Artykuły

Cierpienie w klatce

Pierwsza odczuwa rozkosz, przetykając klozety. Druga powtarza do znudzenia historię o facecie, który pchał palec pod jej spódnicę. Trzecia z cielesnych przyjemności najbardziej lubi pasztetówkę.

Każda dźwiga na plecach imperium cierpienia. Stąd pewnie tytuł sztuki o tych trzech nieszczęśliwych kobietach: "Prezydentki". Wystawiona na Scenie STU sztuka Wernera Schwaba zaczyna się od sceny "telewizorowej". Dobiegają ostatnie słowa mszy. Po błogosławieństwie papieża telewizor cichnie i zaczyna się inna "msza", w której kapłankami i ofiarami są tytułowe bohaterki. Trudno do końca powiedzieć, ile w ich historiach jest prawdy, a ile zmyślenia. Bez względu jednak na to, czy chora psychicznie Maryjka, którą gra Bożena Adamek, rzeczywiście - jak mówi - je konserwy wydobywane z kloaki, bez względu na to, czy dewotka Erna (Halina Wyrodek) i "psia mama" Greta (Anna Tomaszewska) zgrywają się przed sobą, czy zwierzają - ich ból jest niepodważalny.

Cały ten seans zwierzeń, zakończony zimnym mordem dwóch przyjaciółek na Maryjce, można tłumaczyć w dwojaki sposób. Albo to wszystko była teatralna zgrywa, albo w ogóle zgrywą jest wszystko, co w życiu robimy. Zresztą tłumaczenia te wcale wzajemnie się nie wykluczają.

Pierwszy wariant oznacza, że teatr zastąpił w koślawej formie kościół - po wyłączeniu telewizora odbyła się "msza bez Boga" - ułomna, bo zakończona niby- ofiarą. Przecież na moment po zaszlachtowaniu Maryjka wstanie i zacznie się kłaniać widowni. Jedynym śladem zbrodni będzie wiadro, do którego spłynęła czerwona farba udająca krew. Nie ma nigdzie ratunku, nie ma nawet dostojeństwa cierpienia - zdaje się mówić Werner Schwab.

W drugie rozwiązanie wplątany jest również sam autor, z całym teatrem swojego zakończonego marną śmiercią życia. Protestując przeciw zakłamaniu otaczającego go mieszczańskiego świata, nie znajdując oparcia w żadnym systemie wartości, Schwab krzyczał, wył i bluźnił. A żeby ten krzyk nie był śmieszny, żeby nikt nie mógł go sprofanować, sam się z niego szyderczo śmiał, ubierał w maski swoich tekstów i ekstrawaganckich zachowań. Zapłacił za to najwyższą cenę, ale owemu regulowaniu rachunku nie towarzyszyło ubieranie w ozdobne szaty.

Pełen jestem podziwu dla reżysera - Grzegorza Wiśniewskiego i wszystkich aktorek, że potrafili tchnąć życie w te trzy postaci. Ocierający się momentami o grafomanię tekst wcale tego nie ułatwia, a jednak - Erna, Maryjka i Greta - to żywe postaci. Słowa bohaterek z założenia częstą się "mijają", jednak w tym spektaklu cały czas trwa napięcie. Rodzi je konflikt nie mogących nawzajem siebie ścierpieć, ale i bez siebie wytrzymać, udręczonych istot ludzkich.

Jest jeszcze trzecie, jednak". Oglądając teatralne ucieleśnienie tekstu "Prezydentek" na Scenie STU, miałem przecież nieodparte wrażenie, że uczestniczę w czymś nieautentycznym. Nie sprawiła tego gra aktorek, ale pewna sztuczność związana z przeniesieniem Schwabowego skowytu na mieszczańską scenę, przed mieszczańską publiczność. Grające w klatce i przechodzące na scenę przez klapę artystki przedstawiały grzecznym, uporządkowanym wewnętrznie i bezpiecznie oddalonym widzom rozbity na strzępy świat "Tak, to straszne" - mógł sobie powiedzieć mieszczuch (mogłem sobie powiedzieć ja) i nawet się nie oburzył, bo przecież wiedział, że ta klatka przyjechał; wraz z cyrkową trupą z jakichś egzotycznych, obcych mu krain rozgorączkowanej wyobraźni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji