Artykuły

Drugie zburzenie muru

"Wschód potrzebuje rzeczy, a Zachód potrzebuje krwi". Ten cytat ze sztuki Andrzeja Stasiuka "Noc" najlepiej podsumowuje projekt jednoczenia i wymiany, wzajemnego poznawania i tworzenia nowych więzi w zjednoczonej, powiększonej o Wschód Europie. Grabowski reżyseruje Stasiuka w Düsseldorfie - recenzja Piotra Gruszczyńskiego.

Trywialne, ale prawdziwe, dla obu stron chyba równie rozczarowujące. Zachód okłamywał siebie, oferując nam swoją kulturę i cywilizacje, my uparcie posyłamy na Zachód paczki z duchowością, na które nikt raczej nie czeka. I tak powstaje inteligencka fatamorgana, gdy tymczasem deal jest prosty: rzeczy za krew, a ściślej, za organy do transplantacji przedłużające życie ciała wśród rzeczy.

"Noc" powstała na zamówienie teatru w Düsseldorfie. Projekt "Nowa Europa. Czekanie na barbarzyńców" przewiduje wystawienie czterech dramatów. Oprócz Stasiuka zaproszono Jurija Andruchowycza z Ukrainy, Jachyma Topola z Czech i Petera Zilahy z Węgier. "Noc" wyreżyserował Mikołaj Grabowski.

Bohaterowie wschodniej strony "Nocy" to złodzieje. "Zabierali złoto, srebro, brylanty i wracali do swoich półdzikich miast na wschodzie". Między nimi i Zachodem trwa chór kobiet ze spokojem komentujących zdarzenia. Wszystko idzie gładko i proceder kwitnie, dopóki jeden ze złodziei nie zostanie zabity podczas kradzieży. Ta śmierć załamuje na chwilę system, podbudowany już nawet poważną teorią ekonomiczną, w myśl której kradzież luksusowych dóbr na Zachodzie napędza koniunkturę w tym rejonie przesytu i nadprodukcji. Im więcej drogich mercedesów zostanie ukradzionych i wywiezionych, tym więcej będzie trzeba kupić, a co za tym idzie - wyprodukować. Ciało martwego złodzieja wraca do domu w metalowej trumnie, lśniącej jak karoseria samochodu. Złodzieje zaczynają inaczej patrzeć na Zachód, z rozczarowaniem:"Nie wiedzieliśmy, że tam można umrzeć. Umierało się tutaj".

Na wzór staropolskiego dialogu złodziej odbywa długi dialog z duszą. Ona istnieje, o czym wszyscy już dawno zapomnieli. "Nigdy cię duszo nie słyszałem... Boś słuchał swoich zasranych basowych głośników. Też zresztą kradzionych". Duet złodzieja (Oskar Hamerski) z Duszą (Roma Gąsiorowska) to długie targowanie się o to, by Dusza choć na chwilę weszła w martwe ciało, by mogło na krótko jeszcze ożyć. Ale przecież "Noc" to opowieść rozsnuta po obu stronach granicy, potrzebny jest więc bohater z drugiej strony. To oczywiście ten, który zastrzelił złodzieja, niewinnie, bo w obronie swojej własności. Precyzyjny niemiecki jubiler. Teraz dostanie serce złodzieja, w przeszczepie, w prezencie.

Scena prawie pusta. Jedynym elementem dekoracji jest spory mur wzniesiony z ceglanych pustaków. Najpierw zjawią się kobiety z chóru. Poubierane w szare, prawie czarne płaszcze. Są tu u siebie, to ich terytorium. Łażą, palą i gadają, później będą też przesiadywać na ławeczce i śpiewać. Dwie z nich to Polki, trzy Niemki. Mieszają się języki. Czasami Polki zaczynają mówić po niemiecku, czasami Niemki rzucają zdania po polsku. Zdarza się, że wzajemnie tłumaczą to, co powiedziały. Dwujęzyczność obowiązuje przez cały spektakl. Niektóre sceny (dialog złodzieja z duszą) grane są po polsku, inne w całości po niemiecku. Dominuje jedno przekleństwo, polskie, łatwo zgadnąć które.

Spokój kobiecej obecności gwałtownie przerywa wjeżdżające na scenę bmw. Okrutnie pokiereszowane, z trudem domyślić się można marki. Uderza w mur, cegły walą się z łoskotem na karoserię i szybę. Nie ma wątpliwości: mężczyźni wrócili. Teraz mogą codziennie obalać mur. Może ten sam, który dzielił Wschód i Zachód? Może on nadal stoi, tylko nikt go nie widzi? Pewnie nie da się tak łatwo obalić, bo dzieli cywilizacje, a nie twory polityczne. Obalenie muru przez gang złodziei jest pustym gestem. Nie niesie za sobą żadnej zmiany.

Tymczasem kobiety zajmują się już polerowaniem kawałka blachy leżącego na podłodze. To trumna z martwym kolegą. Zostanie ceremonialnie przeniesiona w głąb sceny, a tam mężczyźni postawią na niej spirytus w szklankach i podpalą.

Dusza i umrzyk wyłonią się spośród białych prześcieradeł, rozwieszonych przez kobiety w poprzek sceny. Dusza ubrana w białą, ale kusą sukienkę, ze złotą torebką na ramieniu i w ostrym makijażu, nie wygląda na świętą. Wykorzystuje swój zmysłowy potencjał w rozmowie ze złodziejem. Ma do niego same pretensje, jak zaniedbana kochanka. W jej pojęciu śmierć dla złodzieja była zasłużoną karą. "Pokochałeś kasę, brylanty, dezodoranty oraz niemiecką motoryzację bardziej niż własne życie...". Powoli brylanty i samochody nabierają bardziej ogólnego znaczenia, poniechania wartości duchowych, zdrady na rzecz świata dóbr materialnych.

A co się dzieje z drugiej strony granicy? Scena błyskawicznie zamienia się w biały szpital. Na środku łóżko, w którym leży nieszczęsny jubiler, zabójca złodzieja. Złodzieje zamienili się w lekarzy w białych fartuchach, a kobiety z chóru w pielęgniarki. Zaraz odbędzie się przeszczep złodziejskiego serca. Filozofia pacjenta radykalnie różni się od przekonań dawcy: "Trzeba pracować, mieć własność i reszta jakoś się ułoży". Pacjent jest przerażony i usiłuje dowiedzieć się, kto jest dawcą organu. Przeszkadza mu, że to polskie serce, przecież poprzysiągł sobie, że jego noga nie postanie nawet w NRD. Lekarze próbują go uspokoić mówiąc, że dawca był germanistą. W rozmowach o dawcach z Mołdawii, którzy zarabiają na życie sprzedając nerki i co się tylko da, użalają się nad losem Słowiańszczyzny, mając naturalnie bardzo mgliste pojęcie o jej geograficznych granicach:, Ach, biedni, biedni Słowianie. Muszą sprzedawać trzustki i wątroby, żeby ocalić swoją oryginalną kulturę oraz tajemniczy język". Niezbyt to dobrze wygląda, ale przecież tak właśnie wygląda. Wzajemne uprzedzenia i stereotypy pokutują po obu stronach granicy.

Dzisiejsze rozczarowania - nasze, że Zachód wcale nie jest rajem, i Zachodu, że nasza duchowość skurczyła się w dziejowym praniu - mogą pomóc w porozumieniu. W tekście "Nocy" nie ma lepszych i gorszych, są tylko źli, a właściwie beznadziejni ludzie z nieuzasadnionym poczuciem lepszości.

Sztuka Stasiuka z podtytułem "słowiańsko-germańska tragifarsa medyczna" pozostawia teatrowi wiele możliwości interpretacyjnych. Jest mało określona, o dość swobodnej strukturze, w której nie ma nawet ścisłego przypisania kwestii postaciom. Mikołaj Grabowski swoje przedstawienie ustawił groteskowo, z polskim wyczuciem absurdu. Świetnie pomieszał to, co poważne, z komicznym. Dobrze zderzył z sobą dwa światy, kolizję uwydatniając najmocniej w świecie kobiet z chóru. Dominuje tonacja pogodna, wręcz komediowa. To niezły sposób na oswajanie własnych wad. Lekko, ale ostro. Tekst daje też jednak zupełnie inną możliwość. Można go odczytać znacznie bardziej ponuro i serio, poważniej traktując kwestię wykorzenienia z duchowości, a wtedy nie będzie już tak wesoło. Ale to jest zaleta sztuki, a nie wada przedstawienia.

"Tak, świat zrobił się dziwny" - pisze Stasiuk niczym wiedźma z "Makbeta". Oby odzyskał jeszcze swoją metafizyczną dziwność, a nie tylko tę paradoksalną, wynikającą z nowych reguł wymiany na trasie W-Z.

Andrzej Stasiuk, "Noc", reż.: Mikołaj Grabowski, scenogr.: Paul Lerchbaumer, kostiumy: Ute Lin-denberg, muz.: Mikołaj Trzaska, dramaturg: Rita Thiele, Düsseldorfer Schauspielhaus w koprodukcji ze Starym Teatrem w Krakowie, premiera 8 stycznia 2005 w Düsseldorfie. Pokazy w Krakowie 3-5 lutego 2005. Dziękuję Instytutowi Polskiemu w Dusseldorfie za pomoc w zorganizowaniu podróży.

Na zdjęciu: "Nacht" Andrzeja Stasiuka w Düsseldorfer Schauspielhaus.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji