Artykuły

Wrocławscy urzędnicy skreślili "Notatnik Teatralny"

- Nie chciałbym, by nas ktoś "ratował", bo kondycja pisma jest świetna. Nie chcę szukać oparcia w ministrze kultury czy prezydencie Wrocławia. Wolałbym raczej rozmawiać o propozycjach dalszego rozwoju pisma. Z drugiej strony nie mogę godzić się na funkcjonowanie w państwie urzędniczym, w którym bez jakiejkolwiek rozmowy z redakcją z dnia na dzień likwiduje się tak wartościowe pismo - mówi Krzysztof Mieszkowski w rozmowie Jackiem Antczakiem z Polski Gazety Wrocławskiej.

Jacek Antczak: Zwolniono Pana z pracy?

Krzysztof Mieszkowski: Cała redakcja "Notatnika Teatralnego" dostała wypowiedzenie od 1 stycznia 2010 roku z "przyczyn ekonomicznych zakładu pracy".

Nawet nie wiedziałem, że pracuje Pan we Miejskiej Bibliotece Publicznej?

- Każde pismo potrzebuje wydawcy. "Notatnik Teatralny", który ukazuje się od 1991 roku, od początku był wydawany pod egidą miasta. Trzy i pół roku temu doszło do konfliktu redakcji z dyrektorem wydziału kultury Jarosławem Brodą, który chciał pismo przekazać nowej dyrekcji Ośrodka Grotowskiego. Po negocjacjach prezydent Rafał Dutkiewicz podjął decyzję, że "Notatnik" pozostanie pod moją redakcją. W rezultacie wydawcą została Miejska Biblioteka Publiczna. Przeszliśmy tam z całym dorobkiem i dobytkiem, który wypracowaliśmy, oraz z ustalonym budżetem w wysokości 300 tysięcy złotych. Budżetu nie przyznawał więc z funduszy biblioteki jej dyrektor.

No i co się stało?

- Dyrektor Broda wraz z dyrektorem biblioteki Andrzejem Ociepą postanowili zlikwidować pismo, które ma na swoim koncie Nagrodę Prezydenta Wrocławia (1994 r.) i Nagrodę Wrocławia (2001 r.). To drugie wyróżnienie jest dla nas wyjątkowo cenne, gdyż przyznają je radni miejscy, którzy zgodnie docenili wysoki poziom merytoryczny i wydawniczy pisma.

To dlaczego dyrektor wydziału kultury chce je teraz likwidować?

- Ponieważ prawdopodobnie kontynuuje strategiczny plan wyeliminowania z życia kulturalnego miasta tych instytucji, które przeszkadzają mu ideologicznie, lub nie zgadzają się z jego systemem wartości. No i ponieważ może to zrobić. Jedną z jego ofiar jest Krystyna Meissner, dyrektorka Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Teraz pod pręgierz trafił "Notatnik Teatralny". To próba uprawiania polityki kulturalnej w najgorszym stylu. Polega na odbieraniu wolności twórczej.

Co to znaczy, że pismo "ideologicznie przeszkadza"?

- Dyrektor Broda jest znany z radykalnych poglądów.

Chodzi o to, że "Notatnik" nie podoba się politycznie, bo bywa kojarzony z twórcami skupionymi wokół lewicowej "Krytyki Politycznej"?

- Być może tak mu się kojarzymy. Pismo ma wyraźną perspektywę kulturoznawczą, która umieszcza teatr także w kontekście społecznym.

A może chodzi o to, że Wrocław płaci za wydawanie pisma, a zdarzają się opinie, że "Notatnik" jest mało wrocławski.

- Słyszałem, że jesteśmy "niemiejscy". Ale co to znaczy? Nie jesteśmy ścienną gazetką urzędu, tylko pismem ogólnopolskim, które często zajmuje się Wrocławiem, ma rozdział zatytułowany "Wrocław". "Notatnik" jako pierwszy periodyk po 1989 roku w Polsce, równolegle z miesięcznikiem "Odra", w sposób systemowy podjął próbę przywrócenia miastu historii jego teatru sprzed II wojny światowej. W najnowszym numerze zajmujemy się historią Teatru Żydowskiego we Wrocławiu. Przygotowaliśmy również monografię Krzysztofa Warlikowskiego, który wybitny spektakl, prapremierę "Oczyszczonych" Sarah Kane, wystawił we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Jerzemu Jarockiemu, który w Teatrze Polskim wystawił m.in. "Pułapkę" Różewicza, a wcześniej współpracował z Teatrem Współczesnym, poświeciliśmy dwa numery, wydaliśmy też monografię Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych, Henryka Tomaszewskiego. Nasz numer o legendarnym aktorze Laboratorium Ryszardzie Cieślaku jest jedyną do dziś zwartą publikacją o tym artyście itd. To jest pismo na wskroś wrocławskie, choć poprzez swoją perspektywę stało się pismem światowym. Publikowali u nas Jerzy Grotowski, Peter Brook, Eugenio Barba, Jan Kott, Sławomir Mrożek, Erwin Axer, Tadeusz Różewicz, Janusz Degler, Zbigniew Osiński etc., wydaliśmy wspólny numer z "Alternatives théâtrales 81" w języku francuskim o polskim teatrze. Teksty z "Notatnika" są przedrukowywane w Rosji, na Łotwie i Litwie, we Francji, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Włoszech i Rumunii. To pismo międzynarodowe, ale zakorzenione w bardzo sensownym mieście i stanowiące ważny element kreowania jego rzeczywistości kulturalnej. To miasto budowało swoją demokrację po 1989 roku i pismo rozwijało się razem z nim.

- Mówi Pan o sukcesach pisma, tymczasem dyrektor biblioteki uważa po prostu, że pismo jest drogie, nierentowne, na dodatek zalega mu w magazynach.

To nie jest prawda, mówi tak przede wszystkim Andrzej Ociepa, który nas likwiduje. Przykłady: numer, który był próbą uchwycenia relacji teatru i polityki, ukazał się w nakładzie 1000 egzemplarzy. Sprzedaliśmy 468, do tego doszły egzemplarze obowiązkowe, autorskie i promocyjne. Na stanie redakcji zostało ich 201. W przypadku podwójnego numeru wydanego z okazji przyznania Krystianowi Lupie Europejskiej Nagrody Teatralnej we Wrocławiu pozostało nam 125 egz. Poza tym "Notatnik" nie "zalega", gdyż to nie jest pismo, które się sprzedaje w ciągu miesiąca czy nawet roku, ale działa i sprzedaje się po wydaniu przez lata. Ta sprzedaż nie jest zła i odpowiada stanowi czytelnictwa w Polsce.

Ale wydajecie mało numerów, a kosztujecie sporo.

- Biblioteka jako wydawca nie zaangażowała ani złotówki w reklamę, nigdy nam nie pomagała w dystrybucji, nigdy nie kupiła jednego choćby zeszytu do którejś ze swoich wielu filii w mieście. Pismo ukazuje się regularnie, często jako podwójne, 400-stronicowe numery. Przykłady: w roku 2006 wydaliśmy 5 numerów, w roku 2007 - 4 numery, w roku 2008 - 4 numery. W roku 2009 ukaże się 6 numerów. To mało? W tej chwili w druku jest "Notatnik" nr 56-57, w którym zamieszczamy niepublikowane teksty o dramaturgii poświęconej Marcowi '68 i antysemityzmowi. To 448 stron, podwójny numer i większy koszt. I nie jest to nieznana wcześniej praktyka. Na przykład kwartalnik "Pamiętnik Teatralny" często wydaje podwójne, a czasem nawet poczwórne numery, pisząc choćby o Gombrowiczu czy Witkacym. To elementarne reguły prowadzenia pism, więc oskarżanie nas o to, że redakcja popełnia organizacyjne błędy, jest nieporozumieniem i wynika z braku kompetencji osób, które je głoszą. A najdziwniejsze, że wypowiada je dyrektor biblioteki Andrzej Ociepa, który jest członkiem Krajowej Rady Bibliotecznej.

A może w tej awanturze chodzi o Pana? Była wielka awantura o dyrekcję w Teatrze Polskim, teraz mamy spór o "Notatnik". O co Pan tak walczy?

- Nie mam potrzeby walki, mam potrzebę wolności. Ale jeśli zagrożone są wartościowe, moim zdaniem, instytucje kultury, nie przechodzę obok tego obojętnie. Mieliśmy taki przykład na Dolnym Śląsku, ostatnio w Łodzi. Na tej podstawie wiem jedno: nasza demokracja jest jeszcze niedorozwinięta i zanim dojrzeje, kultura może wiele stracić. Dlatego trzeba walczyć. W żadnym cywilizowanym kraju - we Francji, Włoszech czy Niemczech - nikt nie podjąłby próby likwidacji pisma, które przynosi miastu splendor, które jest czytane nie tylko w Polsce. A Teatr Polski? Przypomnę, że jest na fali, w ubiegłym sezonie zdobyliśmy 27 nagród, nasze spektakle są zapraszane na festiwale na całym świecie. Już za kilka dni lecimy do Argentyny ze "Sprawą Dantona". To chyba coś znaczy. Myślę, że niektórym urzędnikom przeszkadza moja wolność i niezależność, czyli coś, co jest istotą demokracji. Dzisiaj w Polsce ta demokracja jest karykaturyzowana przez decyzje, jakie podjął na przykład prezydent Łodzi, wywalając Zbigniewa Brzozę, a zespół Teatru Nowego sprowadzając na dno, czy w Jeleniej Górze, gdzie radni miejscy wpisali do statutu teatru możliwość własnego uczestniczenia w Radzie Artystycznej. Czegoś takiego nie w żadnym teatrze w Europie. U nas jest wciąż potrzeba ręcznego sterowania, a to dowód na to, że przestrzeń demokracji wciąż budujemy.

Co dalej z "Notatnikiem"? Uratuje go minister Zdrojewski, prezydent Dutkiewicz?

- Nie chciałbym, by nas ktoś "ratował", bo kondycja pisma jest świetna. Nie chcę szukać oparcia w ministrze kultury czy prezydencie Wrocławia. Wolałbym raczej rozmawiać o propozycjach dalszego rozwoju pisma. Z drugiej strony nie mogę godzić się na funkcjonowanie w państwie urzędniczym, w którym bez jakiejkolwiek rozmowy z redakcją z dnia na dzień likwiduje się tak wartościowe pismo. Na razie mogę tylko podziękować urzędnikom, którzy przekazując nam wypowiedzenie w trakcie Kongresu Kultury, zrobili "Notatnikowi" promocję w Polsce, jakiej dotąd nie mieliśmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji