Artykuły

O co walczy Kazimierz Kutz?

Niebezpieczna jest swoboda, z jaką Kazimierz Kutz zmienia role. Raz wypowiada się jako twórca, by za chwilę mówić już jak polityk. I niestety jego wypowiedzi jako polityka pełne są zawoalowanych gróźb. Kutz polityk szantażuje środowisko, że naśle kontrolę na PISF i zweryfikuje ustawę o kinematografii. Chce również dać ministrowi swego rządu narzędzia administracyjnej ingerencji w działalność stowarzyszeń twórczych i organizacji autorskich (o tym mówi zachwalana przez Kutza ustawa o prawie autorskim) - pisze Maciej Strzembosz w Gazecie Wyborczej.

Raz jeszcze okazuje się, że ci, którzy innych obrażają z niesłychaną łatwością, na swoim punkcie są niezwykle wrażliwi. Ironiczna wypowiedź Janusza Kijowskiego spowodowała najwyraźniej, że Kazimierz Kutz nie tylko przeszedł z nim ponownie na pan, ale postanowił się wypisać ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich.

Reakcja emocjonalna zrozumiała, bo racji Kutz zbyt wiele po swojej stronie nie ma. A jak argumentów mało, warto unieść się honorem i odpowiedzieć ad personam.

Zdaniem Kutza źródłem wszelkiego zła jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich i jego zarząd, ale równocześnie tantiemy mu się należą jak psu buda. Owszem, należą mu się, tyle tylko, że przez dziesiątki lat ich nie otrzymywał, gdyż reżyserzy nie mieli tantiem (mimo podpisanych konwencji i umów międzynarodowych). Dopiero to okropne SFP z okropnym prezesem Bromskim te tantiemy wywalczyło, stworzyło organizację zbiorowego zarządu ZAPA, działającą, jak sam Kutz przyznaje, "nienagannie". I pilnuje w imieniu twórców, w tym Kazimierza Kutza, by użytkownicy utworów tantiemy płacili.

Kutzowi również mylnie wydaje się, że sprawa tantiem dla reżyserów wiąże się z wejściem Polski do Unii. Prawo autorskie znowelizowano już w 1996 r. Prawo niestety nie załatwiło wszystkiego. Wysokość tantiem otrzymywanych również przez Kutza jest wynikiem determinacji, kompetencji, odwagi, umiejętności negocjacji, dobrej obsługi prawnej ludzi na co dzień walczących o prawa twórców.

Tymczasem PO - partia, z której list Kutz został posłem i którą reprezentuje w mediach i w komisjach sejmowych jako członek jej klubu parlamentarnego, więc nie ma znaczenia, czy jest formalnie jej członkiem - najpierw płacenie owych tantiem utrudniała (słynna poprawka posła Szejnfelda zwalniająca na półtora roku kablarzy z tego obowiązku), a obecnie chce na pięć lat tantiemy zawiesić. Czyni to, promując ustawę, która sprawi, że każda wypłata będzie musiała być wynikiem wyroku sądowego.

Jeśli - jak postuluje Kutz - TVP zostanie "zaorana", a archiwa przekazane bezpłatnie innym instytucjom, to jego tantiemy też znikną. Ma prawo przekazać swoje dochody innym (wypomina mu to złośliwie Kijowski), ale dlaczego chce też zlikwidować przychody nie swoje? Równie jak on zasłużonych dla kultury ludzi, ale tych, którzy są na rzeczywistej emeryturze i nie pobierają poselskich diet?

Kutz udaje też, że nie rozumie wagi argumentu Kijowskiego, iż wszystkie swoje filmy zrobił za pieniądze państwowe (w okresie PRL) lub publiczne (po odzyskaniu niepodległości). Argument jest ważny, gdyż Kutz, gdy już twórczości zaniechał, wymaga, by inni robili filmy za prywatne pieniądze. Tymczasem prywatny kapitał nie sfinansowałby ani "Nikt nie woła", ani "Perły w koronie", ani "Zawróconego". Nie da się też zrobić za prywatne pieniądze tylu teatrów telewizji, ile zrobił Kutz. Szczerze mówiąc, nie da się zrobić żadnego.

Jest więc coś nieprzyzwoitego w połajankach Kutza, że Kijowski za wiele nie osiągnął i zbyt wielu filmów nie zrobił. Trzeba przypomnieć, że po zrobieniu "Indeksu" Kijowski sam trafił na indeks cenzury (w tym samym czasie Kutz nakręcił film o dobrym sekretarzu PZPR pod tytułem "Linia").

Kazimierz Kutz rzeczywiście dzielnie wspierał ustawę o kinematografii, ale twierdzenie, że odegrał rolę kluczową, jest nieuzasadnionym faktami samochwalstwem. Służę zapisami głosowań sejmowych. PO zagłosowała jako jedyna partia przeciw ustawie, a Kutz nikogo w swej ukochanej partii do ustawy nie umiał przekonać (choć w Senacie sam za nią głosował).

Niebezpieczna jest też swoboda, z jaką Kazimierz Kutz zmienia role. Raz wypowiada się jako twórca, by za chwilę mówić już jak polityk. I niestety jego wypowiedzi jako polityka pełne są zawoalowanych gróźb. Kutz polityk szantażuje środowisko, że naśle kontrolę na PISF i zweryfikuje ustawę o kinematografii. Chce również dać ministrowi swego rządu narzędzia administracyjnej ingerencji w działalność stowarzyszeń twórczych i organizacji autorskich (o tym mówi zachwalana przez Kutza ustawa o prawie autorskim).

Kutz polityk chce kontrolować, dyktować warunki i karać nieposłusznych. Atakowani przez niego twórcy: Holland, Bromski, Krauze, Kijowski, dostali od środowiska w demokratycznych wyborach mandat na jego reprezentację. Tego nigdy we własnym środowisku filmowym nie dostał Kazimierz Kutz. Może stąd ta agresja?

Bromski i Kijowski (choć poglądy od tego ostatniego mam diametralnie różne na wszystko z wyjątkiem roli kultury we współczesnym świecie) konsekwentnie budują niezależność środowiska od wszelkiej władzy. Mają prawo reprezentować środowisko i w Pałacu Namiestnikowskim, i na Rozbrat, i w Alejach Ujazdowskich, i na Wiejskiej - czy to się Kutzowi podoba, czy nie.

Na koniec pro domo sua. Należę do producentów, których Kutz odsądza od czci i wiary i buduje z nas środowisko ludzi wampirów, którzy tuczą się krwią wysysaną z mediów publicznych. Proponuję, aby Kazimierz Kutz, który tak chętnie liczy, ile pieniędzy producenci "wynoszą" z TVP, był łaskaw jeszcze policzyć, ile "przynoszą". Jeśli bowiem więcej niż 75 proc. budżetu TVP stanowią w tej chwili zarobki reklamowe, a większość tych zarobków pochodzi z reklam umieszczanych przy produkcjach polskich, to ktoś je musi produkować i zapewne nie są to ani krasnoludki, ani producenci z Hongkongu.

Ciekawe, że PO, niegdyś reklamująca się jako patron drobnej przedsiębiorczości, dziś - także ustami Kutza - atakuje ludzi, którzy zakładają polskie firmy, zatrudniają polskich obywateli, polskich pisarzy, aktorów, reżyserów wreszcie. I płacą podatki w Polsce, a nie na Cyprze.

Od lat w mediach wytrych Rywina służy każdej insynuacji PO na temat pazerności producentów. Ośmielam się więc Panu przypomnieć, Szanowny Panie Kazimierzu, że gdy razem podpisywaliśmy publiczny apel w sprawie ustawy o kinematografii adresowany do Tuska i Rokity, Donald Tusk, był łaskaw nas obu nazwać wspólnikami Rywina.

Jest wreszcie rzeczą osobliwą twierdzić, że prywatni producenci są przeciwni powstaniu 16 kanałów regionalnych telewizji. W teorii, to przecież dla nas bonanza - aż tylu klientów więcej! Problem w tym, że aby te ośrodki nie zbankrutowały w ciągu roku, muszą mieć zapewnione pieniądze. Nie protestowaliśmy przeciwko utworzeniu nowych telewizji regionalnych, lecz domagaliśmy się gwarancji finansowych, że cały ten plan nie jest przykrywką do prywatyzacji. Zwracaliśmy uwagę, że 16 niezależnych telewizji regionalnych nie ma żadne bogate państwo zachodniej Europy, więc w polskim budżecie też się takie kwoty nie znajdą.

Telewizja to kosztowne przedsięwzięcie, o czym Kazimierz Kutz doskonale wie. Pamiętam, że jako dyrektor Programu Pierwszego TVP (ściągnięty tam przez Andrzeja Drawicza) prawie 20 lat temu dziwiłem się, dlaczego ośrodki regionalne mają tak wysokie koszty własne, to ówczesny dyrektor TVP Kraków, Kazimierz Kutz, ofuknął mnie: "Młody człowieku, telewizja to nie powielacz, telewizja musi kosztować". Czemu wtedy Kazimierz Kutz to rozumiał, a dziś już nie?

* Maciej Strzembosz, prezes Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych, scenarzysta i producent (m.in. "Miodowe lata", "Kasia i Tomek", "Ranczo")

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji