Artykuły

"Przedstawienie" Hamleta we wsi Głucha Dolna"

IVO BRESAN O SWOJEJ SZTUCE

- Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia dramatopisarskiego. Mój dorobek to wszystkiego kilka sztuk.

Obecnie pracuję jako nauczyciel w gimnazjum w Szybeniku. Jeszcze w czasach szkolnych zacząłem pisać nowele. Dramatem zainteresowałem się bliżej na studiach, najpierw jako aktor-amator, później jako autor.

Oprócz tego napisałem scenariusze filmów fabularnych: "Przedstawienie Hamleta...", "Zbawca" (tegoroczny jugosłowiański kandydat do Oscara) i "Nikola Tesla". Wszystkie trzy teksty opracowałem z reżyserem Krsto Papiciem.

"Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" stanowi w mojej twórczości pierwszą część czegoś w rodzaju tryptyku. Pozostałe dwie części, które również nazwałem tragigroteskami, to "Szatan na wydziale filozoficznym" i "Wizja Jezusa w koszarach J.W.2507".

W "Szatanie" temat faustyczny osadziłem we współczesnej rzeczywistości socjalistycznej. W "Jezusie" wizję Chrystusa, jaka nawiedza żołnierza stojącego na warcie, zestawiłem z przyziemną, realnością koszar. W tryptyku tym pragnąłem zrealizować zasadę, którą wyznaję od młodości i która jest moim ideałem estetycznym: połączenie wzniosłego z banalnym.

Chodzi o wpisanie Hamleta w banalne ramy życia codziennego wsi z Zagórza Dalmatyńskiego. Byłem przekonany, że zderzenie tak przeciwstawnych bytów, podobnie jak w elektryczności zbliżenie biegunów, spowoduje iskrę o wyjątkowym blasku. To co banalne osiągnie wymiar wizji artystycznej, zachowując cechy właściwe grotesce. To co wzniosłe, ukazane w swej tragicznej niemocy, staje się realne. Dlatego też wszystkie postacie w "Przedstawieniu Hamleta..." i stosunki między nimi stają się artystycznie interesujące i nabierają pełnego znaczenia dopiero w zestawieniu z odpowiednimi postaciami i relacjami z tragedii Szekspira, którą przygotowują mieszkańcy Głuchej Dolnej.

Gdyby nie owo zdarzenie, bylibyśmy jedynie świadkami obrazka z szarej codzienności. Jednocześnie okazuje się, że nawet Szekspir wpisany w banalne ramy Głuchej Dolnej nie może znaleźć urzeczywistnienia. Ilekroć na przykład Bukara (przewodniczący miejscowej spółdzielni) sili się, aby odegrać rolę króla Klaudiusza, nie wychodzi poza żałosną karykaturę.

KAZIMIERZ KUTZ O PRZEDSTAWIENIU

- W liście Bresana do Teatru Na Woli przeczytałem następujące zdanie: wyznaję od młodości zasadę, która tkwi we mnie jako mój ideał estetyczny - jest to połączenie wzniosłego i banalnego.

Kiedy to przeczytałem - a byłem już w próbach - zrozumiałem najistotniejszą przyczynę tej pracy: ten utwór napisał ktoś bratni.

... przeczytałem sztukę: wydała mi się śmieszna. Potem, za każdym kolejnym czytaniem - coraz bardziej śmieszna i coraz bardziej poważna jednocześnie. Aż się to w końcu odwróciło. Ale w każdym zetknięciu z tym tekstem miałem uczucie obcowania z pięknem. A jest to ów szczególny rodzaj ulgi, gdy zetkniemy się z czymś harmonijnym, precyzyjnym, mądrymi ludzkim. A w dodatku i naszym!

Nie bez znaczenia było też miejsce. Historia powstania Teatru Na Woli, jego niezwykłe umiejscowienie, jego przesłania i powinności, na mnie - plebeja z zezem - podziałały jak kierdel na owieczkę po zachodzie słońca.

No i stare sentymenty: film "Pokolenie" Czeszki, Wajdy, Łomnickiego, Lipmana, Janczara, Cybulskiego i całej tej bomby biologicznej pierwszego pokolenia powojennego artystów. Uczestniczyłem w tamtym niezwykłym przedsięwzięciu, w wielkiej improwizacji nieopierzonych filmowców, w którym Tadeusz Łomnicki pełnił rolę maga. On, jedyny z nas, wtedy już wszystko wiedział i potrafił. Nieprzyzwoicie wszystko umiał. Patrząc na niego, nauczyłem się więcej niż przez całe czteroletnie studia. Potem nie grał w żadnym z moich filmów, nie utrzymywaliśmy też kontaktów osobistych. Czasem tylko odwiedzałem go w garderobie po jego wielkich rolach i przyglądałem mu się, jak wyżętemu potworowi.

Kiedy po dwudziestu czterech latach okazało się, że jestem mu potrzebny przyszedłem do jego Teatru NaWoli(...)

WIDZ O TYM, CO ZOBACZYŁ

Spółdzielnia produkcyjna w Dalmacji upodabnia się stopniowo, w trakcie przygotowań do przedstawienia, do dworu duńskiego z "Hamleta". Przewodniczący Bukara - królem. Wiejski chłopak Skoko - Hamletem. Robią to przedstawienie, bo tak uchwalili na zebraniu - trzeba robić kulturę. Ale ta "kultura" niepokojąco przenika się z życiem. Przewodniczący (Tadeusz Łomnicki) okazuje się prawdziwym dyktatorem na wiejską skalę. Skoko chce pomścić ojca, spółdzielczego księgowego, który z winy Bukary siedzi w więzieniu oskarżony o defraudację, a siedzi dlatego, że nie chciał przysłużyć się Bukarze.

Skoko-Hamlet kocha Andzię, córkę "Poloniusza", wasala Bukary, kolegi z partyzantki (choć nie wiadomo, jak z tą jego partyzantką było...).

Hamlet źle kończy zarówno u Szekspira jak w Głuchej. Jednak tutaj tragedii nie będzie. Ofelia nie umrze i Hamlet nie zginie. Uznany za nienormalnego zniknie w tłumie wieśniaków tańczących,,koło" wokół tronu, na którym siedzi Bukara w królewskim płaszczu i koronie wraz z bufetową " Gertrudą'' (Maria Chwalibóg).

Tak więc Szekspir nie sprawdza się w Głuchej Dolnej! Wiejskie przedstawienie nie osiąga celu, o którym mowa w prawdziwym "Hamlecie".

Teatr ma tam "służyć niejako za zwierciadło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, złości żywy jej obraz..."

Cóż z tego, że pokazuje, jeżeli to nikomu nie szkodzi i nikogo nie obchodzi. Bukara triumfuje.

Ten teatr w teatrze wywodzi się z Brechta. Już na samym początku, gdy pojawia się Łomnicki w tej wiejskiej szopie, gdzie na proscenium stoją skrzynki pełne jabłek, gruszek i ziemniaków, nasuwa się skojarzenie z brechtowskim "gangiem warzywnym". I podobnie jak w "Arturze Ui" czy w "Operze za trzy grosze" następuje zwycięstwo zła i nie ma tragicznego oczyszczenia.

Kutz nadał przedstawieniu swój własny styl, nieco jasełkowy. Jak wypada to połączenie Brechta z jasełkami?

Oto spółdzielcy schodzą się na próbę, wychodzą na scenę. Otwierają skrzynię, wyciągają z niej kolorowe szmaty teatralne, stroje królów, dam i błaznów. Przebierają się, Bukara i bufetowa przymierzają złote korony. I grają "Hamleta". Pijany Bukara woła, że ta sztuka "potępia królów i burżuazje" ale brzmi to jak jawne szyderstwo, bo on tu jest bezkarnym tyranem. W inscenizacji Kutza Bukara zasiada na tronie jak Herod. A jeżeli Herod, to już jakby z góry potępiony, nie triumfujący.

Tutaj królewskiej parze nic nie grozi. Kiedy już przepędzą i pognębią Hamleta, gaśnie światło i tylko po ciemku błyszczą szklane diamenty w koronach bufetowej i Bukary.

Kiedy czytamy obie wypowiedzi z programu teatralnego: autora i reżysera, zauważamy, że akcenty są w nich postawione inaczej.

Breśan tragedię zamienia w zgrzyt sprawy godne tragedii pozbawia wzniosłości. Mówią coś o tym tytuły jego sztuk. Kutz, jak sam powiada, ponad zgrzytami zmierza do harmonii. I chyba dlatego jako przeciwwagę całego zła, brudu i chamstwa wprowadza kontrapunkt: Stanisława Celińska, w kwiecistej chuście, śpiewa songi, trochę jugosłowiańskie w charakterze, ale raczej - śląskie... Jej czysty śpiew zapowiada jakby powrót sprawiedliwości. Tego akcentu w dramacie nie ma. Ale to już początek recenzji, a tu nie miejsce na to. Dla .. nas ważne, że po "Soli..."' i "Perle w koronie" mamy kolejną liczącą się realizację noszącą podpis Kazimierza Kutza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji