Polska Małgorzata na Tagance
Kurier rozmawia z reżyserem Maciejem ENGLERTEM po powrocie z Dni Warszawy w Moskwie.
Cała sala nabita, wiele osób siedzi na schodkach w przejściu, ponad setka widzów stoi pod ścianami. Opada kurtyna. Nie kończące się owacje, aplauz na stojąco, okrzyki bis i brawo. Taki był wielki finał występów warszawskich artystów Teatru Współczesnego na scenie moskiewskiej Taganki, gdzie dwukrotnie wystawili "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa.
Nic więc dziwnego, że reżyser przedstawień Maciej Englert powrócił z Moskwy pełen wrażeń i emocji. Poprosiliśmy go o chwilę rozmowy:
- Jak oceniono Pańską interpretację "Mistrza, i Małgorzaty"?
- Moja propozycja reżyserska została potraktowana jako polska próba odczytania Bułhakowa. Podkreślono, że udało nam się maksymalnie wiernie oddać klimat lat 20. i 30. w Moskwie, w których rozgrywa się akcja powieści.
- Czy nie obawiał się Pan pokazać powieści powszechnie tam znanej i często wystawianej na teatralnych scenach?
- Oczywiście, że tak. Tym bardziej, że graliśmy ją w tym samym teatrze, gdzie właśnie wznowiono przedstawienie "Mistrza i Małgorzaty" w reżyserii nieżyjącego już Jurija Lubimowa. Istotnie było to duże ryzyko, które jednak bardzo się opłaciło, czego dowodem gorące przyjęcie przez publiczność.
- Gratulujemy zatem sukcesu!
- Dziękuję. Chciałbym jednak wyraźnie podkreślić, że był on zasługą całego zespołu aktorskiego, który zyskał uznanie krytyki. A co to oznacza w Moskwie, uważanej za stolicę teatralną, gdzie sztuki aktorskiej nie ocenia się powierzchownie, nie ma chyba potrzeby tłumaczyć.