Artykuły

Zabawa w bogów

Na tle ascetycznej, żelaznej scenografii rozegrała się walka dobra ze złem. W tej rundzie zło od samego początku miażdżyło przeciwnika. I tak, jak dwie ogromne metalowe ściany, jedna podparta o drugą, zmierzające ku nieuchronnemu upadkowi, runęła rodzina, państwo i wolność.

Ściany te od początku skazane były na upadek. Symbolizowały nie tylko chory system, który zapanował w kraju nad Renem, lecz również potężną fabrykę stali prowadzoną przez znamienitą niemiecką rodzinę von Essenbeck. W tej to familii, jedzącej na drogiej porcelanie, pijącej z kryształowych kielichów, ubranej w jedwabie, zło rozrastało się niczym rak, który obejmował swoim zasięgiem kolejnych członków rodziny. Aż w końcu na scenie, jakby ogarniętej szekspirowskim szaleństwem, pozostało niewielu. Lecz i oni wyszli z wojny poobijani, wyniszczeni, z rękami umazanymi krwią najbliższych.

Tylko pozornie klan von Essenbeck jawi się jako elita. Wśród jej członków egzystują nieobliczalni zwyrodnialcy i przyszli mordercy. Jest Sophie von Essenbeck, niemiecka Lady Makbet, ubrana w czerwoną suknię, symbolizującą krew, którą przeleje dla zdobycia władzy; oraz kolor flagi nazistów, dla których jest w stanie zniszczyć najbliższych ludzi. Jest jej syn, Martin von Essenbeck, pedofil gwałcący jedenastoletnią kuzynkę, mizogin, upokarzany całe życie przez matkę. Jest także Friederich Bruckmann, zaślepiony chorą miłością do Sophie i jej wpływów, mordujący kolejno członków rodziny. Wszystko to w ofierze dla nowego przywódcy: pieniędzy - potęgi, która i tak zostanie im odebrana, która obróci się przeciwko nim. Nieprzypadkowo pierwsze słowo słyszane ze sceny brzmiało równie znajomo, co przerażająco... Makbet. Powtórzone trzykrotnie stało się zaklęciem, przed którym nie istniała droga ucieczki.

Pośród morderców i zwyrodnialców biegały, śpiewały i grały na skrzypcach nieświadome niczego dzieci. Dwie dziewczynki, włączone wbrew w sobie w grę przeznaczoną dla dorosłych. Znamienne tutaj jest umiłowanie Viscontiego do łamania granic wytrzymałości widza i wplatania w fabułę niewinnych istot, skazanych na udrękę przez tych, którzy mieli je chronić. Tak było w filmie "Niewinne". Tak też jest tutaj. I choć wpuszczenie dziecięcych aktorów na scenę było dość ryzykownym przedsięwzięciem, małe aktorki podołały zadaniu i nie tylko przekonująco wcieliły się w postaci, lecz także przepięknie zagrały na skrzypcach podczas kilkuminutowego koncertu wplecionego w akcję.

Przez chwilę widownia została zabrana w świat wyższych, ekskluzywnych sfer, rozmiłowanych w klasycznej muzyce, której język jest dla tak wielu niezrozumiały. Wspaniały popis wokalny zaprezentował Miłosz Gałaj. Dzięki niemu sala Teatru Wybrzeże stała się audytorium w operze, a rzewna i smutna pieśń była niczym pożegnanie dawnych wartości wyznawanych przez arystokrację. A gdy na scenę wkroczył wystylizowany na męską Marlenę Dietrich, Martin, karykaturalnie wymalowany, poruszający się niezgrabnie na wysokich szpilkach i próbujący zalotnie uwieść rodzinę, jasne się stało, że arystokracja kona w agonii. Kontrast między tymi dwoma światami estetycznymi - reprezentanta wielkiej sztuki i przerysowanego transwestyty, unaocznił rozłam w rodzinie von Essenbeck, który podzielił niegdyś znamienity ród na dwa obozy. "Tych co są z nami i tych, którzy, nie będąc, są przeciwko nam".

Spektakl Wiśniewskiego jest dziełem wspaniałym, skończonym i porażającym w swej wymowie. Najcenniejszą lekcją jest wyciągnięcie wniosków z "zabawy w bogów", którzy przy nakrytym białym obrusem stole, omawiają plan wymordowania rodziny. Przestrogą jest fakt, że bogowie znikają, gdy wypala się wiara w nich. I tak, jak nazizm upadł, tak też rozpływają się bóstwa i stalowi władcy. A zło? Zwyciężyło. Jak zawsze, tylko na chwilę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji