"Hamlet" Wiliama Szekspira w poznańskim Teatrze Polskim
SALĘ Teatru Polskiego zaległa grobowa cisza, gdy szła wolno w górę kurtyna przed premierowym przedstawieniem szekspirowskiego "Hamleta". Zza rampy powiało na salę chłodem wypadków i nieogarnionych katastrof duszy ludzkiej, katastrof, których za chwilę mieliśmy się stać świadkami.
Wkrótce podpłyną ze sceny słowa największego tragika wszystkich czasów - Wiliama Szekspira. Zaczną się dziać dziwy - ludzkie słabostki i zbrodnie, podłości i ta duża słabość, której nieśmiertelnym wyrazem został "Hamlet". Ale słabość - czy jest to wyjaśnienie czegokolwiek, czy jest to chociażby próba szukania jakiegokolwiek nawiązana dla tej postaci, wokół której powstał olbrzymi nasyp komentatorskich wypowiedzi, tłumaczeń na język codzienności, zakusów interpretacji. Niczego to jak wiele innych określeń nie wyjaśni. Nie wyjaśni nawet ułamka tej przebogatej osobowości. Nie mamy tutaj zamiaru podawać jakiegokolwiek klucza do rozwiązana zagadki "Hamleta". - Jest to zadanie nie dziennikarskiej recenzji, a pracy monograficznej. Próbowano robić to już z górą od trzystu lat i jak dotychczas rezultaty ujęcia całości bohatera, okazały się - bo okazać się musiały - zgoła zawodne. Wszelkie schematy psychologiczne, etyczne lub patologiczne (również!) okazały się za wąskie, za ciasne i każdemu takiemu systemowi (w rodzaju: Hamlet to uosobienie kobiety, lub słabość Hamleta wynikiem okoliczności zewnętrznych lub skrupułów lub temperamentu lub gnuśności itp.) można było wskazać miejsca w tekście, które wręcz przeczyły z góry nakreślonemu konkretnemu ujęciu. Hamlet - to jak głębokie naczynie wypełnione ciemną nieodgadnioną cieczą, gdzie nic dojrzeć nie sposób - a sonda zapuszczana jeszcze nie dosięgła dna. I nie powieść ani poezja, ale właśnie teatr stworzył postać, która tak ongiś jak i dzisiaj jest stałą udręką krytyków i komentatorów i lampą, z której blask pada na inne dziedziny pisarstwa.
O TEATRZE Szekspir mówi: "Teatru przeznaczeniem, jak dawniej tak i teraz, było i jest, służyć niejako za zwierciadło naturze, pokazywać cnocie własne jej rysy, złości żywy jej obraz a światu i duchowi wieku postać ich i piętno" (III, 2 tł. Paszkowskiego)
"Literacka genealogia "Hamleta" nie jest - dziś to już dobrze wiadomo - oryginalną, koncepcją Szekspira. Wywodzi się ona jednym korzeniem z tragedii zemsty, drugim sięga do duńskiej kroniki Saksona Gramatyka, a właściwie oparła się na popularnym zbiorze francuskich nowel renesansowych Braistnau i Belleforedta - literackiego ujęcia saksońskiej kroniki. I tak z tragedii
hiszpańskiej zaczerpnął Szekspir ducha ojca - środek, który ongiś bardziej aniżeli dzisiaj podkreślał nastrój tajemniczości i fantazje widzów. Ducha tego niejednokrotnie grywał sam poeta. Drugi łącznik to teatr w teatrze, a raczej "przedstawienie w przedstawieniu" motyw umiejętnie używany jako część intrygi dramatu hiszpańskiego. Były to wszystko koncesje ze strony twórcy na ołtarzu konwenansów teatralnych epoki. Dzisiaj straciły już one na swym znaczeniu i nikogo specjalnie nie nastrajają i nie bawią. Pozostała jednak olbrzymia i nieodgadniona postać Hamleta, o którym Goethe w powieści swej pt.: "Wilhelm Meisters Lehrjare" (ks. IV-V) powiada: "Wielkie zadanie włożone na duszę niezdolne do jego wykonania" - przytaczając na poparcie rozpaczliwy krzyk bohatera z aktu I sceny 5: "Czas wyszedł ze stawów - lasów klątwa zdarza że się zrodziłem na jego lekarza!" (I, 5)
TEATR Polski przystępując do inscenizacji: "Hamleta" dobrze oglądać się musiał na krajowym terenie aktorskim za obsadzeniem roli królewicza duńskiego. Wybór padł na Tadeusza Białoszczyńskiego - i dobrze się stało, że właśnie na niego. W tej chwili jest w Polsce niewielu artystów, którzy choć w części potrafiliby sprostać temu ogromnemu zadaniu: Białoszczyński to artysta o wnikliwej inteligencji i obok dużej rutyny scenicznej posiada niezawodną dykcję, mówi to co chce, starając się powiedzieć to tak, jak prawdopodobnie rozumiał to Szekspir. Nie twierdzę, że Hamlet w jego wykonaniu zbliżył się do ideału. Dał nam jednak to co nazwać można Szekspirem z prawdziwego zdarzenia, potrafił wydobyć z tej przebogatej postaci całą gamę odcieni wzlotów, załamań i wahań. Pamiętać należy, że dialogi tutaj rozstrzygają o sztuce, że na scenie w gruncie rzeczy dzieje się bardzo niewiele. Nawiasem wspomnę, że racjonalistyczny krytyk z XVIII w, Samuel Johnson o dialogach Hamleta wyraził się humorystycznie, że są one po to ponieważ ,,trzeba było wypełnić czymś całe pięć aktów".
REASUMUJĄC słowami R. Dybowskiego "Wiliam Shakespeare", Kraków 1927) centralna postać dramatu "Hamlet" góruje nad całym swym otoczeniem jak mało który bohater szekspirowski. To też inne osoby dramatu widzimy przeważnie przez szkła szekspirowskie. Ale Hamlet w swej nerwowej popędliwości i w swym gorączkowym rozdrażnieniu nie jest bynajmniej sędzią obiektywnym, to też poeta przez to właśnie wlał życie w tę całą galerię figur.
Król, królowa, Poloniusz, Loertes - to postacie, które posiadają dwa wyraźne oblicza. Ujemne światło płynące ze sądu królewicza duńskiego - zrównoważył poeta momentami pokazującymi nam drugą lepsza, naturę tych postaci: i przez to stały się one żywe i bliskie.
Kazimierz Wichniarz (Klaudiusz - król duński) zagrał swoją partię z patosem. W roli tej udowodnił raz jeszcze, że role starych królów zarówno do brych jak złych są jego specjalnością. Trudne zadanie miał Poloniusz. Umiar jaki cechował w tej roli Stefana Orzechowskiego przy dużej porcji dowcipu, stworzyły korzystną kreację.
Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę nad rolą Ofelii. Scenę obłąkania z IV aktu zagrała Zofia Rysiówna z takim artyzmem, że nasunęło się nam mimo woli porównanie z niezapomnianą Heleną Modrzejewską.
REASUMUJĄC wysiłki położone u podstaw realizacji wielkiej szekspirowskiej tragedii podkreślamy ogromny wysiłek dyr. W. Horzycy, zespołu artystycznego i wystawców wokół tego przedsięwzięcia.