Artykuły

Bułhakow na Mokotowskiej

Na ten spektakl sic chodzi, o tym spektaklu się mówi. Przyjmowany jest gorąco, mimo że część widzów narzeka, że trwa zbyt długo i mają kłopoty komunikacyjne aby powrócić do domu. Maciej Englert pod prąd panującej modzie na "kinowe" seanse teatralne (dwie godziny i do domu) dał widowisko czterogodzinne, gęste, ogromne na maleńkiej scenie.

Przygotowaniom do premiery towarzyszyło zdumienie i obawa, w jaki sposób w warunkach malutkiej sceny na Mokotowskiej teatr podoła zadaniu. Okazało się jednak, że zabudowa przestrzenna (Ewy Starowieyskiej) tej sceny ujawniła nieprzewidywane możliwości [brak fragm. tekstu] i pogłębiania sceny To jednak wyłącznie (choć ważki dla kształtu plastycznego spektaklu) problem techniczny, który rozwiązany został po mistrzowsku. Ważniejsze pytanie dotyczy rezultatu przedsięwzięcia: co i jak Maciej Englert jako adaptator i reżyser wydobył z wielkiej powieści Michała Bułhakowa.

Otóż adaptacja jak się zdaje, trafnie wiąże główne wątki powieści, umożliwiając równoległe prowadzenie akcji obu planów fabularnych: "wizytacji" ekipy Wolanda w Moskwie lat 20 i powieści w powieści - czyli dziejów konfliktu Joszui i Poncjusza Piłata. Łatwość, z jaką przenikają się te dwa plany, zatarcie granic czasowych oddaje istotę przesłania Bułhakowa, który nawiązując do wątku Chrystusowego i zderzając spór o fundament wartości ludzkiej sprzed wieków z ironiczną charakterystyką współczesności, poddawał tę współczesność osądowi. Pomostem między światem współczesności a światem interpretacji mitu, była misja Wolanda, ujawniającego stare i nowe schorzenia ułomnego człowieka.

Bardzo mocno i efektownie wypadł wątek Piłata. Znaczna w tym zasługa Mariusza Dmochowskiego, który w roli Piłata stworzył portret znużonego władzą polityka i intelektualisty, otwartego na nowe idee. Być może zbyt jednoznacznie i pospiesznie zmienia Piłat rolę sędziego na rolę wyznawcy Joszui, zacierając delikatną granicę między wiarą a intelektualnym otwarciem, ale postać Piłata wprowadza do spektaklu ton intelektualnej dzielności.

Równie silnym atutem przedstawienia jest wątek Wolanda Krzysztof Wakuliński dowiódł dojrzałości, swego talentu, dając kreację, w której nad subtelnie dozowanymi, akcentami scenicznymi górował wyrafinowany sceptycyzm, napięcie między poczuciem , siły i bezsilnością. Również partnerujący mu a biegłością Wiesław Michnikowski (Korowiow) i Adam Ferency (Asasello) przyczynili się do stworzenia groteskowo-demonicznego planu widowiska.

Na tym tle dość blado wypadł wątek Mistrza i Małgorzaty. Zwłaszcza postać Mistrza (Marek Bargiełowski) nie przekonywała. Nadmierna liryzacja tej postaci, kto wie czy nie błąd adaptacyjny (sążnisty monolog Mistrza z drugiej części nosi cechy monodramu), sprawiły, że sceny z Mistrzem osłabiały napięcie spektaklu.

Te zastrzeżenia, czy wątpliwości nie umniejszają jednak osiągnięcia, jakim jest spektakl Macieja Englerta. Przedstawieniem tym Teatr Współczesny (zgodnie z nazwą) zadaje aktualne pytanie: o miejsce i rolę twórcy w społeczeństwie, o prawo do niereglamentowanej wyobraźni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji