Artykuły

Oświęcim. Marian Kołodziej - numer 432

Nauczyłem się panować nad głodem. Powiedziałem sobie, że jeżeli zjem łupiny od ziemniaków, to będzie koniec - tak Marian Kołodziej [na zdjęciu], znany gdański artysta, były więzień, wspomina obozowe piekło.

Marian Kołodziej - numer 432 - dziś profesor gdańskiej ASP, scenograf, trafił do Auschwitz z pierwszym transportem więźniów.

- Nie ma we mnie nienawiści do oprawców - mówił w czasie wczorajszych [26 stycznia] obchodów w Oświęcimiu. - Mam jednak poczucie, że lekcja pod nazwą "Auschwitz" przepadła dla ludzkości. Po Auschwitz miało być inaczej, po 11 września miało być inaczej! Ciągle ma być inaczej. A ja - człowiek teatru - doczekałem się tego, że w teatrze w Moskwie zagazowano ludzi. Chciałbym odejść z tego świata z jakąś nadzieją. A wciąż jej nie mam...

Dlatego przez ostatnią dekadę pracował nad cyklem rysunków, które przez lata mieszkały, jak mówi, w jego głowie.

***

"Labirynt. Klisze pamięci." Kołodzieja to ponad 100 czarno-białych rysunków o rozmaitych wymiarach - od formatu A4 po ogromne, wielkości kilkunastu metrów kwadratowych. Jedną z pierwszoplanowych postaci - obok samego autora - jest św. Maksymilian Maria Kolbe. Kołodziej był na placu apelowym, kiedy zakonnik zgłosił się na śmierć w zamian za współwięźnia Franciszka Gajowniczka.

- Na początku nie zdawaliśmy sobie sprawy ze znaczenia tego czynu - wspomina. - Odczuwaliśmy ulgę, że to nie na nas padło; że się jeszcze uratowaliśmy. Dyskusja przyszła potem.

Kołodziej narysował o. Kolbe takiego, jakim go zapamiętał: w okularach. Sam kleił te okulary po tym, jak zakonnika uderzył w twarz esesman.

Ci, którzy widzieli wystawę profesora w katakumbach sanktuarium w Oświęcimiu- Harmężach, mówią, że nie są to właściwie obrazy o Auschwitz. To tylko tło i pretekst - widać w pracy Kołodzieja przede wszystkim "biologiczną" opowieść o prześladowaniu człowieka przez człowieka.

***

Kołodziej, jeden z pokolenia "Kolumbów", rocznik 1921, mówi o sobie "chłopak z dobrego domu". Przed wojną działał w harcerstwie. Po klęsce wrześniowej chciał razem z kolegami przedostać się do Francji, do generała Sikorskiego. Dzień przed przerzuceniem za granicę gestapo zgarnęło całą grupę z punktu zbornego przy Garbarskiej w Krakowie.

Jak przetrwał w Auschwitz? - Pamiętam, że w obozie na pierwszą Wigilię dali po trzy ziemniaki w łupinach. Powoli obierałem je z szarej skorupy, a współwięźniowie wyciągali ręce po te łupiny i zjadali je. Powiedziałem sobie wtedy, że jeżeli dojdzie do tego, że zjem łupiny, to będzie znaczyło, że już nad sobą nie panuję.

Przeżył cudem. Żona Kołodzieja, gdańska aktorka Halina Słojewska, wspomina, że działał w obozowym ruchu oporu. Przerysowywał plany niemieckich fabryk. Przyłapali go - skazany na śmierć wrócił do Oświęcimia. Uratowała go bliskość frontu: zamiast zginąć, znalazł się w transporcie ewakuacyjnym na zachód. Przeszedł jeszcze cztery obozy śmierci.

***

Ostatnie dziesięć kompozycji, które powstały w 2003 roku i zamknęły "Labirynt", Kołodziej nazywa "rachunkiem sumienia, podsumowaniem starego człowieka". Nie widać na nich obozowego Kołodzieja, człowieka, który ważył 36 kilogramów. Jest natomiast artysta współczesny, który patrzy na przeszłość okiem "człowieka z garbem obozowym". Wrócił do tematu po ponad 40 latach od wyzwolenia. Dlaczego tak późno? Twierdzi, że obowiązek opowiedzenia prawdy już w Auschwitz nałożyli na niego przyjaciele.

- Nie wiem jednak, czy przystąpiłbym do tej pracy, gdyby nie choroba - wylew i paraliż. Lekarz zalecił mi ćwiczenia sparaliżowanej ręki. Ryłem więc te kreski, a one ułożyły się w obozowe wspomnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji