Artykuły

Widownię oczarowała Piaf

Ci, którzy oczekiwali od dyrektora Jana Nowary "czegoś lżejszego", co przyciągnęłoby do kaliskiego teatru szerokie rzesze odbiorców, mają to, czego chcieli. Właściciele punktów sprzedaży płyt i kaset magnetofonowych powinni już teraz zacząć zamawiać Edith Piaf, bo klienci w Kaliszu będą pytali o nią coraz częściej. A Justyna Szafran, odtwórczyni roli legendarnej pieśniarki, zapamięta dzień 8 kwietnia 2001 r. do końca życia.

Pod względem muzycznym "Piaf" Pama Gemsa w reżyserii Jana Szurmieja od początku zapowiadała się obiecująco. Gwarancją była tu zarówno sama Justyna Szafran będąca laureatką Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i obdarzona głosem, którego większość śpiewających aktorek może jej tylko pozazdrościć, jak i osoby kierownika muzycznego Andrzeja Zaryckiego oraz Marka Łakomego i Fryderyka Stankiewicza, którzy przygotowywali spektakl pod względem wokalnym. Także udział znanego w kraju reżysera zapowiadał dzieło udane i niebanalne. Można natomiast było postawić sobie pytanie, jak całe to przedsięwzięcie sprawdzi się pod względem aktorskim, a zwłaszcza - jak w trudnej, bo podwójnej, piosenkarskiej i aktorskiej roli sprawdzi się Justyna Szafran? Bez obaw - w Kaliszu dawno już nie było roli zagranej tak namiętnie, a jednocześnie tak trafnie. Wrażenie niepewności mogło towarzyszyć widzom jedynie na samym początku długiego, bo ponadtrzygodzinnego widowiska (co kilka minut urozmaicanego piosenkami). W miarę jak młoda aktorka wciągała się w rolę, wciągała w nią również publiczność. Efekt końcowy był taki, że w oczach wielu pojawiły się łzy, a wszyscy jak jeden mąż zgotowali kaliskiej Piaf owację na stojąco trwającą w sumie ok. 15 minut. Justyna Szafran w tej roli okazała się tak przekonująca, że nawet gdy wychodziła na scenę po odśpiewaniu finałowego "Non, je ne regrette rien", by podziękować widowni, wciąż jeszcze była złamaną kobietą uśmiechającą się tylko z najwyższym trudem. Ożywiła się dopiero po długiej, długiej chwili.

Ale serca kaliszan podbiła nie tylko ona. Sądząc po oklaskach i komentarzach, bardzo spodobała się również Katarzyna Strojna, która jako Toinę przeistoczyła się na naszych oczach z ordynarnej panienki lekkich obyczajów w stateczną, choć nadal dość prostacką matronę, stwarzając zabawny kontrast z wciąż czującą się i wyglądającą młodo Piaf. Pozytywnie zadziwił nas również Maciej Orłowski, którego możliwości wokalne znaliśmy dotychczas jedynie z Kabaretu Artystów Teatru KAT. W niedzielnym spektaklu zagrał rolę Charlesa Aznavoura z najważniejszymi tego konsekwencjami, a więc również z sukcesem piosenkarskim. Trzeba jeszcze wspomnieć o dyskretnej, ale bardzo udanej scenografii Sabiny Bicz i poinformować, że spektakl będzie prezentowany podczas tegorocznych Kaliskich Spotkań Teatralnych. Wcześniej zapewne obejrzy go wielu kaliszan.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji