Artykuły

Gładki portret Pyrkosza

Wywiad rzeka z Witoldem Pyrkoszem jest interesujący, ale za gładki, zupełnie jakby miały go drukować w odcinkach pisma kolorowe - o książce "Witold Pyrkosz. Podwójnie urodzony" pisze Jacek Szczerba w Gazecie Wyborczej.

Annie Grużewskiej i Izie Komendołowicz udało się zbudować przekonujący portret popularnego aktora. Pyrkosz (rocznik 1926) - wiadomo, to Wichura z "Czterech pancernych i psa", Pyzdra z "Janosika", Duńczyk z "Vabanku", Balcerek z "Alternatywy 4" i Lucjan Mostowiak z "M jak miłość". Jego życie rozegrało się na trasie Lwów - Kraków - Kielce - Wrocław - Warszawa. Ma dwoje dzieci i młodszą od siebie, atrakcyjną i energiczną małżonkę.

A jaki jest? Nie jest intelektualistą (wzywany do odpowiedzi na lekcjach łaciny mówił: "Walkowerem, panie profesorze"). Jest trochę leniwy (nie uczy się dłuższych tekstów, na planie filmowym korzysta z systemu ściągawek). To nie teoretyk aktorstwa, ale ktoś o dużej samoświadomości zawodowej (tak oto rozmawia z reżyserem: "Nie tłumacz mi tego, powiedz mi wprost, o co chodzi, bo ja wiem, że ty i tak będziesz miał rację. Jesteś lustrem. Ty mnie widzisz, a ja siebie nie. Czyli jak ty mi mówisz, że to jest niedobre, to ja ci muszę zaufać".

Ma skłonność do żartów, nawet jeśli sam jest ich przedmiotem. Powtarza jak to syn Konrada Nałęckiego, reżysera "Czterech pancernych...", powiedział na planie, gdy Pyrkosz próbował ruszyć czołgiem: - "Pyrkosz, pyrkosz, a nie jedziesz". Ta kwestia weszła zresztą do filmu.

To także facet lubiący ostro balangować (gdy kręcili "Janosika", Marek Perepeczko poprosił, by zakwaterować go z dala od grupy bankietowej Pyrkosz - Bilewski - Cnota). I niestroniący od śmiałych sądów: po wizycie w ZSRR narzekał na zmanierowania tamtejszych aktorów ("aktor na scenie ciągle trzymał a to kubek, a to gazetę, stale musiał się podpierać jakimś rekwizytem"), gdy zaś wytykano mu występy w reklamie, odpowiedział: "Wolę się prostytuować, reklamując margarynę za godziwe pieniądze niż pochody pierwszomajowe za darmo". Godne podziwu jest też to, że stać go na takie wyznania: w Wenecji, za komuny, kupił sobie okazyjnie ładne buty, ale szybko mu się zdarły, bo okazało się, że to były buty do trumny.

Takiego Pyrkosza udało się w wywiadzie pokazać. A co nie wyszło? Otóż, gdy dochodzi do tzw. drażliwych tematów, Pyrkosz zbywa rozmówczynie, wykręca się półprawdą. Woli pamiętać fakt, że gdy kilka tygodni po wprowadzeniu stanu wojennego partyjny reżyser Bohdan Poręba zaproponował mu rolę w filmie, to on odmówił, niż to, że niedługo potem grał u innych "reżymowców" - Petelskich: w "Kamiennych tablicach" (1983) i "Kim jest ten człowiek?" (1984), a w latach 1983-85 pojawiał się w spektaklach telewizyjnych, których w obsadzie na próżno szukać aktorskich tuzów zaangażowanych w bojkot TVP.

Poza tym pytany, dlaczego w latach 80. występował w Teatrze Narodowym prowadzonym przez popieranych przez władzę Krystynę Skuszankę i Jerzego Krasowskiego, mówi, że dla niego to byli artyści, nie politycy, i konstatuje: "Łatwo dzisiaj mówić, że nie trzeba było u nich grać. Tylko jak i za co miałem żyć?!". Ale czy naprawdę chodziło wyłącznie o pieniądze? I z czego żyli aktorzy niewystępujący wówczas w "czerwonych teatrach"?

Nie ma też niestety w wywiadzie - i to już wina dziennikarek - ani słowa o rolach, w których Pyrkosz wypadł dobrze, choć wydawały się zupełnie nie dla niego. Choćby o roli Philipa Marlowe'a w telewizyjnym "Długim pożegnaniu" Chandlera w reżyserii Stefana Szlachtycza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji