Artykuły

Seweryn wolny od nadwiślańskiej klątwy

Gest Seweryna jest tym bardziej godny szacunku, że ma on za jakiś czas objąć dyrektorstwo Teatru Polskiego w Warszawie, jednej z historycznych scen polskich, a w latach 80. będącej skupiskiem części zbuntowanych antypeerelowsko aktorów. Teraz tylko pozostaje - oby nie złudna - nadzieja, że do części twardych główek coś dotrze z przesłania Andrzeja Seweryna - sprawę odmowy przyjęcia Nagrody im. Cybulskiego przez Andrzeja Seweryna komentuje Krzysztof Lubczyński w Trybunie.

Jak widać Polak poddany oddziaływaniu trzeźwego, racjonalnego klimatu paryskiego łatwo może stać się wolny od nadwiślańskiej glątwy ideologicznej. Budzący szacunek gest wybitnego aktora i cenionego reżysera, członka Comedie Francaise Andrzeja Seweryna, który odmówił przyjęcia nagrody na pozór artystycznej, a w rzeczywistości ideologicznej, ciągle nie może mi wyjść z głowy

Zbyt długo - a ściślej biorąc całe dwadzieścia lat - dręczyła mnie hipokryzja jednej, a konformistyczne milczenie innej części środowiska aktorsko-reżyserskiego, które najwyraźniej bez żadnej refleksji łyknęło poprawną ideologicznie, a konkretnie prawicowo-solidarnościową wersję oceny PRL i tej wersji uporczywie się trzyma. Zgodnie z nią artyści przeżywali w Polsce Ludowej straszliwą gehennę, byli sekowani, cenzurowani, dławiono ich swobody twórcze i w ogóle było to piekło dla sztuki i wszelkiej artystycznej twórczości. Była to wersja, z której należało się albo śmiać, albo nad nią płakać, ale - niestety - zwycięska. Szerzyły ją zwłaszcza rozmaite postsolidarnościowe paniusie ze środowiska aktorskiego, wtym specjalistki od dat śmierci komunizmu. Seweryn, jak wiadomo, odmówił przyjęcia nagrody, która w intencji nagrododawców miała być dla niego nagrodą pocieszenia za rany zadane mu przez komunizm.

Waga i sens zachowania oraz słów Seweryna dalece wykraczają poza obszar świata artystycznego. Powiedział on coś więcej o polskiej świadomości zbiorowej, o panujących tu mitach, o fałszywych przekonaniach, o samozakłamaniu, o ciągłej dominacji sarmackiego, zagrodowego, zaściankowego myślenia, o niechęci do spojrzenia prawdzie w oczy, do wyjścia z narodowego kołtuna, którego tak szarpał Gombrowicz, ale który to (kołtun, nie Gombrowicz) trzyma się tu mocno.

Andrzej Seweryn uczynił swoją deklarację w sposób bardzo nietypowy dla polskich obyczajów. Gdyby, dajmy na to, na coś takiego zdobył się aktor polski żyjący tylko nad Wisłą, prawdopodobnie uczyniłby to na modłę: i panu Bogu świeczkę, i diabłu ogarek. Jednym kącikiem ust by się odważył, ale drugim czyniłby łagodzące zastrzeżenia, puszczałby oko do katonów narodowej cnoty i strażników świętego ognia.

Seweryn postąpił po francusku, konkretnie, bez niedomówień, bez certolenia się i dwuznaczności, z kartezjańską jasnością, jakby całkiem sfrancuział. Po prostu, bez ogródek wymienił filmy i sztuki, w których zagrał za komuny, podkreślił, że nie grał ogonów i wspomniał, że jeździł sobie po Europie bez problemu. Nie omieszkał też podkreślić, że gdy go w 1968 r. SB posadziła na parę miesięcy do mamra za udział w marcowych demonstracjach, to jednocześnie nie wyrzucono go z teatru Ateneum, co - jak wiadomo - niezmiernie łatwo dałoby się wtedy zrobić

Gest Seweryna jest tym bardziej godny szacunku, że ma on za jakiś czas objąć dyrektorstwo Teatru Polskiego w Warszawie, jednej z historycznych scen polskich, a w latach 80. będącej skupiskiem części zbuntowanych antypeerelowsko aktorów. Teraz tylko pozostaje - oby nie złudna - nadzieja, że do części twardych główek coś dotrze z przesłania Andrzeja Seweryna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji