Artykuły

Skandalista Jacek Głomb

Czas rewolucji związanej z przeobrażeniem zapadłego Centrum Sztuki w profesjonalny Teatr Modrzejewskiej mamy już za sobą, a Głomb ciągle walczy...

Kiedy dziesięć lat temu Jacek Głomb [na zdjęciu] obejmował stanowisko dyrektora legnickiego teatru, nikt nie przypuszczał, że ta placówka stanie się wzorem dla scen z całego kraju. "Ballada o Zakaczawiu" do dziś stanowi drogowskaz dla współczesnych twórców scenicznych. Bez wątpienia ojcem tego sukcesu jest Głomb. Jednak czas rewolucji związanej z przeobrażeniem zapadłego Centrum Sztuki w profesjonalny Teatr Modrzejewskiej mamy już za sobą, a Głomb ciągle walczy...

Twórca i tworzywo

Analizując ostatnie wydarzenia związane z teatrem, trudno oprzeć się wrażeniu, że forma owych bojów już dawno przerosła treść. Przykładem mogą być okoliczności wymiany kadry zarządzającej teatralną knajpką Cafe Modjeska.

Równo rok temu Jacek Głomb wspólnie z Magdaleną Zaczyńską, ajentką lokalu, ogłosili, że otwierają knajpę. Padło wówczas wiele słów: o idei ożywiania rynku, potrzebie funkcjonowania lokalu dla współczesnej cyganerii artystycznej, kreowaniu wzorów kulturalnego spędzania wolnego czasu, a nawet o miejscu, w którym przy porannej kawie można sięgnąć po jeszcze ciepłe wydania codziennych gazet.

Jaką część tych deklaracji udało się zrealizować? Niewielką. Nie oznacza to, że zabrakło atrakcji. W tym czasie klienci Cafe Modjeskiej byli świadkami wielu skandalicznych sytuacji, w których główną rolę odegrał... dyrektor teatru. W ostatnich dniach ub. roku Głomb zerwał umowę najmu z Zaczyńską.

Etos po godzinach

Na temat epitetów, jakimi przed miesiącem w zaciszu lokalu "częstowali się" szef działu marketingu i dyrektor Teatru Modrzejewskiej, inne osoby związane z tą instytucją nie chcą oficjalnie mówić. Boją się reakcji szefa. O zdarzeniu chętnie mówią za to inni klienci Modjeskiej.

- Do Legnicy przyjechał wówczas kontrahent, z którym moja firma podpisała ważną umowę - wyjaśnia Ryszard Konowski. - Po załatwieniu wszystkich formalności poszliśmy do knajpki przy teatrze, by w kuluarowej rozmowy uzgodnić jeszcze kilka szczegółów kontraktu. Kontrahent przyjął taką propozycję z entuzjazmem, bo słyszał wiele dobrego o legnickim teatrze. Zmienił zdanie, gdy stał się mimowolnym świadkiem "rozmowy" między Jackiem Głombem i jego podwładnym. Obaj panowie przez kilkanaście minut wyzywali się, wykrzykując pod swoim adresem najbardziej wulgarne słowa. Nie przeszkadzało im, że konflikt obserwuje spora grupa klientów. Patrząc na to zdarzenie z perspektywy czasu, przeraża mnie świadomość, że Głomb postrzegany jest przez wielu młodych ludzi jako człowiek sukcesu, czyli wzór do naśladowania...

Walka o klienta

Jolanta Zgłobicka jest właścicielką zakładu fryzjerskiego, w którym znajduje zatrudnienie kilkanaście osób. Jej firma współpracuje z najbardziej renomowanymi kreatorami mody w Polsce. Od kilku tygodni jest przekonana, że już nigdy nie pojawi się w Cafe Modjeska.

- Początkowo starałam się nie dostrzegać sytuacji, kiedy dyrektor Głomb zachowywał się tak, jakby był nietrzeźwy. Ostatecznie ta kawiarnia jest miejscem, w którym ludzie mogą kupić alkohol. Jednak ostatnio bardzo mnie zdenerwowała uwaga szefa teatru skierowana pod moim adresem. Gdy weszłam do Modjeskiej, Głomb z trudem utrzymywał się na wysokim stołku przy kontuarze. Na mój widok ostentacyjnie powiedział: "No to znowu zaczęło przychodzić tu bydło". Każdy w takiej sytuacji poczułby się tak, jakby publicznie otrzymał policzek.

Jolanta Zgłobicka twierdzi, że wcześniej przynajmniej kilka razy widziała, jak dyrektor we wnętrzu lokalu pozwalał sobie na niewybredne uwagi pod adresem podwładnych i innych znanych legniczan.

- W każdej z tych sytuacji miał problemy z utrzymaniem równowagi i normalną artykulacją - wyjaśnia Zgłobicka. - Głomb to bez wątpienia wielki artysta, ale takie wykorzystywanie swojego stanowiska jest nieetyczne. Szczególnie w sytuacjach, gdy na sali przebywają młodzi ludzie, a dyrektor tonem nieznoszącym sprzeciwu na cały głos tłumaczy, kto w naszym mieście jest dobry, a kto jest zły. Nie rozumiem też innego zjawiska... Jakim cudem dyrektor, który wygląda na kompletnie zamroczonego alkoholem, decyduje o tym, że należy wyprosić z lokalu trzeźwych klientów?

Było mi wstyd

Trudno ustalić dokładną liczbę osób wyproszonych z Cafe Modjeska na żądanie Jacka Głomba. Na podstawie relacji świadków można przyjąć, że w ciągu ostatniego roku było przynajmniej kilkanaście podobnych sytuacji. Zaskakująca wydaje się spójność opisów przedstawianych przez klientów knajpki.

- 11 grudnia miałem spotkać się ze szkolnymi kolegami, których nie widziałem od kilku lat - wspomina Tomasz Prochota. - Jeden z przyjaciół przyleciał na to spotkanie z Irlandii. Weszliśmy do Modjeskiej i rozwiesiliśmy kurtki na oparciach krzeseł. Zanim doszedłem do kontuaru, usłyszałem, jak dyrektor bełkocząc na całą salę, zażądał od właścicielki, by nas wyprosiła. Groził przy tym, że zamknie jej knajpę, jeśli tego nie zrobi. Było mi wstyd przed kolegami, bo kilkanaście minut wcześniej opowiadałem im o wspaniałej atmosferze teatru.

My byliśmy trzeźwi...

Magdalena Zaczyńska potwierdza szczegóły tego zdarzenia. Przyznaje, że do dziś nie wie, jakimi kryteriami kierował się Jacek Głomb, zmuszając wybranych klientów do opuszczenia lokalu. Trzy tygodnie później Zaczyńską otrzymała od dyrektora SMS-a, z którego wynikało, że musi poszukać sobie nowego miejsca na prowadzenie działalności.

- Byłam zszokowana - wyjaśnia była ajentką. - Tuż przed świętami rozmawiałam z Głombem i był zadowolony z oferowanych przez nas usług, dlatego przygotowaliśmy nawet plan imprez na styczeń. To była ważna rozmowa, bo na jego polecenie w październiku musieliśmy zawiesić działalność. Dyrektor twierdził wówczas, że Cafe Modjeska stała się miejscem odwiedzanym przez ludzi z marginesu. Dlatego nakazał zmianę wystroju, likwidację stanowiska do podawania piwa z beczek i wprowadzenie tzw. piwa z górnej półki - dla smakoszy. Oniemiałam z wrażenia, gdy później okazało się, że zależy mu na serwowaniu takiej marki, która w pobliskim sklepie kosztuje... 1,50 zł! Był jednak moim szefem i wolałam mu się nie przeciwstawiać, bo nie chciałam stracić miejsca, w które sporo zainwestowałam.

Zaczyńska nie zgadza się z powodem i sposobem rozwiązania umowy. Z oficjalnego pisma wynika, że lokal był niewłaściwie użytkowany.

- Przecież nie organizowałam w nim targów edukacyjnych ani nie sprzedawałam tam butów - dodaje Zaczyńska. - Dlatego skierowałam sprawę do sądu. Jestem pewna, że wygram ten proces. Wówczas teatr będzie musiał wypłacić mi spore odszkodowanie za czas, kiedy nie prowadziłam działalności.

Kto widział narkotyki?

W poprzedni wtorek [4 stycznia] dyrektor teatru nie chciał rozmawiać z dziennikarzami na temat rozwiązania umowy z ajentką. Zasugerował, by odpowiedzi na nasze pytania szukać u rzecznika teatru, Marioli Borowiec. Niestety, okazało się, że rzeczniczka upoważniona jest jedynie do przedstawienia krótkiej sentencji: - Nie jesteśmy zadowoleni z jakości usług świadczonych przez panią Zaczyńską.

W tym samym momencie Jacek Głomb stał się dla dziennikarzy niedostępny. Kilka godzin później dyrektor pojawił się jednak na otwartym spotkaniu z współtwórcą najnowszego spektaklu. Poproszony o wyznaczenie terminu rozmowy z reporterami "Konkretów", nie krył emocji. - Co ja mam wam powiedzieć? - krzyczał w przerwie spotkania. - Że było tam pijaństwo i sprzedawano narkotyki? To chcecie napisać?

Dyrektorskie emocje opadły dopiero następnego dnia. Zgodził się odpowiadać na nasze pytania dopiero przy okazji kolejnej konferencji poświęconej premierze. - Byłem zmuszony do rozwiązania umowy ze względu na atmosferę, jaka panowała w Cafe Modjeska - wyjaśnia Jacek Głomb. - Zaczęli się tam pojawiać ludzie niezwiązani z teatrem, którzy przynosili ze sobą alkohol kupiony w sklepie. Od pewnego czasu zaczęły do mnie napływać informacje o skandalicznych zachowaniach części klientów. Pojawiały się osoby, które mają kontakt z narkotykami. Raz widziałem nawet, jak sprzedawano tam narkotyki.

Mimo że żyjemy w państwie prawa, ani dyrektor, ani żaden z jego podwładnych do dziś nie poinformował policji o takich ustaleniach. Dlaczego?

- Bo to świeża sprawa - zastrzega dyrektor. - Dowiedziałem się o takich praktykach tuż przed sylwestrem. A dokładnie to nie ja to widziałem, tylko moi pracownicy...

W czasie nienormowanym

Lista konfliktów z udziałem Jacka Głomba jest długa. W czwartek (13 stycznia) przed legnickim sądem rozpocznie się kolejna odsłona procesu dyrektora teatru przeciwko komendantowi policji. Sprawa dotyczy nocnego zajścia z udziałem policji w Cafe Modjeska tuż po zakończeniu Wielkiego Zjazdu Legniczan.

Kilka dni temu Głomb został uznany przez sąd grodzki za winnego w procesie o odmowę wylegitymowania się funkcjonariuszom policji. Na orzeczenie czeka też sprawa dotycząca tego samego zdarzenia - o zakłócanie ciszy nocnej. Na temat sporu z prezydentem o tegoroczny budżet teatru pisaliśmy w poprzednim numerze "Konkretów".

Nieoficjalnie wiadomo, że szykuje się kolejna afera dotycząca rozmieszczenia na terenie miasta teatralnych słupów ogłoszeniowych bez wymaganego zezwolenia. Poza tym pismo Zaczyńskiej trafiło już do sądu. Najprawdopodobniej dlatego coraz częściej o szefie teatru mówi się na mieście "skandalista".

- Jeśli chodzi o zdarzenie z kierownikiem działu marketingu, mogę powiedzieć tylko jedno: przepraszam - mówi Jacek Głomb. - Proszę jednak pamiętać, że mój czas pracy jest nienormowany i jak każdy człowiek w wolnym czasie mam prawo napić się piwa w lokalu. Owszem, zmuszony byłem do wyproszenia kilku gości Cafe Modjeska, bo odpowiadam za to, co dzieje się na podległym mi terenie. Nie jestem skandalistą. Jestem jedynie człowiekiem, który nie boi się głośno mówić o poważnych problemach tego miasta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji