Artykuły

Ten romans kosztuje

"Płatonow" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Groteskową historię demonicznego Płatonowa, pełną efektownych pomysłów reżyserskich, zaserwowała bydgoskim widzom Maja Kleczewska. To zakończenie sezonu w Teatrze Polskim, które nie pozostawia obojętnym.

Choć reżyserka odrzuciła propozycję scenografii Pawła Wodzińskiego, przygotowaną do projektu "Czechow Saga", i u niej najważniejsza jest domowa przestrzeń. Bohaterów "Płatonowa" spotykamy bowiem w dość obskurnym mieszkaniu. Owszem, sprzęty gospodarstwa domowego są tu całkiem nowoczesne, ale otoczenie - zaniedbane. Może być to rosyjska prowincja rodem z tekstu dramaturga, ale równie dobrze i mieszkanie naszych sąsiadów.

W swoim pierwszym utworze Czechow wykorzystał motyw legendarnego uwodziciela Don Juana. Ale Płatonowowi daleko do fascynującego kobieciarza. Poznajemy go, gdy stoi na środku pokoju ze spuszczonymi spodniami, tępo wpatrując się w telewizor. Mężczyzna nie reaguje, gdy do jego domu wkracza z walizką piękna Sonia (bardzo dobra, szczególnie w tej scenie, Dominika Biernat). "Wyjeżdżamy!" - komunikuje mu. Dla tego zmarnowanego mężczyzny zostawiła swojego męża. On dla niej obiecuje zostawić żonę. I przez chwilę widz jest w stanie uwierzyć w przedstawiony romans. Wierzy tak długo, jak wierzy sam Płatonow - czyli na długość dźwięku wypowiedzianego zdania: "Jutro o 10 wyruszamy". Później jego myśli i serce wypełnia ktoś inny. Maria (dobrze poprowadzona przez Martę Ścisłowicz postać) - trochę nieśmiała, miłość przyrównująca do świętości, rozpamiętująca każde słowo wypowiedziane przez Płatonowa w jej stronę. Jest i Sasza (udany gościnny występ Aleksandry Bożek) - wydawałoby się, że najsilniejsza, dojrzała, traktująca kochanka jak zabawkę. Pojawia się także zdradzający swe uczucie do Płatonowa Mikołaj (groteskowy Michał Czachor). A na dokładkę historia podrzuca nam żonę - głupią wariatkę (najlepsza, komiczna i przerażająca Marta Nieradkiewicz).

Maja Kleczewska nie pozostawiła jednak na pierwszym planie jedynie Płatonowa z wianuszkiem kobiet gdzieś w oddali. Wysunęła na pierwszy plan również relacje pomiędzy poszczególnymi miłostkami. To właśnie złożyło się na pierwszy akt - zatrzymane w filmowych sekwencjach epizody z życia kochanka. Paranoiczna miłość jest równie istotna w każdej z nich, równie szczera i niemożliwa. Spektakl świetnie wprowadza w każdy ze związków. Składa się on jednak ze zbyt przeciąganych scen - o ile zabieg powtarzanego tekstu i gestów przy jednej parze ciekawi, przy kolejnych może już nużyć.

Co najciekawsze, w tym krótkim czasie świetnie udało się przedstawić różne etapy poszczególnych związków. Kobiety są to ułożone, grzeczne, to znów, za sprawą głównego bohatera, zalotne i lubieżne. Potrafią mu dyktować warunki, by za chwilę skamleć u jego stóp. Trudno uwierzyć w tak ogromną fascynację pijanym, zaniedbanym Płatonowem (w wykonaniu świetnego Mateusza Łasowskiego). Tym bardziej dojmująca staje się ostatnia scena pierwszego aktu. To krwawa orgia i scena morderstwa jednocześnie. Oto Bachus potężny, wokół którego oplatają się kobiety i mężczyźni. Ale to też bóg miłości, pozbawiony prawdziwych atrybutów. Zamiast rogów silnego byka ma jedynie zwinięte kawałki papieru, posiłkuje się też, zamiast prawdziwymi - kiściami sztucznych winogron. Przez chwilę każda z osób, które oddały mu się, wykorzystuje go, czerpiąc z tego przerażającą satysfakcję.

U Kleczewskiej nie brakuje plastycznych scen. Drugi akt rozpoczyna kolejna godna uwagi - bohaterowie, ofiary nieszczęśliwej miłości do Płatonowa, przebrane są za Marylin Monroe. Tylko sukienki mają mniej niewinne - czerwone. Wszyscy nagle stają się jakby wycięci z jednego szablonu - tak samo nierealni, podobnie nieszczęśliwi, pragnący "amerykańskiego snu" - ucieczki i miłości.

Świetnie dobrana muzyka Piotra Bukowskiego i Igora Nikiforowa wprowadza atmosferę rodem z filmów Davida Lyncha - dziką, tajemniczą i igrającą z popkulturowymi znaczeniami. Maja Kleczewska wzięła na warsztat utwór bardzo niedoskonały, tekst trudny, chaotyczny. Jego niespójna konstrukcja stała się dla niej wyzwaniem. Reżyserka wyjęła z Czechowa to, co najważniejsze - okaleczonych bohaterów, ludzi samotnych, ale obdarzonych uczuciami, tęskniącymi za lepszym życiem. Stworzyła intensywny, ale oddający intymne relacje, spektakl, który drażni, bo pokazuje wersje miłości tak absurdalne, że aż rzeczywiste.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji