnik Frosch w operetce. A potem jeszcze bym w filmie zagrał. Jakąś taką inną rolę. Nie wiem, jakiegoś głupeczka, jakiegoś skrzywionego starszego pana, dziadka głupowatego, debila. Ciągnie mnie do takich charakterystycznych, wesołych ról.

Jak sobie radzą

- Jan Machulski urodził się w 1928 r. w Łodzi. Ukończył łódzką Państwową Wyższą Szkołę Teatralną.

Był aktorem teatrów: im. Jaracza w Olsztynie, Nowego w Łodzi, Polskiego i Narodowego w Warszawie. W 1974 r. założył warszawski Teatr Ochoty. Dwukrotnie był dziekanem wydziału aktorskiego łódzkiej szkoły filmowej. Wychował ponad stu aktorów, zagrał w kilkuset spektaklach teatralnych i ponad 70 filmach. Największą popularność przyniosła mu rola kasiarza Henryka Kwinty w dwóch częściach "Vabanku" wyreżyserowanych przez syna, Juliusza Machulskiego. Machulski jest pomysłodawcą łódzkiej Alei Sławy na Piotrkowskiej, w której od 1998 r. ma swoją gwiazdę. Siedem lat temu zdobył tytuł Łodzianina Roku, a podczas festiwalu Camerimage 2003 odebrał specjalną Złotą Żabę dla aktora. Napisał m.in. autobiografię "Chłopak z Hollyłódź" i książkę z wywiadami, felietonami i scenariuszami "Benefis".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji