Artykuły

Anielski głos trzeciej płci

Tylko tak niezwykła artystka jak Cecilia Bartoli mogła się odważyć na szalony pomysł, by zaśpiewać jak kastraci. I przypomnieć tragiczny los setek tysięcy chłopców okaleczonych w imię sztuki - o dwupłytowym albumie włoskiej śpiewaczki, "Sacrificium", pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Z Cecilią Bartoli udało mi się porozmawiać, gdy po próbie dotarła do hotelu w Neapolu. Zakończyła już pracę nad płytą "Sacrificium", która dziś ma światową premierę, a z polską ceną pojawi się u nas w połowie października. Niebawem rozpoczyna jednak wielomiesięczne tournée po Europie, do którego musi się przygotować.

Płyta odniesie z pewnością sukces, jak wszystkie poprzednie przez nią nagrane. Powiedzieć, że Cecilia Bartoli jest gwiazdą pierwszej wielkości, to za mało. Bilety na jej koncerty rozchodzą się błyskawicznie. Gdy tylko Włoszka o promiennym uśmiechu pojawi się na estradzie, publiczność szaleje z entuzjazmu, który potęguje się z każdym kolejnym utworem. A przecież nie śpiewa popularnych piosenek, lecz ambitny, wręcz wyrafinowany repertuar: wydobyte z zapomnienia arie Vivaldiego, Salieriego czy fragmenty barokowych oratoriów.

- To najtrudniejsze przedsięwzięcie w mojej karierze - zaczyna rozmowę o nowej płycie. Jak typowa Włoszka mówi dużo, szybko, z niesamowitą energią. - Czy zdaje pan sobie sprawę, że w XVIII wieku w samych Włoszech zabiegowi kastracji poddawano co roku cztery tysiące chłopców? - pyta i, nie czekając na odpowiedź, kontynuuje: - Najwyżej 10 procent z nich zostawało potem śpiewakami, sławę i bogactwo zdobywało kilku. Istotną zaś rolę w rozwoju tego procederu odegrał Kościół katolicki.

Hiszpański eunuch

Od V w. kobietom nie wolno było śpiewać podczas nabożeństw i uroczystości kościelnych. Zamiast nich do chórów angażowano chłopców, potem falsecistów, zwanych dziś kontratenorami. Ich głosy nie miały jednak anielskiego blasku. Kiedy więc w Kaplicy Sykstyńskiej w Rzymie w 1562 r. zaśpiewał hiszpański eunuch Francesco Soto, doznano olśnienia. Dziesięć lat później w chórze tzw. Sykstyny pojawił się pierwszy włoski kastrat. W 1609 r. przejęli oni wszystkie sopranowe partie.

Wiek XVII przyniósł także nieprawdopodobny rozwój nowego gatunku - opery, która stała się ulubioną rozrywką Włochów, potem całej Europy. W samym Rzymie i Państwie Kościelnym działało

40 scen operowych, ale w 1668 r. papież Klemens IX wydał zakaz zatrudniania kobiet w teatrach. Kastraci zatem i na scenie okazali się niezbędni.

Kościół - już od czasu soboru w 325 roku - zakazywał okaleczania dzieci obdarzonych pięknym głosem, ale nie brakowało teologów twierdzących, że człowiek nie jest właścicielem swego ciała, lecz tylko jego zarządcą. Może więc uznać, iż trzeba pozbawić ciało członka mniej wartościowego dla utrzymania bardziej wartościowej, chłopięcej krtani.

Oficjalnie zabieg był zabroniony, ale można było go dokonywać ze... względów zdrowotnych. Wierzono, że kastracja leczy podagrę, przepuklinę i epilepsję, w biografiach słynnych śpiewaków nie brak też opowieści o tragicznych wypadkach w dzieciństwie: upadku z konia, nieostrożnej zabawie, pogryzieniu przez dziką świnię.

Synowie na sprzedaż

Prawda była jednak bardziej brutalna. Niemal wszyscy kastraci wywodzili się z biednych środowisk. W Królestwie Neapolu, gdzie ubóstwo było największe, udzielano nawet zgody na kastrację w rodzinach chłopskich mających przynajmniej czterech synów. Ukrócił to dopiero na początku XIX w. Napoleon Bonaparte, sam jednak, gdy usłyszał śpiewającego kastrata Crescentiniego, nadał mu tytuł szlachecki i zabrał do Paryża.

Procedura była zawsze taka sama. Rodzice, którzy zorientowali się, że syn ma uzdolnienia muzyczne, sprzedawali go werbownikowi. Zabiegu dokonywano, gdy chłopiec miał osiem - dziewięć lat. Przed operacją pojono go opium i zanurzano w lodowatej wodzie. Po usunięciu jąder zakładano sterylny opatrunek. Rana goiła się w ciągu dwóch tygodni. Krtań okaleczonego chłopca nie podlegała przemianom w okresie dojrzewania, a głos mógł zyskać niepowtarzalną oryginalność, choć to okazywało się dopiero w żmudnym procesie kształcenia.

- Najlepsze szkoły działały w Neapolu - mówi Cecilia Bartoli. - Jedną z nich prowadził kompozytor Nicola Porpora. Wychował najsłynniejszych XVIII-wiecznych kastratów, Farinellego czy Caffarellego. Nauka trwała od sześciu do dziesięciu lat i oprócz śpiewu obejmowała grę na instrumencie, kompozycję, sztukę improwizacji. Zajęcia odbywały się od rana do wieczora, w szkole panował reżim. Nie każdy był w stanie to przetrzymać, na dodatek ci chłopcy przeżyli ogromną traumę.

Niektórzy nie uwolnili się od niej do końca życia. Kastrat Filippo Balatri w testamencie umieścił zapis: "Nie zgadzam się, by moje zwłoki zgodnie z tutejszą tradycją obmywane były przez wyznaczone do tego kobiety. Nie chcę stać się ich pośmiewiskiem, gdy odkryją, jak się tworzy kastratów". Zabieg mógł też powodować zmiany w wyglądzie. Często kastraci rośli nadmiernie, mieli nienaturalnie długie ręce i nogi. Inni nabierali kobiecych kształtów, z wyraźnie zaznaczonymi piersiami i szerokimi biodrami. Tylko niektórzy - jak Farinelli czy Caffarelli - zachowali normalną sylwetkę.

Jak oni śpiewali

Nic więc dziwnego, że podziw dla ich kunsztu mieszał się z kpiną i szyderstwem. Mówiono o kastratach "trzecia płeć", nazywano kapłonami i nakręconymi słowikami. To ostatnie określenie oburza Cecilię Bartoli: - Absolutnie nie byli śpiewającymi robotami. Potrafili oddać nieprawdopodobne bogactwo emocji, wzruszali do łez. Próbowałam zgłębić nie tylko ich technikę śpiewu, ale i styl interpretacji. Przesiedziałam wiele miesięcy w bibliotekach Neapolu i innych miast.

W pamiętnikach i listach z tamtych czasów zachowały się opisy wokalnej sztuki kastratów. Są też nagrania. Wprawdzie w XIX wieku kastraci zniknęli ze sceny operowej, ale do początku XX stulecia ostatnim miejscem ich schronienia pozostał chór Kaplicy Sykstyńskiej. W 1883 r. jego solistą został Alessandro Moreschi. Stanowił taką atrakcję, że przyjeżdżano z całej Europy, by go posłuchać. W latach 1902 - 1904 zarejestrował 17 utworów religijnych na płytach.

- Słuchałam Moreschiego, nie był wybitnym śpiewakiem - uważa Cecilia Bartoli. - Ja chciałam wskrzesić dawną sztukę kastratów. Dlatego wybrałam utwory XVIII-wiecznych kompozytorów neapolitańskich. Starałam się pokazać, jak brzmiał kobiecy głos zamknięty w męskim ciele. W jednej z arii koloraturowe ozdobniki ciągną się przez 30 taktów, tylko oni potrafili zaśpiewać to na jednym oddechu.

Najtrudniejsze jej zdaniem są jednak utwory pozbawione koloratur, a oparte na powolnych długich frazach. Tę pozornie prostą muzykę trzeba ożywić własną ekspresją. Tak jak to robił Caffarelli w arii "Ombra mai fu" skomponowanej dla niego przez Haendla. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ten muzyczny hit wszech czasów powstał dla kastrata. Miał też swój przebój Farinelli: arię "Son qual nave" napisał mu jego brat Riccardo Broschi.

- Kastraci jeździli z tymi utworami po Europie, włączali do różnych przedstawień - mówi Cecilia Bartoli. - Osiągnęli status dzisiejszych gwiazd popu. Przyciągali tłumy, na występach zarabiali i oni, i impresariowie. To był prawdziwy show-biznes.

Atrakcyjni kochankowie

Poza Włochami szczególną sławę zdobyli w Anglii. Londyński "Universal Spectator" donosił w 1734 roku: "Tego wieczoru cała rodzina królewska była w Operze w Haymarket, gdzie signor Farinelli po raz pierwszy występował publicznie przy niespotykanych owacjach. Teatr był przepełniony". Owacyjnie przyjmowano kastratów w Niemczech, natomiast nigdy nie zdobyli oni szczególnego uznania we Francji.

W Polsce pierwszy kastrat pojawił się za sprawą Władysława IV, na którego dworze działała kapela i pierwszy poza Włochami teatr operowy w Europie. Potem angażowali ich magnaci, zdarzały się też u nas przypadki dokonywania zabiegów na chłopcach, dla których potem przywożono z Włoch nauczycieli śpiewu. Najbardziej znanym polskim kastratem był śpiewak kapeli jasnogórskiej Piotr Polakowski.

W XVIII-wiecznej Europie kastraci pławili się w uwielbieniu. Byli sławnymi artystami i poszukiwanymi kochankami, bo mimo swej ułomności mogli prowadzić życie seksualne. Skwapliwie korzystał z tego Caffarelli, który liczbą erotycznych podbojów konkurował z Casanovą. Jego przeciwieństwem był bogobojny Farinelli, miał za to zmysł do interesów. Gdy zmarł, olbrzymi majątek szybko roztrwonił siostrzeniec.

Po dwóch wiekach anielskie głosy trzeciej płci okazały się niepotrzebne. Co więcej, śpiew kastratów stał się synonimem złego smaku, nadmiernej egzaltacji, fałszywej szczerości. Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach, gdy wybuchła moda na muzykę dawną w stylowym, jak najwierniejszym oryginałowi wykonaniu, nastąpiła rehabilitacja tego stylu wokalnego.

- To byli najwyższej klasy artyści - dodaje Cecilia Bartoli. - Dla sztuki brutalnie zmuszono ich do największej ofiary. Ich los powinien być nam bliski. Przecież dziś ludzie goniąc za nieuchwytnym ideałem piękna, także gotowi są kaleczyć swoje ciało operacjami plastycznymi, piercingiem. O kastratach myślę też zawsze wtedy, gdy oglądam na pokazach mody anorektyczne modelki, wychudzone dziewczyny o smutnych oczach.

Cecilia Bartoli

Sacrificium

Decca 2009

Dwupłytowy album, część pierwsza to 12 arii napisanych dla kastratów głównie przez XVIII-wiecznych kompozytorów neapolitańskich. Płyta druga zawiera trzy największe hity, którymi kastraci zachwycali swą publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji