Artykuły

Nie ma prawdy bez komizmu

VIII Przemyska Wiosna Teatralna

NA BIURKU DYREKTORA WDK, Wojciecha Władyczyna leżą dwa fałszywe karnety na Przemyską Wiosnę Teatralną.

Właściwie - nie są fałszywe; wydrukowane jak wszystkie tylko nadliczbowo i na lewo (bez pieczątki WDK) wprowadzone w obieg. Teraz dyrektor pokazuje mi te karnety i mówi: - Do czego doszło! - ale w jego głosie czuć nie tylko przyganę. To w sumie niezamierzona reklama, cząstka wielkich emocji, które imprezie towarzyszą.

Impreza odbywa się po raz ósmy i przez osiem sezonów publiczność zyskała wszelkie gwarancje, że na przemyskiej scenie pokazuje się spektakle interesujące i ważne, niekiedy nawet zasługujące na miano, wydarzenia.

Na podstawie afisza, tegoroczna Wiosna Teatralna zapowiadała się ciekawie, ale bez rewelacji. W poprzednich sezonach bywało już więcej teatrów firmowanych, takich ze swoistą legendą, jaką ma - powiedzmy - Teatr Stary w Krakowie. Bywało też gęściej od spektakli z plejadą znanych nazwisk - i na które chodziło się "dla aktorów". Zdarzały się wreszcie premiery poprzedzone wielkim rozgłosem w kraju.

No więc na tle minionych przemyskich wiosen, teraz repertuar maratonu "od niedzieli do niedzieli" (1 VI - 8 VI) układał się jakby spokojniej i bez mocniejszych akcentów.

Ale to były pozory i znowu dane było przeżyć publiczności parę zaskoczeń, w tym przynajmniej jedno - większe.

VIII Przemyską Wiosnę Teatralną zainaugurował Teatr im. Juliana Tuwima z Łodzi, goszczący w Przemyślu po raz pierwszy. "Odprawa posłów greckich" Jana Kochanowskiego z dwóch powodów była ofertą ważną. Po pierwsze: w roku 1980 obchodzona jest 450 rocznica urodzin największego przed Mickiewiczem poety. Jest więc okazja do pewnych konfrontacji i zadumań, do świeżego spojrzenia na dzieło znane ze szkolnej lektury. Po drugie: "Odprawa posłów greckich", której dramaturgiczne zdarzenie wiąże się z porwaniem przez Trojan pięknej Heleny - ma wartości ponadczasowe. Tu toczy się spór różnych racji, ścieranie postaw, podejmowane są problemy patriotyczne i odpowiedzialności za losy ojczyzny.

Tak też rozłożył akcenty w swojej koncepcji przedstawienia reżyser Józef Jasielski, poszerzając tekst dramatu o fragmenty innych utworów Kochanowskiego. Spektakl pod każdym względem pieczołowicie przygotowany (scenografia: Ryszard Kuzyszyn, muzyka Tadeusz Woźniak, choreografia: Tadeusz Traczewski) - zyskał "Srebrną łódkę", liczącą się, prestiżową nagrodę.

Niejako tradycją przemyskiej wiosny jest zawsze występ jednego teatru muzycznego. Jest to gest w stronę miłośników operetki, a tych w Przemyślu nie brakuje. Operetka to urok pięknych arii, czar zdarzeń jak z bajki, humor, romantyka i leciutki powiew nostalgii. Znany przemyskiej publiczności Teatr Muzyczny z Lublina przywiózł "Różę wiatrów" Mokrousowa, w reżyserii Beaty Artemskiej, w scenografii Jerzego Kondrackiego, opracowaniu muzycznym Lucjana Jaworskiego i choreografii Zbigniewa Strzałkowskiego. Chór przygotował Tadeusz Chyła. Było kolorowy tanecznie, ale nieporywająco.

Poryw przyniósł natomiast dzień trzeci i występ Teatru im. Cypriana Norwida z Jeleniej Góry. Dobrze się stało, że od początku organizatorzy postanowili ściągać do Przemyśla teatry nie tylko z ośrodków wiodących, ale i ciekawe, głośne zespoły "z głębi kraju". Dzięki temu, w tej sali obejrzano kiedyś jeleniogórskiego "Don Juana" Moliera, w pamiętnej scenografii i reżyserii Krzysztofa Pankiewicza oraz bardzo sympatyczne "Śluby panieńskie" Fredry. Tym razem dyrektor Alina Obidniak przywiozła swój zespół ze spektaklem "Znowu kabaret" Jana Pietrzaka, w reżyserii autora, O tym przedstawieniu można mówić dużo; każdy tekst dialogu, czy piosenki - to już wystarczający powód. Wśród autorów i kompozytorów są takie nazwiska jak: Osiecka, Groński. Pietrzak, Wasowski, Rembowski i tak dalej, śmiech jest więc wielki, dotyka nas i naszych spraw codziennych, piekących i gryzących - przetworzonych w satyrę i w komizmie znajdujących ujście. I jest to zasada celna, bo nie ma prawdy bez komizmu.

Ale śmiech bywa też gorzki, a kiedy gaśnie - nabrzmiewa refleksja przejmująca wprost, gdy w finale cały kabaret śpiewa "Aby Polska była Polską" Scenografię przygotował znany ze swych rysunków satyrycznych Andrzej Czeczot, a kostiumy Aleksandra Sell-Walter. No i najważniejsze - znakomita obsada, autentycznie młoda, o nieznanych jeszcze szerzej twarzach i nazwiskach, co może być tylko kwestią czasu.

Paradą popularnych, znanych aktorów było przedstawienie "Wesele raz jeszcze" Janusza Krasińskiego w wykonaniu Teatru Rozmaitości z Warszawy. Na scenie: Andrzej Kopiczyński, Joanna Kasperska, Janusz Paluszkiewicz, Piotr Garlicki, Jerzy Turek - i całe mnóstwo innych zgromadzonych przy biesiadnym stole. Krasińskiego świadomie nawiązuje do dramatu Wyspiańskiego i tytułem, i cytatem muzycznym "miałeś chamie złoty róg" i wreszcie samą sytuacją. Tu też jest sojusz wiejsko-miejski, wzajemne bratanie i zakradający się raz po raz niepokój "coś się chyba stanie". Ale styl i obyczaje biesiadowania już inne, bo epoka inna, nasza, współczesna. Reżyseria Romana Kordzińskiego. scenografia Zbigniewa Bednarowicza, choreografia Tadeusza Wiśniewskiego, muzyka Tadeusza Woźniaka.

Teatr "Bagatela" z Krakowa pokazał "Indyka" Mrożka - i było to bodaj najsłabsze przedstawienie podczas Wiosny. Upłynęło co prawda 20 lat od prapremiery tej komedii, przewartościowały się pewne odczucia, przesunęły akcenty ideowe, ale tekst się chyba nie zestarzał. Żart, ironia i aluzja, słynna "nieochota" - nadal mogą bawić i chłostać satyrą, ale chyba niezbyt zostały wypunktowane w tejże koncepcji inscenizacyjnej.

Czystego, zdrowego śmiechu dostarczył publiczności dobrze znany tu od kilku lat Teatr Nowy z Łodzi, przywożąc Moliera. Teatr Moliera to teatr satyry i ludzkich charakterów. Spod peruk i kostiumów wyłażą ludzkie słabostki i żądze od wieków niezmienne, wreszcie całe bogactwo i różnorodność psychologicznych typów. Łódzka wersja "Lekarza mimo woli", w reżyserii Bogdana Baera, w scenografii Iwony Zaborowskiej i choreografii Józefa Matuszewskiego - to komediowa oferta najprzedniejsza. Aktorzy zagrali całym kunsztem, demonstrując swe umiejętności w choreograficznym ruchu, pantomimicznym geście i w ogóle w grze prowadzonej z parodystycznym dystansem, bezlitośnie ośmieszając grane postacie.

Po raz pierwszy przed przemyską publicznością wystąpił Teatr Śląski im. Wyspiańskiego z Katowic. Propozycja nie była łatwa. "Król Mięsopust", bo w ogóle trudna jest tragifarsa J. M. Rymkiewicza. Sztuce towarzyszą wielorakie i skomplikowane stylizacje, napisana współcześnie, zawiera wątki wyjęte z historii, literatury i legendy. Ukazuje postać zdetronizowanego króla i postać samozwańczą króla Mięsopusta, zasztyletowanego przez narodowego, tajemniczego bohatera. Rzecz starannie przygotowana (reżyseria: Michał Pawlicki, scenografia Wiesław Lange, muzyka Maciej Małecki, ruch sceniczny Marta Bochenek) - nie wzbudziła jednak większych emocji.

Największą emocję, jak się okazało, przyniosło przedstawienie "Mistrz i Małgorzata" według Bułhakowa. Powieść ta doczekała już dwudziestu kilku wydań w świecie i zainteresowanie książką jest do dziś wielkie. Na to ogromne zainteresowanie książką mają też wpływ osobiste losy pisarza i jego niedokończonego dzieła. Akcja powieści rozgrywa się w moskiewskiej rzeczywistości lat trzydziestych, w której żyją mistrz piszący o Piłacie i biblijnych wydarzeniach sprzed 2000 tysięcy lat.

Oba wątki są wielkie i kardy mógłby być tematem oddzielnego przedstawienia, a zamieszczenie ich w jednym - to sprawa niebłaha. I w całej pełni udało się to młodemu reżyserowi Andrzejowi Marii Marczewskiemu (nie mylić z Wojciechem Marczewskim od telewizyjnego "Klucznika"). Marczewski zrobił przedstawienie (premiera przed miesiącem), które z całą pewnością przyniesie rozgłos nieznanemu dotąd Teatrowi im. Szaniawskiego z Wałbrzycha,

Było w tym spektaklu parę scen do zapamiętania, na przykład bal w piekle, były też chwile przejmujące, po których powinny rozlegać się i rozlegały się brawa, choć wydawało się to prawie niestosowne wobec dramatycznej podniosłości.

Przedstawienie trwało 5 godzin, bez minuty znużenia. Bardzo piękna, surowa i wyrazista scenografia Józefa Napiórkowskiego, współbrzmiąca, niepokojąca muzyka Tadeusza Woźniaka i wreszcie gra zespołu z Mirosławą Krajewską, występującą gościnnie - dały widowisko, którego się nie zapomina.

I był to naprawdę godny, mocny finał VIII Przemyskiej Wiosny Teatralnej.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji