Artykuły

Wójtowa z Rancza odmieniła jej życie

Zanim VIOLETTA ARLAK zdecydowała się zamieszkać w Warszawie, występowała w krakowskim Teatrze 38. Zadebiutowała na scenie w 1992 roku w spektaklu "Tutam". W tym samym roku trafiła też do Teatru im. Żeromskiego w Kielcach. I została tam przez 9 lat, stając się ulubioną aktorką kieleckiej publiczności.

Są role, które zmieniają życie aktorom. Bez wątpienia tak stało się w przypadku Violetty Arlak (40) [na zdjęciu], która zagrała wójtową w serialu "Ranczo". Ale jeśli ktoś myśli, że aktorkę zachwyciła propozycja - myli się! - Na początku miałam wielki problem z Haliną Kozioł - śmieje się pani Violetta.

- Była taka głośna i hałaśliwa... Pomyślałam: to niemożliwe, żeby ktoś ją polubił... bo jak może podobać się ktoś, kto bez przerwy kłapie ozorem?! Ale zaufałam reżyserowi. Spodobała mi się dopiero wtedy, gdy ujrzałam ją na ekranie...

Na szczęście widzowie, nieświadomi odczuć aktorki, takich dylematów nie mieli. Pokochali ją od pierwszego wejrzenia, a prawie każdy odcinek gromadził ponad 7-milionową widownię.

Znakomite recenzje za "Czerwonego Kapturka"

Aktorka urodziła się w Krakowie. Dzieciństwo i wczesną młodość spędziła w Wieliczce. - Jaka była moja rodzina? Sądzę, że jak wszystkie kochające się rodziny: wyjątkowa i zwyczajna. Dziś sobie myślę, że mogłam być trochę kłopotliwa, bo ciągle "grałam główne role". Poza tym uwielbiałam tańczyć, miałam zajęcia aktorskie, więc rodzice musieli wozić mnie na zajęcia. Pierwszą sztuką był "Czerwony Kapturek" -chyba nigdy nie zebrałam tak znakomitych recenzji - śmieje się. Dopiero z perspektywy dorosłego człowieka, widać jakiej to wymaga od całej rodziny dyscypliny i organizacji.

Wspomnienie z dzieciństwa, które utkwiło jej w pamięci? Zabawne.

- Siedzę i wiercę się na krześle, mama rozczesuje mi włosy, by zapleść warkocze. Nie cierpiałam ich zresztą, bo podczas ich zaplatania przepytywała mnie codziennie z tabliczki mnożenia! Może dlatego po pierwszej komunii natychmiast je ścięłam i długo miałam krótkie. Dopiero niedawno zdecydowałam się uwolnić w sobie kobiecość - śmieje się.

Z rodzinnego domu, oprócz ogromnej dawki miłości i akceptacji, jaką jej i młodszemu bratu Pawłowi dawała mama, wyniosła też poczucie obowiązku i dyscypliny. - Nie wyobrażam sobie, żebym przyszła na próbę do teatru, czy na plan zdjęciowy nieprzygotowana - mówi. - Co nie zmienia faktu, że mam duży dystans do swojego zawodu.

Zanim zdecydowała się zamieszkać w Warszawie, a nie ukrywa, że stało się to możliwe dzięki serialowi "Ranczo", występowała w krakowskim Teatrze 38. Zadebiutowała na scenie w 1992 roku w spektaklu "Tutam" Bogusława Schaeffera. W tym samym roku trafiła też do Teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. I została tam przez 9 lat, stając się ulubioną aktorką kieleckiej publiczności. Nie tylko lubianą, również docenianą, o czym świadczą liczne nagrody. O jej przyjeździe do stolicy zadecydował film "Nic" Doroty Kędzierzawskiej, gdzie zagrała Sąsiadeczkę. Została dostrzeżona.

Ale początki w Warszawie nie były łatwe. Dostała wprawdzie propozycję występów w teatrze Krystyny Jandy, grała w serialach, ale ciągle czekała na "rolę życia". Wynajmowała mieszkanie, nie zawsze starczało na czynsz... W końcu pojawił się wspomniany serial "Ranczo" i od tego momentu, kim jest Violetta Arlak wiedzą wszyscy. Serial odmienił jej życie. Teraz na brak propozycji nie narzeka. Możemy ją oglądać w "Złotopolskich", "Tancerzach" i "Grzesznych i bogatych" a w warszawskim Teatrze Polonia w spektaklu "Stefcia Ćwiek w szponach życia".

W życiu wszystko zdarza się po coś

Nie ukrywa, że trzykrotnie "pukała" do bram szkoły teatralnej. Nie dostała się. Egzamin eksternistyczny zdała w 1995 roku. Teraz, gdy wszyscy chwalą jej kunszt aktorski, można się zastanawiać, dlaczego przed laty komisja egzaminacyjna go nie dostrzegła. Ale pani Violetta nie łamie sobie z tego powodu głowy. - Uważam, że w życiu wszystko dzieje się nie bez powodu. Niczego nie żałuję. Lubię ryzyko. Eksperyment zawsze był obecny w moim życiu. Dziś, gdy znowu oceniam swoje wybory z perspektywy lat, sama siebie podziwiam za odwagę. Bez wątpienia największym do tej pory wyzwaniem był mój przyjazd do Warszawy. Nie miałam etatu, nie miałam mieszkania, zostawiałam w Kielcach swoich najlepszych przyjaciół... Postawiłam wszystko na jedną kartę. Jak zawsze posłuchałam swojej intuicji. Nigdy mnie nie zawiodła. Śmieję się, że mój organizm, jest mądrzejszy ode mnie.

Niedawno odebrała akt notarialny mieszkania. - Nie przypuszczałam, że 42 metry kwadratowe to będzie takie szczęście i taki życiowy sukces - śmieje się. - Cieszyłam się jak dziecko. I swoje pierwsze w życiu własne M postanowiłam urządzić, wbrew panującej dzisiaj modzie, sama! Bo to ma być mój gust, a nie projektantów wnętrz.

Jak spotkam tego jedynego, to o nim opowiem

Czy w jej zapracowanym życiu jest miejsce na miłość? Oczywiście tak, choć, jak mówi, bardzo lubi swoją samotność. - Ale nie zarzekam się, że zawsze będę sama. Przeżyłam kilka zauroczeń, nie narzekałam i nie narzekam na brak męskiego zainteresowania, ale tego jednego, jedynego jeszcze nie spotkałam. Jak się pojawi mężczyzna mojego życia, to o nim opowiem - śmieje się.

Co lubi? - Kocham premiery i uwielbiam kupować prezenty swoim bliskim i przyjaciołom. Właśnie z tego powodu chciałabym być nieznośnie bogata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji