Artykuły

Nie trzeba więcej

Hanemann" w Gdańsku w teatrze Wybrzeże

Agnieszka Holland wkrótce ma przystąpić do filmowania "Hanemanna", głośnej powieści gdańskiego prozaika Stefana Chwina. Tymczasem jesteśmy pod wrażeniem premiery "Hanemanna" w teatrze Wybrzeże, w adaptacji i reżyserii Izabelli Cywińskiej ("Boża podszewka", "Cud purymowy").

Zauważmy, że trzeba było dopiero wyobraźni dyrektora Macieja Nowaka, aby zmyć plamę, o której na tym miejscu pisałem przed czterema laty, kiedy to trójmiejskie sceny przegapiły okazję i po "Hanemanna", jako pierwszy w kraju, sięgnął teatr koszaliński (nie licząc słuchowiska w Teatrze Polskiego Radia).

Widzowie na scenie

W kameralnym widowisku w Koszalinie widzowie i aktorzy patrzyli sobie w oczy, albowiem fotele dla publiczności ulokowano wprost... na rampie. Spektakl gdański ma coś z konwencji kina. Po latach spędzonych w teatrze, Cywińska weszła w bliższą znajomość z filmem i wracając na grunt teatru, wyraźnie myśli kategoriami filmu. Tego w inscenizacji "Hanemanna" nie sposób przeoczyć. Nie uchybiając duchowi teatru, Cywińska posługuje się montażem i oświetleniem właściwym sztuce ekranu. Robi to nienagannie. W dwugodzinnym spektaklu kondensuje splątane losy bohaterów dzieła epickiego.

Przyzwoitość bohatera

Cierpienia i poniewierka niewinnych ofiar dziejowego zamętu wolne są w książce Chwina od jakiejś uproszczonej wykładni. Mądra książka, skomponowana pięknie. Autor rzuca światło na to, kto, komu i kiedy w naszych stronach Europy gotował smętny, ponury los. Przyzwoitość gdańskiego Niemca, tytułowego bohatera tej książki, nie wymaga komentarzy. Pewnie nie ma powodu wątpić, że na ocenę podobną zasługiwała ogromna rzesza powojennych gdańskich wygnańców. Lecz, z drugiej strony, jak rozsupłać splątane historyczne krzywdy, albo - co więcej - jak przejść nad tragedią, która spotkała naszych najbliższych? Nie wszystkie doświadczenia, podobnie jak bywa z wielkimi uczuciami, zapadają w niepamięć.

Brzemiona Jałty

Tu pozwolę sobie na glossę do niedawno opublikowanych uwag Stefana Chwiniw "Gazecie Świątecznej", gdzie autor przywołuje pamięć o powściągliwym ojcu: "Stosunek mojego ojca - a i chyba wielu Polaków - do postanowień Jałty nie był w pełnił jasny". Może, Czy pojałtańską mgłę rozproszy rysopis innego ojca? W największym skrócie. Tego to ojca jesienią 1939 najeźdźca wypędził z Poznania. Ojciec ten w czasie okupacji osobiście przemycał żywność do warszawskiego getta. W 1943 został aresztowany na Szucha (udało się go wydostać za grubszą gotówkę). W styczniu 1945 w Skierniewicach ojcu przystawiał lufę do skroni pijany sołdat (niżej podpisany był przy tym!). Trzy miesiące później ojciec rozpoczął powierzoną mu misję tworzenia placówki mleczarskiej przy ulicy Grunwaldzkiej 135 we Wrzeszczu. W 1949 aresztowali go ubecy z ul. Okopowej, koledzy owego cywila, który w przedstawieniu Cywińskiej przesłuchuje dr. Hanemanna.

Cisza i krzyk

Hanemannem u Cywińskiej jest Mirosław Baka. Nigdy w teatrze nie oglądałem głównego bohatera tak małomównego. Aktor równie dobrze eksponuje opanowanie i powściągliwość tytułowej postaci, jak i jej wielkoduszność w milczeniu. Baka doskonale manipuluje tą ciszą.

I jakby dla kontrastu - wigor i wrzask rozpaczy wnosi na scenę Katarzyna Figura jako Hanka. Zaraz po premierze "Hanemanna" usłyszałem od kogoś, że Figura dostała w Gdańsku rolę z powodów marketingowych. Nie wiem. Ale gdyby nawet tak było, co to ma do rzeczy? Gra prostą ukraińską dziewczynę. Gra godnie i wiarygodnie. Hanka ucieka ze Wschodu. Ucieka przed horrorem. Czego się obawia - panicznie boi się wyznać. I ona lepiej niż Hanemann wie, że przed tym horrorem nie ma ucieczki.

Po tej premierze na Targu Węglowym profesor Jan Kott mógłby użyć swoich słynnych trzech słów: "Nie trzeba więcej".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji