Artykuły

Idzie opornie, ale trzymam kciuki za zmiany

Trzymam kciuki za kolejną próbę zmian w funkcjonowaniu warszawskich teatrów. Mam też jednak pełną świadomość, że w ciągu ostatnich dwóch dekad do podobnych działań przystępowano już kilka razy. I zawsze brakowało politycznej odwagi i determinacji - mówi Maciej Nowak, dyrektor Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.

Miasto nie chce dotować teatrów rozrywkowych: Komedii, Kwadratu, Syreny i Romy. Po naszym wtorkowym artykule "Teatry bez dotacji" odezwali się czytelnicy. Dziś kolejna opinia - tym razem głos zabiera dyrektor Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego.

Maciej Nowak dyrektor instytutu teatralnego: - Trzymam kciuki za kolejną próbę zmian w funkcjonowaniu warszawskich teatrów. Mam też jednak pełną świadomość, że w ciągu ostatnich dwóch dekad do podobnych działań przystępowano już kilka razy. I zawsze brakowało politycznej odwagi i determinacji. Czy teraz jej starczy, by stolicę jednego z najbardziej rozteatralnionych państw Europy zrobić jednocześnie centrum wyrazistych koncepcji artystycznych? Na razie idzie opornie, ciekawe, odważne pomysły znajdujemy głównie z dala od Warszawy. I jest to głęboko paradoksalne, bo w końcu żadne inne miasto w Polsce nie może się poszczycić równie bogatą infrastrukturą teatralną, doświadczoną publicznością i tak wielkimi nakładami na teatr.

Początek zmian wydaje się właściwy: rozdzielić trzymane dotąd we wspólnym worze zjawiska o charakterze artystycznym od tych będących bulwarem. Wbrew pozorom to nie jest ta sama dziedzina sztuki, mimo że tu i tam występują aktorzy. Te teatry dzieli wszystko: środki wyrazu, repertuar, nastawienie widowni, rozliczenia finansowe, sposób zarządzania, formy zatrudnienia twórców i dostęp do licencji. Dlatego w pełni uzasadniona jest propozycja, by ograniczyć finansowanie scen rozrywkowych, które utrzymać się mogą same, a przynajmniej - przy dużo mniejszym wsparciu budżetu niż teatr artystyczny. W systemie finansowania teatrów niemieckich istnieje wręcz zasada, że jeżeli wpływy z kasy biletowej przekraczają określoną część budżetu, dotacja dla teatru automatycznie zostaje zmniejszona. Subwencja publiczna nie może służyć tworzeniu maszynki do zarabiania pieniędzy.

Czy tego typu myślenie prowokuje zagrożenie dla różnorodności życia teatralnego Warszawy? Wręcz odwrotnie. To raczej objaw troski o obszary sztuki zagrożone grą rynkową. Jeżeli wstrzymywane będą dotacje dla zjawisk artystycznych, które dopiero walczyć muszą o uznanie publiczności, pierwszy zacznę palić opony przed ratuszem na placu Bankowym. Bo naszym wspólnym obowiązkiem jest chronić dzieła i artystów, którzy dają świadectwo wartości opozycyjnych do głównego nurtu. Ale zamiar przeniesienia dotychczasowych subwencji dla scen komediowych na rzecz przedsięwzięć artystycznych temu właśnie ma służyć. Teatrom rozrywkowym wsparcie publiczne potrzebne jest w mniejszym stopniu, bo miarą ich sukcesu jest właśnie uznanie u szerokiej widowni, a w konsekwencji wysokie wpływy z biletów, od sponsorów, niezależnych inwestorów.

Oczywiście władze publiczne nie powinny tworzyć barier dla rozwoju instytucji o charakterze rozrywkowym. Prawo do rozrywki jest naturalnym oczekiwaniem każdego człowieka. Ale i tutaj ograniczenie dotacji z budżetu może przynieść dobre skutki. Utrzymywanie przez miasto teatrów bulwarowych psuło możliwości działania prywatnych antreprenerów. To nie była konkurencja na tych samych zasadach finansowych. Pomoc miasta dla branży fars i estrady niech ma raczej wymiar w postaci lokali, nieruchomości, ułatwień w uzyskiwaniu zezwoleń. A publiczność sama najskuteczniej zweryfikuje jakość przygotowanych dla niej atrakcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji