Artykuły

Nie poddaliśmy się klątwie, która ciąży na Makbecie

- Obawiałem się kryzysu, ponieważ działamy bez stałej dotacji. Jednakże paradoksalnie, ten rok jest dla nas wyjątkowo korzystny. Graliśmy w Iranie, Jordanii, Izraelu, Palestynie i Korei. Ostatni miesiąc spędziliśmy w Londynie, na Tajwanie i we Francji. Do końca roku mamy jeszcze zaproszenia z Pragi i Aten - mówi PAWEŁ SZKOTAK, reżyser, dyrektor Teatru Biuro Podróży w Poznaniu.

Z Pawłem Szkotakiem [na zdjęciu], z kryzysie ekonomicznym i popularności "Makbeta", rozmawia Stefan Drajewski:

Czy Teatr Biuro Podróży odczuwa kryzys ekonomiczny?

- Obawiałem się kryzysu, ponieważ działamy bez stałej dotacji. Nasz byt zależy od tego, ile przedstawień uda się nam zagrać, a także sprzedać. Jednakże paradoksalnie, ten rok jest dla nas wyjątkowo korzystny. Najpierw graliśmy w Iranie, Jordanii, Izraelu i Palestynie, potem była jeszcze Korea. Ostatni miesiąc spędziliśmy w Londynie, na Tajwanie i we Francji. Do końca roku mamy jeszcze zaproszenia z Pragi i Aten. Zakończymy sezon dziesięcioma prezentacjami w Belfaście.

Co najczęściej gracie w tym sezonie?

- Spektakl "Makbet: kim jest ten człowiek we krwi?" Musieliśmy przygotować drugi zestaw scenografii i kostiumów, który krąży po Azji, żeby sprostać wszystkim zaproszeniom.

Gdzie przechowujecie ten drugi zestaw?

- W kontenerze. W tej chwili znajduje się na statku płynącym z Tajwanu do Polski.

Średnio gracie...

- Około 50 przedstawień. W tym roku będzie znacznie więcej. Jest to nasze podstawowe źródło utrzymania. Jesteśmy przede wszystkim zdani na siebie. U nas nie ma przerostu zatrudnienia. Aktorzy są równocześnie pracownikami technicznymi, administracyjnymi, tłumaczami, kierowcami, garderobianymi, rekwizytorami Nauczyliśmy się sprawnie funkcjonować w gospodarce kapitalistycznej.

Zaskakujące, że jeździcie głównie z "Makbetem", który w Polsce zebrał sporo przykrych recenzji.

- Zebrał też sporo dobrych. A jednak na odbiorze tego spektaklu w Polsce zaważył nasz występ na festiwalu "Dialog" we Wrocławiu. Ryzyko grania w Hali Ludowej się nie opłaciło. Nasz spektakl wyglądał tam jak mecz siatkówki na boisku piłki nożnej. Do tego doszło fatalne nagłośnienie, ryk motorów, spaliny, ogień i dym.

W 2007 roku zagraliśmy 21 razy Makbeta na największym festiwalu teatralnym na świecie Fringe Festival w Edynburgu. Każdy spektakl był wyprzedany. Dostaliśmy znakomite recenzje w najtrudniejszym miejscu, bo od specjalistów od Szekspira. Zostaliśmy nominowani do nagrody Total Theatre w dziedzinie teatru fizycznego spośród ponad 2000 spektakli. Mamy zaproszenia - spektakl objeżdża cały świat. Jak już wspomniałem musieliśmy zrobić duplikat scenografii. Od dwóch lat gramy Makbeta latem w Londynie, na zaproszenie National Theatre. W tym roku byliśmy polecani przez Time Out jako spektakl tygodnia, w mieście w którym codziennie granych jest kilkadziesiąt sztuk.

Co takiego jest w "Makbecie", że budzi takie zainteresowanie?

- Temat wojny i okrucieństwa ciągle porusza widzów i artystów. W "Carmen funebre" pokazywaliśmy go z perspektywy ofiar. "Makbet" jest rewersem tamtego przedstawienia, w którym pokazujemy temat opresji z perspektywy agresora. Większą sympatię publiczności budzą prześladowani niż prześladowcy. A jednak, odtwórcom roli tytułowej, najpierw Michałowi Kalecie a obecnie Piotrowi Kaźmierczakowi udało się uczłowieczyć głównego bohatera.

Od wielu lat myślałem o realizacji Szekspira w plenerze w języku Teatru Biuro Podróży. To karkołomne zadanie. Trzeba było wielką poezję Szekspira przetłumaczyć na język obrazu. Najlepiej nadawał się do tego "Makbet": współczesny, mocny temat, szybka, niemalże filmowa narracja, wyraziści bohaterowie. W ich konstruowaniu Szekspir wyprzedził Freuda. W nowoczesny sposób pokazał relacje między postaciami żyjącymi w toksycznym związku, ich kompleksy, poczucie winy.

Myślę, że nie bez znaczenia jest język teatru, który wykorzystujecie.

- Stworzyliśmy duże widowisko plenerowe, bogate scenograficznie, wyrafinowane muzycznie: w spektaklu na żywo śpiewa mezzosopran. Ponad to, wykorzystujemy motocykle, ogień, szczudła. Język sztuki wysokiej miesza się z językiem ulicy.

Jak odbierany jest wasz Makbet poza Europą?

- Makbet zawsze budzi silne reakcje. Niezależnie od tego czy widzowie na Tajwanie, w Korei czy w Izraelu znają ten dramat czy nie, rozumieją uniwersalny język obrazów i emocji. Fenomen Szekspira działa pod każdą szerokością geograficzną.

Ile razy zagraliście już "Makbeta"?

- Około 120.

Pod względem ilości, jest to drugie przedstawienie po "Carmen funebre".

- Tak, ale trzeba pamiętać, że "Carmen" gramy od piętnastu lat. Natomiast "Makbet" miał premierę w 2005 roku. Powstał na zamówienie miasta Cork, które było wtedy Stolicą Kulturalną Europy. To nasza największa do tej pory produkcja. Bierze w niej udział 16 wykonawców. Sporo kłopotów na początku sprawiała ogromna, ważąca sześć ton ruchoma scenografia. Aktorzy w tym spektaklu mówią językiem Szekspira w oryginale, jeżdżą na motorach, chodzą na szczudłach. Dzięki ich zaangażowaniu i koncentracji nie poddaliśmy się legendarnej klątwie, która ciąży nad Makbetem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji