Artykuły

Był bliski doskonałości

KRZYSZTOF ZANUSSI:

Jak wynika z mojej rachuby, Zbyszek Zapasiewicz pojawił się w dwunastu moich filmach. W dwóch to pojawienie było tak przelotne, że wytropią je tylko wielbiciele quizów: to "Kontrakt" i "Gdzieśkolwiek jest...". W czterech grał główne role skrojone dla niego jak ubrania na miarę. W dwóch umierał na ekranie. Obie śmierci były naznaczone nadzieją. W "Personie..." nakręciłem dwa zakończenia i połączyłem je w jedno. Ambasador umierał pogodnie grając na fortepianie. Wyczerpał swój program na życie i odchodził na spotkanie tych, którzy wcześniej opuścili go na tej ziemi. W "Życiu..." pogodził się z Bogiem, którego odnalazł, chociaż wcześniej przeklinał biblijnego Adama za to, że przyniósł nam umieranie. A po śmierci powiedział do studenta - przyszłego lekarza, który zawahał się przed dotknięciem skalpelem jego zwłok: - Co się wahasz, to tylko ciało. Zawsze przykro kręcić takie sceny.

Zbyszek żartował na planie, że w życiu przeszedł zawał, więc próbę śmierci, także jako aktor, ma już za sobą.

Ostatni raz przyszło nam się spotkać na planie "Rewizyty", trzy tygodnie przed prawdziwą śmiercią. W ciągu jednego dnia trzeba było kręcić wiele stron tekstu z roli, którą napisałem jako kontynuację Docenta z "Barw ochronnych". Na prośbę Zbyszka dodałem w dialogu trochę agresji i rozdrażnienia tym, że to nasze odchodzące pokolenie jest osądzane przez młodych, którzy w niczym się nie sprawdzili i dlatego wciąż im się wydaje, że są lepsi. A naprawdę są nijacy. Zbyszek zżymał się na nijakość, brak klasy. Nie grywał w serialach ani w reklamie. Nie chciał być sędzią w turniejach. Nie udostępniał swojej prywatności. Reprezentował etos inteligenta, takie wybory w tym etosie się nie mieszczą. Kiedy kręciliśmy "Personę...", zwierzył mi się, że w jednej scenie odczuł pewną trudność w zrozumieniu bohatera. To scena, w której Ambasador zagląda do kieszeni swego gościa i wyciąga z niej fotografie zmarłej żony. W cudzych kieszeniach się nie grzebie.

Zbyszek bywał ostry, wyniosły, wymagający. Wymagał dużo także od siebie. Był zawsze bliski doskonałości, do której świadomie zmierzał. Chronił swoją wrażliwość pod maską. Był inny naprawdę niż w roli, którą grał w życiu.

Na pewno nie dokończył swego dzieła. Miał jeszcze tyle do zagrania. Ale zostawił najwięcej, ile było możliwe. Miał szansę światowej kariery, lecz nie trafił do Hollywood, do Warrena Beatty, za sprawą radzieckich nacisków (chodziło o to, by nie grał w konkurencyjnym dla Bondarczuka filmie według "10 dni, które wstrząsnęły światem"). Zrobił karierę w Polsce, zagrał prawie wszystko. W mojej pamięci zostanie to, co chcę wybrać spośród jego wcieleń: nie przenikliwy sceptyk ironista, ale szlachetny, tragicznie przegrany człowiek niezłomnej wiary w ideały. Takim był w "Horsztyńskim" Słowackiego, reżyserował tę sztukę w Teatrze Telewizji. Taki też był w "Personie".

Dokąd odszedł On, sceptyk z metafizyczną wrażliwością? Czy istnieje nieśmiertelność na Ziemi w dyscyplinie tak ulotnej jak aktorstwo? Nie ma gdzie szukać odpowiedzi na tak postawione pytania. Cieszmy się, że był między nami.

TADEUSZ LUBELSKI:

1. Podobnie jak Gustaw Holoubek, po którego śmierci w marcu 2008 roku objął nieoficjalne berło najwybitniejszego żyjącego polskiego aktora - miał je dzierżyć, jak się okazało, zaledwie szesnaście miesięcy, do 14 lipca bieżącego roku - Zbigniew Zapasiewicz nie lubił kina i nie cenił swoich ról filmowych. Wściekał się, kiedy mówiono o nim, że jest ucieleśnieniem postaci docenta. To teatr był domeną sztuki, przeobrażania się, wolności. Dopiero w teatrze można było smakować tekst, nawiązywać porozumienie z widownią, panować nad całością roli. Tylko teatr był czarną jamą (tę czechowowską formułę wpajał studentom), która umożliwiała nieskrępowane badanie natury człowieka. Zawsze będę próbował drążyć siebie i zawsze będę przychodził na przedstawienia wieczorem, bo takie jest moje przeznaczenie - to była pointa wywiadu, jakiego jedenaście lat temu udzielił Katarzynie Bielas. Granie w teatrze uważał za swoją misję.

2.

Owszem, również i w kinie zdarzało mu się przeobrażać, przebierać się do tego stopnia, że postaci tam kreowanych widz nie kojarzył z Zapasiewiczem. Kanalia w "Ziemi obiecanej" (1974) Andrzeja Wajdy, Cygan-fatalista w "Ostatnim takim trio" (1976) Jerzego Obłamskiego, tytułowy śpiewak-kabotyn w "Barytonie" (1984) Janusza Zaorskiego albo demoniczny milioner-homoseksualista w "Uroku wszetecznym" (1996) Krzysztofa Zanussiego - to były role, poprzez które i przed kamerą filmową aktor wchodził do czarnej jamy, by śledzić na sobie tajemnice człowieczeństwa.

To jednak nie dzięki tym rolom Zapasiewicz był nie tylko wybitnym aktorem teatralnym, ale także wielkim aktorem filmowym. Był wielkim aktorem filmowym, bo w kinie stworzył typ, w którym okazał się niemożliwy do zastąpienia, który miał jego twarz i właściwy mu sposób poruszania się, a za którego pośrednictwem przez kilkadziesiąt lat prowokował i skłaniał do refleksji wielomilionową widownię Polaków. Natura kina sprawia, że każdy film fabularny jest także dokumentem z życia występujących w nim aktorów. Tylko niewiele z takich dokumentów nabiera wartości przekraczającej właściwą im domenę jednostkowej, osobowej rejestracji. Typ stworzony w kinie przez Zapasiewicza - co ważne, zorientowano się w tym niemal od początku - stał się niezastąpionym zapisem całej formacji: wizerunkiem polskiego inteligenta, którego większość życia przypadła na Peerel.

3. Po śmierci aktora przetoczyła się przez prasę cała seria poświęconych mu przekazów biograficznych i wszystkie one mnożyły argumenty za najoczywistszą tezą: Zapasiewicz nie musiał grać ikony żyjącego w Peerelu polskiego inteligenta, bo był nią, sam ją ucieleśniał. Kino - wykorzystując go - użyło tylko gotowego, najodpowiedniejszego materiału. Wychował się w dzielnicy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na Żoliborzu, okupację przeżył wraz z matką w mieszkaniu swego wuja, wybitnego intelektualisty i reżysera Jerzego Kreczmara, gdzie ukrywał się też przybyły ze Lwowa Erwin Axer; słuchał wtedy, jak drugi wuj, słynny aktor Jan Kreczmar, który oczywiście w teatrach kontrolowanych przez Niemców nie grał, czyta domownikom na głos - by nie wyjść z wprawy - Żeromskiego i Prusa. Chodził do szkoły podstawowej z Bronisławem Geremkiem, a z Jarosławem Abramowem-Newerlym nawet do jednej klasy; w innej klasie tej szkoły jego matka była wychowawczynią. Maturę zdawał w 1951 roku, studia aktorskie w warszawskiej PWST rozpoczynał w roku 1952, można więc sobie wyobrazić, jakim teatrem wtedy nasiąkał. Mógł zatem z powodzeniem nie oszczędzać tego polskiego inteligenta, którego miał w sobie, mógł zapuszczać się w najbardziej tajne zakamarki jego osobowości i odsłaniać jego najbardziej kompromitujące sekrety, wiedział bowiem, że i tak - w ostatecznej instancji - znajdzie dość materiału na jego obronę.

4. Filmowym ucieleśnieniem polskiego inteligenta stał się, jak wiadomo, dość późno, w wieku 37 lat, kiedy miał już za sobą mnóstwo ról w teatrze i w telewizji, ale za to wtedy stał się nim nieodwołalnie i natychmiast, tak znaczną popularność zdobył film Krzysztofa Zanussiego "Za ścianą" (1971), gdzie brawurowo - w duecie z Mają Komorowską - zaimprowizował słynną postać docenta. W istocie jednak Zapasiewicz tworzył ten swój ekranowy typ już wcześniej, w pierwszym wariancie - widać to dziś wyraźnie - w kapitalnym, niegdyś niedocenionym a prekursorskim wobec całego nurtu Kina Moralnego Niepokoju - filmie Kazimierza Kutza "Ktokolwiek wie..." (1966). To był czwarty występ ekranowy aktora; nie grał jeszcze głównej roli, Leksykon Filmoteki Narodowej nie umieścił go nawet.w czołówce. Kreował już jednak właściwą swemu typowi drugoplanową postać pełnego wdzięku intelektualisty, wywierającego znaczny wpływ na księżycowego głównego bohatera (granego przez Edwarda Lubaszenkę). W tym pierwszym wariancie typu zarażał przyjaciela naiwnym entuzjazmem - właśnie inaugurował autorski cykl w telewizji, w którym zamierzał przedstawić widzom swoją filozofię obowiązkowego optymizmu (- Wiesz, co im powiem? Zastrzelę ich: być szczęśliwym to obowiązek) - podszytym jednak widoczną dawką konformizmu, zapowiadającą przyszły cynizm.

Cztery lata później, w pierwszej filmowej głównej roli - w półgodzinnej telewizyjnej "Szansie" (1970) Edwarda Żebrowskiego - jako naukowiec odwiedzający w szpitalu chorego kolegę, zaproponował już gotowe atrybuty swego typu: zdystansowany, ukrywający emocje sposób bycia; namysł w mówieniu, jakby cedzenie słów miało go uchronić przed wypowiedzeniem nieostrożnego słowa; anonimowy strój: popielata marynarka, dżinsy, ciemne polo. Inteligent o twarzy Zapasiewicza był odtąd rozpoznawalny: od następnego roku, poczynając od "Za ścianą", mógł już, w kolejnych głównych rolach i epizodach, wypróbowywać jego coraz to nowe warianty.

5. Trzon filmografii Zapasiewicza - około trzydziestu ról - to nic innego, jak właśnie wypróbowywanie wciąż nowych wariantów typu polskiego inteligenta. Naturalnie, nie wszystko zależało od aktora; obowiązywał go tekst roli, ograniczały przez szereg lat - ale też nieraz dodawały ostróg - zakazy cenzuralne. Z wielu ról świadomie rezygnował; czasem już po rozpoczęciu zdjęć okazywało się, że kreowana postać nie jest dla niego, bo nie odpowiada ustalonym właściwościom jego typu - tak było z redaktorem Winklem w "Człowieku z żelaza", którego kreowanie Andrzej Wajda - porozumiawszy się z aktorem - scedował na Mariana Opanię. Zawsze jednak naznaczał tworzone przez siebie role swoją wiedzą i doświadczeniem, tak iż niektóre z nich zaczęto pisać z myślą o nim, jakby to właśnie Zapasiewicz mógł być ich jedynym, wymarzonym wykonawcą. Tak było z triadą jego najgłośniejszych postaci z epoki Kina Moralnego Niepokoju: docentem Szelestowskim w "Barwach ochronnych" (1976) Zanussiego, redaktorem Michałowskim w "Bez znieczulenia" (1978) Wajdy, doktorem Lewenem w "Matce Królów" (1982) Zaorskiego.

W środku zaś, a także wcześniej i później - mnóstwo wariantów w rolach mniej znanych, zawsze jednak zauważanych i pamiętnych. Czasem dominująca w nich tonacja emocjonalna bliska była rolom kanonicznym - ze starannym rozpatrywaniem różnych ludzkich za i przeciw, raz ze strzałką nastroju zmierzającą w dół, kiedy aktor odsłaniał kompromitujące psychologiczne zaplecze, kryjące się za szlachetnymi pozorami, jak było np. w wizerunkach peerelowskich pisarzy - w "Drzwiach w murze" (1973) Stanisława Różewicza czy w "Choince strachu" (1982) Tomasza Lengrena, kiedy indziej w górę - gdy skłonny był bronić postaci ojca - pozornego oportunisty w "Gorączce" (1980) Agnieszki Holland. Zdarzało mu się grywać - jakby dla przyjemności ćwiczenia - postaci drugoplanowe na jednej emocjonalnej strunie, raz - zimnej i odstręczającej, jak wyniosły ziemianin w "Pannach z Wilka" (1979) Wajdy, to znów - ciepłej i sympatycznej, jak oficer-pacyfista w "C. K. Dezerterach" (1985) Janusza Majewskiego. Szczególnie często jednak gotów był badać człowieczą stronę podłości, jak w niezapomnianym epizodzie - ubeka? tajemniczego agenta? - w "Roku spokojnego słońca" (1984) Zanussiego, jakby w przekonaniu, że posuwać się może w demonstrowaniu zła swego inteligenta aż do granic, za którymi utraciłby aktorską wiarygodność. W każdym razie nie ma w jego filmografii ani jednej roli, której musiałby się wstydzić.

6. W ostatnich latach docierały wiadomości o jego rozgoryczeniu; nie tylko rozczarowany był przebiegiem życia politycznego w naszym kraju - to akurat łączyło go z większością jego formacji, nie akceptował też nowych tendencji w teatrze, np. aktorskiego naturalizmu czy dramaturgii brutalistów. Gorycz ta wyczuwalna była w jego późnych występach filmowych, w obecnej dekadzie bardzo już rzadkich, najwyraźniej może - w świetnej roli dawnego opozycjonisty zesłanego na posadę ambasadora do Urugwaju w filmie Zanussiego "Persona non grata" (2005), czy w postaci niepogodzonego ze stratą żony ojca bohatera w "Nadziei" (2007) Stanisława Muchy. Docenta, ale już na emeryturze, zagrał w swoim ostatnim filmie, w "Rewizycie" (2009) Zanussiego, do której zdjęcia ukończone zostały na dziesięć dni przed śmiercią aktora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji