Artykuły

Tyrania czasu

WRESZCIE przedstawienie przerywające miałkość kończącego się sezonu w teatrach warszawskich., Gdyby nie występy gościnne innych teatrów - a szczególnie Starego Teatru z Krakowa - w ogóle nie byłoby nic naprawdę wartościowego do oglądania. Na szczęście mamy, teraz adaptację "Mistrza i Małgorzaty" . Michała Bułhakowa w Teatrze , Współczesnym, dokonaną i wyreżyserowaną przez Macieja Englerta.

Bułhakow - ten wielki skrzywdzony. Pisarz, któremu zmiany, jakie nastąpiły po śmierci Lenina, okres stalinizmu zniszczyły możliwość dotarcia ze swą twórczością do czytelników i teatralnych widzów, i to nie tylko przez całe, najbardziej twórcze, ostatnie piętnaście lat z czterdziestodziewięcioletniego żywota. Nawet w wiele lat po śmierci.

Najbardziej symbolicznym przykładem kolei losu twórczości Bułhakowa jest właśnie historia powieści "Mistrz i Małgorzata". Ukończona na miesiąc przed śmiercią w 1940 r, pisana od roku 1923. Dotarła, we fragmentach, do rąk czytelników radzieckich pod koniec 1966. Wydanie książkowe w roku 1973. W Polsce pierwsze wydanie ukazało się w 1969, a pełny tekst dopiero w wydaniu czwartym w r. 1980. Te daty najlepiej mówią o trudnościach, jakie miał rosyjski pisarz z dotarciem do odbiorców swojej twórczości. Również i u nas niektóre adaptacje jego dzieł przedwcześnie schodziły z afisza. Potwierdzają, wagą tej twórczości, jej intelektualną niezależność.

"Mistrz i 'Małgorzata". Czymże jest dzisiaj dla nas ta powieść, kiedy opadły emocje wzniecone przez błędy w polityce kulturalnej, zawinione wobec niej? Z pewnością protestem. intelektualisty i artysty zarazem, przeciw filozoficznemu, urzędowemu spłaszczaniu rzeczywistości, ingerowaniu odgórnemu w. światopogląd jednostki. Przeciwko temu jest wymierzony ośmieszający, satyryczny ton powieści, którym autor biczuje nieautentyczność, twórców i krytyków, niszczących wszelkie odejścia od urzędowego widzenia literatury. Nie brak w tej opowieści, napisanej przez syna profesora z kijowskiego prawosławnego seminarium duchownego, i innych warstw. Jedną z nich jest. Bułhakowowska fantasmagoria. Trudno jednak nie dopatrzyć się jej podwójnej' funkcji. Oprócz artystycznej - funkcji maskującej, ubezpieczającej przed okrucieństwem i bezwzględnością swoich czasów. Dokonywanie adaptacji jest przede wszystkim sztuką wyboru. Jaką zatem wizję dzieła Bułhakowa zaproponował nam Maciej Englert, wystawiając je po raz pierwszy w Warszawie? Innym reżyserem, który wprowadził "Mistrza i Małgorzatę" w krwiobieg teatralny, pozastołeczny, jest Andrzej Maria Marczewski.

Z pewnością Englertowi - adaptatorowi i inscenizatorowi w jednej osobie - udało się stworzyć klarowną i konsekwentną wizję losu człowieka - twórcy broniącego swej wewnętrznej wolności oraz integralności przed wszelkimi totalnymi naciskami. Ponoszącemu ofiarę swojego w życia i życia osoby z nim związanej. Reżyser odsłonił wszelkie, dziś już niepotrzebne, zaciemnienia. Dlatego tym pełniej ukazał się autobiograficzny nurt powieści.

Zabiegi Englerta uwiarygodniły nam, jak bardzo tworzywo, z którego Bułhakow budował postać Mistrza, było materiałem jego własnego życia, jego sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej, której najistotniejszym elementem była wielka samotność człowieka, dzielona z najbliższą osobą. Zamieszczony w programie teatralnym cytat z dziennika Anny Siergiejewny, żony pisarza z dn. 24 stycznia 1940 r. (Bułhakow zmarł 10 marca) - W ostatnich, dniach, "wiemy cicho, mato kto przechodzi, dzwoni. Misza poprawiał, powieść, ja pisałam" - znakomicie oddaje (atmosferę scen, w których Mistrz w towarzystwie Małgorzaty pracuje nad swoją powieścią. Godne uwagi są również inne podkreślenia adaptatorsko-reżyserskie Macieja Englerta. Zwalczanie książki Mistrza przez krytyków jakże przypomina autentyczne zwalczanie dzieła Bułhakowa. również motyw spalenia rękopisów przez rozżalonego twórcę koresponduje z paleniem swoich dzieł przez - zwalczanego przez sterowaną krytykę - rosyjskiego pisarza.

Reżyserowi udało się , dobrać współtwórców i zespół aktorski, którzy umożliwili świetnemu zamysłowi nadanie pełnego kształtu scenicznego. Wielką zasługę ma Ewa Starowieyska, której scenografia prosta, a pomysłowa umożliwiła ukazanie przemienności bułhakowowskiej świata przedstawionego, jak i pogodzenie bujnej wyobraźni pisarza z rygorami małej sceny. Muzyka Zygmunta Koniecznego trafnie tworzyła atmosferę poszczególnych scen i podbudowywała ich napięcia emocjonalne jakby poddając aktorom właściwy dramatyczny ton.

Reżyser potrafił wprzęgnąć bujne indywidualności aktorskie w tworzenie całościowego wyrazu przedstawienia, bez .rozbijania na tzw. solówki aktorskie, do czego "Mistrz i Małgorzata" stanowi i nadzwyczaj kuszącą okazję. Cieszy też wyrównany poziom całości zespołu, odtwórców nawet ról, najbardziej epizodycznych.

Marek Bargiełowski, gościnnie występujący w Teatrze Współczesnym, nasycił postać Mistrza wielkim ciepłem i autentycznością przeżyć. Raz jeszcze pokazując, i iż jest wspaniałym aktorem, godnym wielkich ról, i zarazem w za małym stopniu wykorzystanym Krzysztof Wakuliński, tworząc fantastyczną postać Wolanda, rozbijającą złośliwymi czarami antymetafizyczne urzędowe widzenie bytu miał niezwykle trudne zadanie. Musiał niejako stworzyć tę postać od nowa, znaleźć sceniczne odpowiedniki, bez wsparcia, jakie zwykle aktorowi daje rzeczywistość obiektywna. I udało się wspaniale. Nie uległ pokusie efektownej a płytkiej diabolizacji. Powstała postać. bardzo bułhakowowska w tonie pełna refleksyjności, podbudowanej magią. Jolanta Piętek pokazała w Małgorzacie stopienie odwiecznych ideałów kobiecych: uroku, ciepła i bezgranicznego poświęcenia dla ukochanego człowieka i jego dzieła. Mariusz Dmochowski podkreślił w granym przez siebie Piłacie mroczność tej postaci i gwałtowność jej rozterek wewnętrznych. Wojciech Wysocki (Jeszua Ha-Nocri) i Cezary Morawski (Mateusz Lewita) potrafili połączyć prostotę swoich bohaterów z przenikającą je prawdą, burzącą dotychczasowąwizję człowieka i jego stosunku do innych ludzi.

Niedawno podczas Międzynarodowych Spotkań Teatralnych, widzieliśmy inne przedstawienie "Mistrza i Małgorzaty" w wykonaniu węgierskiego teatru z Kaposvar. Było ono w większym stopniu streszczeniem, połączonym w dodatku z do pisaniem jednej, lecz ważnej sceny - Piłat udzielał Mateuszowi Lewicie Komunii. Przedstawienie warszawskie jest odczytaniem bardziej twórczym, a przy tym wiernym Bułhakowowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji