Artykuły

Korowód przeszedł obok

Prawda, że w teatrze można wystawić wszystko. Tylko po co?

Najnowsza premiera w Teatrze im. Stefana Jaracza to "Czarujący korowód według korowodu czarującego pana Arthura Schnitzlera" Wernera Schwaba. Jeden z najbardziej kontrowersyjnych tekstów w europejskiej dramaturgii wziął na warsztat Bohdan Hussakowski.

Tekst Schwaba ma być przejmującym studium rozpadu najintymniejszych związków międzyludzkich, diagnozą współczesnej cywilizacji w której wszystko jest na sprzedaż, wszystko jest towarem, nawet seks, najważniejsza jest kasa, nie ma ciepła, uczuć i miłości, ale wydaje mi się, że to studium jest mocno naciągane. Przerysowanie obrazu naszej rzeczywistości miało podkreślić i uwypuklić to, co w niej złe. ale poszło tak daleko, że straciło z tą rzeczywistością związek. Owszem, pieniądze kręcą światem, mamy coraz mniej czasu dla siebie, ale wbrew temu, co próbuje nam wmówić autor, póki co w życiu liczy się jeszcze coś ponad stosunki płciowe odbywane w toalecie, zakładzie fryzjerskim, na biurku, na stole, na ścianie i wszystko jedno z kim.

Ale Hussakowski i zespół Teatru Jaracza dowiedli, że nawet na tak wątpliwym tekście można zrobić dobry teatr. Pod mistrzowską ręką Hussakowskiego aktorzy dali koncert gry, ani na chwilę nie obniżając wysokiego poziomu i nie zwalniając tempa narzuconego już w pierwszej scenie. Tutaj nie było słabszych ról. Na scenie aktorzy pojawiają się parami, a każda postać występuje dwa razy. Zaczęło się od wysokiego C, czyli Grażyny Walasek w roli Kurwy i Cezarego Rybińskiego - Urzędnika. To na nich spadło przyzwyczajenie widza do sprośnego klimatu sztuki, jej dziwnego języka ("piwo za tobą tęskni w lodówce", "mój człowiek we mnie"). To Rybiński po raz pierwszy wyciągnął ze spodni penisa, a Kurwa rzuciła k... i musiała "coś" z nim zrobić. A że oboje zrobili to dokładnie wtedy, kiedy wymagał tego rozwój akcji i w sposób daleki od wulgarności, to zamian świętego oburzenia mieliśmy salwy śmiechu. I tak było już do końca. Znakomita Barbara Marszałek w roli Fryzjerki, która za seks z Panem Domu (kapitalny Mariusz Jakus) otrzymuje obniżkę czynszu, błyskotliwa Ewa Beata Wiśniewska niechętnie spółkująca z równie brawurowym Mariuszem Słupińskim, bo woli czytać "Szkarłatną literę" (!), bezbłędna podobnie Agata Piotrowska-Mastalerz (Sekretarka) i Dariusz Taraszkiewz (Poeta). Nie zawiedli także Gabriela Muskała (Aktorka) i Stanisław Kwaśniak (Poseł).

Schwab zamiast języka używa "materiału językowego, który utracił swoje znaczenie społeczne i leży teraz jak śmieci na szrocie", jedną z głównych "postaci" dramatu jest penis, dosadny symbol stosunku. W inscenizacji przechodzi z rąk do rąk aktorów, którzy robią rzeczy, o których nawet nie śniło się autorom ustawy o zakazie pantografu. I tylko dzięki ich wielkiej kulturze oraz smakowi zawdzięczamy, że to, co widzimy na scenie, nie jest obrzydliwe. Sprawdziła się surowa scenografia, składająca się z siatki oddzielającej widzów od sceny i kilku rekwizytów wnoszonych przed poszczególnymi epizodami. Niezła była muzyka - zlepek raźnych otworów od klasyki po zespół "2 plus 1".

Wiele mi się w tej inscenizacji podobało, niestety, oprócz idei i tekstu, w jaki została zamknięta. W związku z tym nie mogę pozbyć się wrażenia, że reżyser i aktorzy wykonali kawał dobrej, tak naprawdę nikomu niepotrzebnej roboty. Bo jeśli świat rzeczywiście wyglądałby tak, jak opisuje go Werner Schwab, to nikt nie chodziłby do teatru. Chyba że po to, by kopulować w ostatnim rzędzie. Ale to przecież z powodzeniem można robić w toalecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji