Artykuły

Artysta, który przyciąga tłumy

JANUSZ GAJOS jest dziś rozpieszczany przez krytyków i szanowany przez kolegów, a przez publiczność obsypywany Złotymi Kaczkami i Wiktorami. Umie wszystko. O jego występ ubiegają się teatry i kabarety. Ożywia ekran kreacjami inteligentnymi, niepowierzchownymi.

Janusz Gajos [na zdjęciu], jeden z najlepszych polskich aktorów, kończy dziś 70 lat. Podczas festiwalu w Gdyni pojawił się na ekranie w "Mniejszym złu" Janusza Morgensterna.

Zagrał koniunkturalistę, który podczas politycznego przełomu zamienia portret Lenina na papieża. Epizod, ale dzięki Januszowi Gajosowi każdy film nabiera dodatkowych barw.

Gajos jest dziś rozpieszczany przez krytyków i szanowany przez kolegów, a przez publiczność obsypywany Złotymi Kaczkami i Wiktorami. Umie wszystko. O jego występ ubiegają się teatry i kabarety. Ożywia ekran kreacjami inteligentnymi, niepowierzchownymi.

Jego droga aktorska nie była łatwa. Dwa razy doświadczył odrzucenia. Po raz pierwszy, gdy jako skromny chłopak z Dąbrowy Górniczej cztery razy zdawał do szkoły teatralnej. Po raz drugi - gdy zagrał w "Czterech pancernych".

- Wszystkim kojarzyłem się z Jankiem Kosem - powiedział kiedyś. - Bałem się, że to koniec. Zawodowa śmierć.

W latach 60. obok lusterek z Marilyn Monroe w kioskach leżały lusterka z blond cherubinkiem Kosem, a utożsamiany z nim Gajos przez wiele lat nie dostawał z kina propozycji. Dopiero w 1977 roku w "Milionerze" Sylwestra Szyszki zamienił się w chłopa, który wygrał milion. Zła passa odwróciła się.

Przyszły świetne role. Grał w filmach Kijowskiego, Wajdy, Bajona, Zanussiego, Kieślowskiego, Zaorskiego, Bugajskiego, Marczewskiego, Kutza, Trelińskiego, Kolskiego, Morgensterna. Wcielał się w Machiavellego ("Czas zdrady"), Cześnika Raptusiewicza ("Zemsta"), zabawnego brata Zdrówko ("Jasminum"), górnika z kopalni Wujek ("Śmierć jak kromka chleba"), właściciela lombardu czuwającego przy ciele zmarłej żony ("Łagodna"), oficera UB "Przesłuchanie"), budzącego się do wolności cenzora, ("Ucieczka z kina Wolność"), dyrektora-alkoholika ("Żółty szalik"). Każda jego rola niesie prawdę, ma drugie dno.

- Gajos tworzy scenę, mówiąc "Dzień dobry" - podkreśla Wojciech Marczewski.

Sam aktor zaś wyznaje: - Żeby być aktorem, trzeba mieć wyobraźnię, ciekawość świata i umiejętność przyglądania się życiu.

Równie ważny co film jest dla aktora teatr. O tym, że Gajos przyciąga do niego tłumy, można się było przekonać na "Śmierci komiwojażera" Arthura Millera w Teatrze Małym. Na ten spektakl nigdy nie było biletów. Aktor w niezwykle przejmujący sposób sportretował drobnego kapitalistę Lomana, który odchodzi w poczuciu życiowej i zawodowej klęski, próbując ratować twarz przed najbliższą rodziną.

Możemy też podziwiać inne sceniczne dokonania artysty, który po wielu teatralnych przeprowadzkach znalazł miejsce w Narodowym. W roli Lebiediewa jest gwiazdą i ozdobą "Iwanowa". Jego dialog z Andrzejem Łapickim o wódeczce i ogórkach kiszonych to czysta poezja. Już przeszedł do historii polskiego teatru.

W "Miłości na Krymie" Jerzego Jarockiego gra Czelcowa. Całą swoją fizycznością demonstruje, jak ciężkie czasy rozpoczęły się w Rosji wraz z rewolucją październikową. W "Nartach Ojca Świętego" jako Ksiądz Kubala prezentuje ludzki wymiar człowieka Kościoła. Choć niepozbawiony wad i nałogów, w chwili próby potrafi być wzorem moralnym. Najnowszą rolą jest Romulus Wielki w spektaklu Krzysztofa Zanussiego na deskach Polonii. Szkoda, że o Januszu Gajosie zapomniał Teatr Telewizji. Gdy trzy lata temu zagrał pułkownika WSI w "Norymberdze" Waldemera Krzystka, spektakl wielokrotnie powtarzano.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji