Nie do przełożenia
Stało się. Przebudowa Teatru na Targu Węglowym w Gdańsku otworzyła nową epokę dwusetletniej sceny. Pierwsza po remoncie premiera - a była nią adaptacja powieści "Hanemann" Stefana Chwina w reżyserii Izabelli Cywińskiej - okazała się jednak zdecydowanie bardziej wydarzeniem natury towarzyskiej niż artystycznej.
"Hanemann", jedna z najdoskonalej wpisanych w gdański pejzaż i jedna z najciekawszych powieści lat ostatnich, słabo broniła się w teatrze. Kameralna, ściszona historia o chirurgu Hanemannie, który na wieść o zbliżającym się od Wschodu froncie, postanawia nie uciekać wzorem swych niemieckich rodaków, lecz pozostać w rodzinnym Gdańsku, stanowczo źle zniosła przestrzeń dużej sceny z jej wieloma planami gry i rozbuchaną nad potrzeby obsadą, w której zdecydowana większość wykonawców miała mało znaczące epizody recytując po linijce tekstu.
Nieustannie nowe plany akcji zaznaczane były w dodatku irytująco częstymi zmianami dekoracji. Ściany gdańskiego mieszkania wędrowały w górę, w dół, do środka, to znów na boki... Widz zamiast obrazu interesująco zakomponowanych scen wynosił pod powiekami głównie pracę maszynerii - oj, niedobrze! Bohaterowie na scenie wypadają stanowczo zbyt blado. I tak skrótowo naszkicowani - z główną rolą Hanemanna w wykonaniu Mirosława Baki włącznie - że znikają z poła widzenia, nim ktokolwiek zdąży przejąć się ich losem. Aktorom zabrakło siły wyrazu, ich postaciom - dopracowania, głębi.
Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest jedynie stworzona przez Katarzynę Figurę rola pomocy domowej Hanki, Ukrainki po nie do końca wyjaśnionych wojennych przejściach. Izabelli Cywińskiej udało się pokazać, że Figura to nie tylko komediowa słodka idiotka i chodzący symbol seksu, lecz aktorka o dramatycznych możliwościach, umiejętnie kreująca tajemnicę swej postaci. Niestety w tym przedstawieniu nikt z zespołu Teatru Wybrzeże nie umiał z nią nawiązać dialogu, nie licząc znakomicie radzących sobie na scenie dzieci.
Adaptacja barokowo bogatej w opisy prozy Chwina pozostawiła we mnie uczucie dojmującego niedosytu. Aż trudno uwierzyć, że reżyserowi tak doświadczonemu w przeniesieniach epiki, jak Izabella Cywińska - co prawda głównie na ekran telewizyjny - sceniczny eksperyment z "Hanemannem" tak się nie udał. Smutno.