Artykuły

Powtórka z Klaty

Przed długo oczekiwaną premierą "Ziemi obiecanej" warto przypomnieć sobie "H." - jedno z przedstawień, które zbudowało kontrowersyjną sławę Jana Klaty. Dziś to możliwe dzięki edycji DVD Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego - pisze Jacek Wakar w Dzienniku - dodatku Kultura.

Premiera "Hamleta" [na zdjęciu] w autorskiej adaptacji młodego reżysera odbyła się w lipcu 2004 r. Jan Klata był wtedy reżyserem "wstępującym". Miał już na koncie zrealizowane w Wałbrzychu, przeniesionego do epoki Gierka Gogolowskiego "Rewizora" i odebrane jako polemika z polskim modelem katolicyzmu "Lochy Watykanu" Gide'a (Teatr Współczesny, Wrocław). Przed nim były jednak najgłośniejsze spektakle: wrocławska "Nakręcana pomarańcza" i "Sprawa Dantona", wałbrzyska "...córka Fizdejki", krakowskie "Oresteja" i "Trylogia". Dlatego obejrzenie po latach "H." stanowi podróż w przeszłość. Znając kolejne przedstawienia reżysera, można próbować określać, jak przez ostatnich pięć lat zmienił się język teatralny Klaty, czy i jak zmieniły się cele, jakie stawia przed swoim teatrem. Jego "Hamlet" przynosi na te pytania sprzeczne odpowiedzi. Bo dzisiaj teatr Klaty opowiadany jest rzeczywiście innym, może bardziej skomplikowanym i wyrafinowanym językiem. Jednak wciąż chodzi w nim z grubsza o to samo.

W przypadku zrealizowanego w gdańskim Teatrze Wybrzeże widowiska przynajmniej tak samo jak ono liczy się kontekst, w jakim zostało umieszczone. Dramat Szekspira - jeden z fundamentów europejskiej kultury - wystawia Klata nie na teatralnej scenie, ale w pomieszczeniach Stoczni Gdańskiej. Prowadzi prostą drogą do zwarcia między tym, co zapisane u Szekspira, a tym, co wryło się w pamięć Polaków. Sprawdza, jak zabrzmi opowieść o duńskim księciu, zdradzie, zbrodni i polityce w miejscu przez politykę naznaczonym. Kiedyś mieliśmy "Hamleta" po XX zjeździe. Klata - jak się wydaje - zamarzy I sobie wówczas "Hamleta" epoki postsolidarnościowej.

Nawet ci, którzy jak niżej podpisany nigdy do zwolenników reżysera nie należeli, będą patrzeć na to przedstawienie bez większego bólu. Klata ogrywa z powodzeniem zimną przestrzeń stoczni, gdy trzeba, wychodzi w plener, poświęca pojemność znaczeń na rzecz wartkiego opowiadania. I cel swój osiąga, bo jego "Hamleta" ogląda się jak niezły kryminał. Słowa wypowiadane bez emfazy nie zdążą do końca wybrzmieć, bo gonią je kolejne zdarzenia. Aktorzy grają ostro, przykładając do bohaterów najbardziej współczesne miary. Zyskuje na tym widowisko, chwilami traci myśl. To przedstawienie nie ma w sobie zagadek, nie wywołuje pytań. Zdaje się najkrótszą i najprostszą drogą zmierzać do reżyserskiego celu.

A owym celem jest jak zwykle u Klaty podrażnienie widza. Hamlet w interpretacji jego ulubionego aktora, Marcina Czarnika, nie ma w sobie nic z klasycznego rysunku Szekspirowskiego bohatera. Wyrzuca z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego, wydaje się, że jego energia rozsadzi otaczający go zastygły w zgnuśnieniu świat. O pozostałych bohaterach można rzec, że Klata traktuje ich bezlitośnie. To ludzie bez właściwości, cyniczni gracze gotowi poświęcić najbliższych. Świat w "H." przeżarty jest wściekłością, naznaczony niezgodą na taki, a nie inny obrót spraw. W tym miejscu wściekłość Jana Klaty i jego Hamleta brzmi szczerze i mocno, przekaz filmowy to podkreśla. Bo dziś przesłanie przedstawienia zdaje się jeszcze bardziej gorzkie. Co się stało z "Solidarnością" i solidarnością - zdaje się pytać Klata. I jak jego H. zna wszystkie, same przykre odpowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji