Artykuły

Nowobogaccy z ulicy Taniej

Swoiste odkrycie literackie zaserwował swoim widzom gdański Teatr Wybrzeże - przygotował prapremierę polską elżbietańskiej komedii Thomasa Middeltona (1570-1627) pt. "Cnotliwa panna z ulicy Taniej" (tak tłumaczy Jerzy Limon i Władysław Zawistowski sparafrazowali angielski tytuł: "A Chaste Maidni Cheapside").

Dramaturgię Middeltona należy zaliczyć do tego samego kręgu w którym obracali się Th. Heywood i Th. Dekker - tworzyli oni "komedie miejskie", które prezentowały obyczaje i klimat moralny ówczesnego Londynu. Sztuki Meddeltona dzisiaj można traktować jako swoisty dokument literacki, rejestrujący realia dawnego Londynu. Jednak sama warstwa artystyczna "Cnotliwej panny" pozostała także żywa i może, jak sądzę, stać się ciekawym i inspirującym tworzywem dla teatru. Może, lecz nie musi, gdyż wiele tutaj zależy od inwencji reżysera i samych aktorów. Nie jest to sztuka o jakimś wyrafinowanym przesłaniu, jej tkanka myślowa jest dość uboga i należy ją raczej traktować jako materiał teatralny, który niesie duże możliwości realizacyjne.

"Cnotliwa panna" to satyra na wyuzdanych londyńczyków, którzy odłożyli na bok wszelkie zasady moralne, oddając się bez reszty powabom Wenery i Bachusa. Wszyscy grzeszą na potęgę i nikogo to specjalnie nie dziwi. Jedynie młoda para - Moll (owa cnotliwa panna) i jej ukochany Ognistek-junior, poszukują na tym świecie jakiegoś lądu serca. Oni też reprezentują krystaliczną czystość moralną na tle całego splugawionego świata.

Londyńska ulica. Mieszkają tutaj trzy pary małżeńskie: państwo Złotowscy, Kikutowie i Rogaccy. to właśnie "straszni mieszczanie", którzy wierzą tylko w potęgę mamony. Pan Złotowski, który może być traktowany jako pierwowzór Molierowskiego Harpagona (w tekście sztuki jednakże, nie na scenie, gdyż tutaj Stanisław Michalski gra, nie wiedzieć czemu, poczciwego safandułę), pragnie wydać swą córkę Moll za bogatego szlachcica sir Waltera Kurwikuśkę (tak nazwali tę postać tłumacze). Córka jednakoż robi wszystko, aby połączyć się ze swoim ukochanym Ognistkiem-juniorem. Po różnych perypetiach osiąga swój cel.

Inne małżeństwo - państwo Kikutowie: ona marzy o tym, aby małżonek wreszcie obdarzył ją potomkiem. Moc seksualna Mr Kikuta jest jednak niewielka i na -pompą zostaje wezwany Ognistek-senior, postrach okolicznych panien. Przy jego pomocy Kikut zostaje wreszcie ojcem i jest z tego powodu wielce rad.

Z kolei pani Rogacka każdego roku obdarza swojego męża dziecięciem. "Autorem" jednak nie jest pan Rogacki a jurny sir Walter Kurwikuśka. On też utrzymuje Rogackich, łożąc hojną ręką na ich utrzymanie. Bardzo odpowiada to pani Rogackiej i cieszy jej małżonka. Toteż wpadają w popłoch, gdy na skutek bijatyki zakończonej śmiercią (na szczęście tylko pozorną), sir Walter zagrożony jest aresztowaniem. Myślą wtedy o tym, aby otworzyć mały ale przytulny burdelik, "w sprzęty domowe są przecież zasobni".

Wielu widzów może szokować ostre słownictwo "Cnotliwej panny". Sądzę, że w niektórych momentach Limon i Zawistowski nieco przesadzili - nie zawsze trzeba nazywać rzecz po imieniu. Polszczyzna przekładu "Cnotliwej panny" jest na dodatek bardzo toporna i mało błyskotliwa. Nie jest to "język giętki" lecz mowa brzydka i mało muzyczna.

"Cnotliwa panna" jest, jak już wspomniałam, ciekawym materiałem dla teatru. I szansę tę wykorzystał Marek Okopiński, który wyreżyserował barwne i efektowne widowisko, umiejętnie aranżując przestrzeń sceniczną i dowcipnie różnicując poszczególne wątki komedii. Bardzo pomógł mu w tym scenograf Piotr Wajcht i kompozytor Andrzej Głowiński. Ta trójka stworzyła pewne ramy, w które powinna być wpisana realna treść aktorska. Z tym jednak jest już gorzej. Czyżby Teatr Wybrzeże nie był w tej chwili zdolny do tego, aby stworzyć przedstawienie w pełni zespołowe? Scena ta w przeszłości niejeden raz udowodniła, iż stać ją na wielkie widowiska, w których opracowany jest każdy epizod. W "Cnotliwej pannie" wiele ról zostało po prostu położonych - nieporozumieniem jest Ognistek-senior, zawodzi sir Walter, nieporadnościami aktorskimi razi Tym, syn państwa Złotowskich. Na dodatek niektórzy aktorzy sięgają po środki wyrazu dość wątpliwej jakości: ciągłe wypinanie brzucha, kopanie partnera, wieczne podskoki na jednej nodze. Bardzo to wszystko jest niepokojące...

Są na szczęście role, o których warto mówić, gdyż mamy tutaj do czynienia z solidnymi dokonaniami Warsztatowymi. Myślę o Joannie Bogackiej (Kikutowa) i Wandzie Neuman (Rogacka). Szczególnie Neuman zasługuje tutaj na uwagę - stworzyła zabawny pastisz heroiny dramatycznej w scenie, gdy dowiaduje się, że jej dobroczyńca sir Walter może trafić za kratki, zaś jej umizgi do niego we wcześniejszych fragmentach sztuki wnoszą wreszcie trochę komizmu do akcji tego zbyt poważnego, jak na mój gust, spektaklu.

Polska prapremiera dramatu Middeltona jest, jak powiedziałam, rodzajem odkrycia literackiego. Wprowadza naszego widza w inny obszar kulturowy. Szkoda, że szansa na stworzenie znaczącego przedstawienia została tym razem zaprzepaszczona. Ale może Okopiński jeszcze kiedyś sięgnie po ten tekst?...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji