Artykuły

Tchórzliwy jak... lew

Piątek, 6 grudnia, TEATR ROZRYWKI W CHORZOWIE. Widzów małych i dużych wita w progu Mikołaj. Tak właśnie wyglądało entree do polskiej prapremiery musicalu "Czarodziej z OZ" (The Wizard of"). Nie wszyscy pewnie wiedzą o tym, że zagubiona w bajkowym Królestwie Dorotka jest już osobą dość wiekową, gdyż powieść "Czarodziej ze Szmaragdowego Grodu" Lyman Frank Baum popełnił 93 lata temu.

Najpierw była ta powieść, potem 13 innych będących ich kontynuacją. Amerykanie, jako ludzie praktyczni, wykorzystali wszechstronnie sprawdzony "czytelniczo" pomysł mister Bauma - najpierw była więc adaptacja sceniczna na Brodwayu, a potem Hollywood. To ostatnie nieraz. Do ostatniej wersji filmowej tego musicalu muzykę skomponował Quincy Jones, a wystąpił w nim sam Michael Jackson. "Czarodziej z Oz", klasyka "śpiewogry światowej" trafił więc do Polski, a ściślej rzecz biorąc do Chorzowa. "Spiritus movens" tego przedsięwzięcia jest dyrektor Teatru Rozrywki Dariusz Miłkowski. Nie po raz pierwszy już zresztą chorzowska scena spróbowała się z dziełem znanym wszędzie, tylko nie nad Wisłą i Rawą.

Nam fabuła przypomina nieco "Alicję w Krainie Czarów", ale nie o nią tu przecież chodzi. Dzieje Dorotki, Blaszanego Drwala, Stracha na Wróble i Lwa-Tchórza w baśniowej krainie są tu tylko pretekstem do ukazania możliwości scenicznych i piosenkarskich artystów. Zacznijmy - może od nich. Najtrudniejszą rolę miała bez wątpienia Bogusława Zarębska (Dorotka). Wystarczy powiedzieć iż w postać tę wcielała się uprzednio m. in. Judy Garland.

Z konfrontacji tej p. Bogusława wyszła obronną ręką. To samo można powiedzieć o: Drwalu (Artur Kocięcki), Strachu (Mirosław Książek), Wróżce Północy (Beata Młynarczyk). Z dużą werwą i rozmachom wcieliła się w swą rolę Pani Grzyb i Wiedźma Zachodu Renatu Drosslerova. Dojrzałoścą i rozwagą imponował Czarodziej z Oz (Stanisław Ptak, nie śpiewał!).

Dla nas bezapelacyjnie, najbardziej brawurową , w swej, wymagającej sporo vis comica, roli była Elżbieta Okupska, jako Tchórzliwy Lew. Nie każdemu aktorowi bowiem strój służy, a tu kostium lwa przydał pani Elżbiecie skrzydeł. I jeszcze jedna "rola", którą trudno zmilczeć. Piesek Dorotki Toto był żywy i jakże cierpliwy.

Podobno, tak mówi tajemnica poliszynela, jest to Zuza, suczka p. Okupskiej. W pewnym momencie Zuza nie mogła się powstrzymać i wycięła swojej pani "serdecznego dziubasa".

Teraz może nieco o didaskaliach. Scenografia oszczędna, nawet może momentami za bardzo. Nie oszczędzano za to na kostiumach. Balet (choreografia Zofii Rudnickiej) przebierał się chyba z 10 razy. Cały spektakl, z przerwą, trwał brutto prawie 3 godziny. Mieliśmy obawy, że liczne na widowni i dogadujące w trakcie małolaty nie "strzymają". Żywa akcja, wychodzenie poza obręb sceny - pudełka, barwne kostiumy sprawiły jednak, że dzieci - dla których w końcu to było - nie nudziły się. Pół na pół standing ovation, trwająca przez kwadrans, świadczy o tym, że dorośli chyba też nie.

O czym jeszcze zapomnieliśmy? Chyba o balkonie - tam bowiem "zdeponowana" była tym razem orkiestra teatru, wyjątkowo pod batutą Josepha A. Hertera. Ponieważ to ciekawa postać, może nieco bliżej. Jest to Amerykanin, mieszkający w Polsce, twórca przedsięwzięcia pod nazwą Warszawska Schola Cantorum istniejącego przy stołecznym kościele pw. św. Antoniego. Plus dla Teatru Rozrywki za kolorowy program do tego spektaklu, który po rozłożeniu jest grą planszową.

I jeszcze uwaga natury "ideologicznej" - to że Wiedźma Zachodu źle kończy "wsio w pariadkie", ale po przybyciu Dorotki do Krainy Oz tragiczny wypadek spotyka Wiedźmę Wschodu, to już nie za bardzo. Kiedyś byłoby to nie do przejścia.

[Data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji