Artykuły

Tenor światowego formatu

Kim jest tenor Bogdan Paprocki, że jego nazwisko przyciąga od lat tłumy wielbicieli? Fenomen tej postaci jest trudny do zgłębienia. Ma 90 lat. Od 70 lat występuje. Wciąż cieszy się miłością publiczności, ale nie tylko. Z pokorą klękają przed nim tenorzy z każdego kolejnego pokolenia. Na koncercie jubileuszowym na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu pojawili się niemal wszyscy znaczący tenorzy polskiej sceny operowej - pisze Regina Gowarzewska-Griessgraber w miesięczniku Śląsk.

Jest wzorem nie do przeskoczenia - tłumaczy Maciej Komandera, jeden z 9 tenorów, którzy stawili się na jubileusz Kuby, bo tak mówi się o Bogdanie Paprockim. - To jedyny tenor, który w wieku 90 lat nie tylko zaśpiewa, ale jeszcze oczaruje. Ewenement! Udział w Jego jubileuszu był dla mnie wielkim przeżyciem. Chyba zresztą dla nas wszystkich, co było widać na scenie.

Jedyny taki jubileusz

23 września na koncercie jubileuszowym na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu pojawili się niemal wszyscy znaczący tenorzy polskiej sceny operowej, a przewodził im Wiesław Ochman.

- Bogdan Paprocki jest wzorem śpiewaka operowego. Wspaniały głos, pracowitość, odpowiedzialność za to, co robi. Wspaniała muzykalność i dążność do tego, żeby partia napisana przez kompozytora zaistniała na scenie, a nie tylko, żeby była odśpiewana - próbuje zdefiniować fenomen.

Największe tenorowe przeboje, oczywiście z repertuaru Jubilata, śpiewali: Piotr Friebe, Maciej Komandera, Sylwester Kostecki, Andrzej Lampert, Dariusz Pietrzykowski, Adam Sobierajski, Witalij Wydra i Adam Zdunikowski. Orkiestrą Opery Śląskiej dyrygowali: Tadeusz Serafin, Antoni Duda i Krzysztof Dziewięcki. Na widowni nie było wolnych miejsc. Wypełniony publicznością był nawet drugi balkon. Trzeba było dostawiać krzesła. Mistrz Paprocki był bardzo wzruszony, ale bez trudu udawało się odgadnąć, które z interpretacji młodszych tenorów przypadały mu do gustu. Widać było wówczas, jak śpiewa razem z nimi. Każdy z uczestników galowego koncertu starał się ze wszystkich sił. Mimo pięknych głosów, ciekawych interpretacji - polegli. Bo na koniec zaśpiewał Jubilat. Porwał publiczność interpretacją pieśni Jana Galia Gdybym był młodszy dziewczyno.

Wykonywana przez Mistrza setki razy, teraz zabrzmiała inaczej. Była przejmującym rozrachunkiem z wiekiem i dawką optymizmu, która cechuje Bogdana Paprockiego: "bom już za stary (..., ale jeszcze mam w sobie radość życia...)... i piję wino". Owacjom, gratulacjom i życzeniom nie było końca. Listów gratulacyjnych nadeszło tyle, że na czytaniu wszystkich Jubilat, Goście i melomani mogliby spędzić niemal całą noc. Nadesłali je m.in. szef Filharmonii Narodowej Antoni Wit. Dyrektor Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach Joanna Wnuk-Nazarowa oraz Waldemar Dąbrowski, dyrektor Opery Narodowej w Warszawie. Ten ostatni poinformował również, że powstaje popiersie Mistrza, które stanie w budynku Opery Narodowej. Za to prezydent Miasta Katowice Piotr Uszok, oprócz życzeń, dołożył uchwałę intencyjną o powstaniu w Katowicach Teatru Wielkiego, a prezydent Miasta Bytom Piotr Koj - medal pamiątkowy. Patronat nad Jubileuszem objął minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski.

Wszyscy mogli też lepiej poznać sylwetkę Bogdana Paprockiego, dzięki specjalnej wystawie, otwartej w foyer Opery Śląskiej -dokumentującą jego 15 bytomskich sezonów i ponad 20 pierwszoplanowych, premierowych postaci. Ci, którzy go lepiej znają, nie kryją swojego ogromnego szacunku i niesłabnącego zachwytu.

- Tego się nie da opisać, kim dla mnie jest Bogdan Paprocki. Im dłużej go znam, tym jest dla mnie większym człowiekiem - zaznacza Adam Zdunikowski. - Nie tylko ikoną. A znam go tyle lat, ile występuję na scenie, czyli 20.

- Dodajmy, że właśnie Zdunikowski jest jednym z tych, którzy w Operze Narodowej mogą... jadać obiad z Mistrzem, a to wielkie wyróżnienie. O zażyłości z Jubilatem może mówić też Sylwester Kostecki.

- Mogę powiedzieć, że Bogdan Paprocki jest moim starszym kolegą, bo od lat spędzamy sporo czasu jeżdżąc na różne koncerty. Jest wzorem śpiewaka, wzorem muzykalności i techniki wokalnej. I jeszcze wzorem człowieka z piękną postawą wobec sztuki i środowiska. Potrafi celnie ocenić walory, zalety i wady produkcji. Mówi szczere i bezpośrednio. Nie idzie jednak na kompromisy - zapewniał. Dla Andrzeja Lamperta bytomski koncert był przede wszystkim spotkaniem z legendą. Jest wykształconym śpiewakiem, absolwentem krakowskiej Akademii Muzycznej, ale od lat związany jest bardziej z muzyką rozrywkową, śpiewając ostatnio w popularnym zespole PIN.

- Duże wzruszenie, wielkie przeżycie i zaszczyt. Uczyłem się o tym człowieku na studiach i nigdy nie sądziłem, że będę uczestniczył w Jego jubileuszu. Jest przede wszystkim ikoną muzyki operowej w Polsce. To niesamowicie skromny człowiek. Pomimo sukcesu i sławy, jaka stała się jego udziałem. Dzisiaj na scenie pokazał ogromną klasę. Cenię jego szacunek do sztuki i pokorę, mimo tak pięknych doświadczeń - opowiada.

Każdy z polskich tenorów przyznaje, że głos Bogdana Paprockiego miał wpływ na jego rozwój, chociażby ten płynący z archiwalnych nagrań.

-Wychowałem się jako śpiewak na jego nagraniach. Mam w jego wykonaniu jedną, ulubioną arię, do której chętnie powracam. O dziwo, nie z repertuaru polskiego, którego jest tak cenionym wykonawcą. Moją ulubioną jest aria Rudolfa z "Cyganerii" - zapewnia Adam Sobierajski.

Niezwykła historia niezwykłego człowieka

Bogdan Paprocki jest legendą polskiego teatru operowego. Urodził się w Toruniu 23 września 1919 roku. Kariera tego jednego z najwybitniejszych polskich śpiewaków rozpoczęła się na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu 23 listopada 1946 roku. Zadebiutował partią Alferda w Traviacie Giuseppe Verdiego.

Jego unikalny głos zauważono podczas występów Reprezentacyjnego Zespołu Wojska Polskiego, który odwiedzał nowo oswobodzone ziemie. Paprocki, po demobilizacji, pojawił się w Bytomiu 1 listopada 1946 roku. - Miałem na sobie wojskowy szynel. Przyszedłem z ulicy, ale czułem, że podołam - wspominał podczas jubileuszowego spotkania z melomanami, które odbyło się 24 października w sali koncertowej im. Adama Didura Opery Śląskiej. Spotkanie to zatytułowano "Przez życie i sceny" poprowadził Tadeusz Kijonka. Co ciekawe, na Sali byli melomani, którzy twierdzili, że byli na tamtym debiutanckim spektaklu.

Mistrz wspominał i sypał anegdotami o przyspieszonych lekcjach aktorstwa, czy o nauce partii Almavivy z "Cyrulika Sewilskiego" Rossiniego: - Próby odbywały się w mieszkaniu dyrektora Jerzego Silicha. Czasem płakałem ze wściekłości, nie radząc sobie z trudnościami roli, a Silich powtarzał: "Rycz, jak nikt nie widzi, a tu masz się uczyć". I tak Rossini stał się moim najlepszym profesorem śpiewu. Od tej pory już żadna partia nie sprawiała mi problemów wokalnych.

Były też wspomnienia wojenne. O zamojskiej podchorążówce (gdzie dawał pierwsze występy), koszarach w Chełmie Lubelskim i Kowlu, do którego wkraczali już Sowieci, o latach wojny i konspiracji.

Po wojnie trafił na Śląsk. - W końcu zamieszkałem w Bytomiu przy ul. Prusa, w secesyjnej kamienicy. Tynk odpadał i dziś też odpada. Tam nic się nie zmieniło - śmieje się Mistrz. Szybko wszedł w skład największych gwiazd Opery Śląskiej, tworzących tak zwaną "Wielką Piątkę", czyli najgenialniejszy kwintet w historii polskiej opery: Natalia Stokowacka, Krystyna Szczepańska, Bogdan Paprocki, Andrzej Hiolski i Antoni Majak. Łączyła ich wielka przyjaźń, a już największa z Andrzejem Hiolskim. Ich ostatnią premierą w okresie bytomskim był "Bal Maskowy" Verdiego w 1958 roku. Potem rozjechali się po kraju, ale chętnie na śląską scenę powracali. Z Andrzejem Hiolskim jeszcze raz spotkają się w premierowym spektaklu w Operze Śląskiej w 1991 roku, gdy z okazji jubileuszu 45-lecia został wystawiony "Straszny dwór ". Paprocki znów wystąpił w roli Stefana a Hiolski Miecznika.

- Łączyła nas wszystkich prawdziwa przyjaźń, taka bez zazdrości o sukcesy i oklaski. Wtenczas jeszcze pieniądz nie rządził - wspominał Jubilat, a pytany czemu nigdy nie skorzystał z propozycji wyjazdu za granicę na stałe, tłumaczył: - Byliśmy zwariowanym, idiotycznym pokoleniem, które nie czuło takiej potrzeby. Tutaj wyrośliśmy i chcieliśmy śpiewać dla naszych.

Bogdan Paprocki stworzył wiele niezapomnianych kreacji, ale szczególnie stał się wzorem wykonań polskiego, narodowego repertuaru. Jontka z "Halki" Moniuszki prezentował w 300 spektaklach, a także na 16 scenach zagranicznych. W czasach kiedy młodzi śpiewacy narzekają, że język polski jest niewokalny, Paprocki stawia sprawę twardo: Jak ktoś nie ma dobrej dykcji, to mu przeszkadza język polski". Pytany o sekrety swojej sztuki wokalnej mówi, że trzeba mieć dużo zdrowia, żeby ten zawód uprawiać, zaś jego słowa powinny być niczym biblia dla kolejnych pokoleń.

- Nie wolno występować niedouczonym, bo wówczas nigdy nie zyska się prawdziwej formy. Trzeba pamiętać, że to zawód niepewny. Jedna chwila i już po karierze, bo głos wysiądzie. Żyć należy, owszem, higienicznie, ale normalnie. Nie porywać się na za trudne partie, a przede wszystkim trzeba wiedzieć, o czym się śpiewa. Mieć wnętrze, serce, które pokazujemy głosem, a nie machaniem rękami - to najważniejsze przykazania Mistrza. Może właśnie dzięki tym mądrościom stał się tenorem uniwersalnym, sprawdzającym się zarówno w repertuarze lirycznym, dramatycznym i komediowym. Występował przecież jako m.in. Almaviva w "Cyruliku Sewilskim", Belmonte w "Uprowadzeniu z Seraju", Nadir w "Poławiaczach pereł", Książę w "Rigoletcie", Rudolf w "Cyganerii", Don Jose w "Carmen", Leński w "Eugeniuszu Onieginie", czy Manrico w Trubadurze i długo by wyliczać, skoro jego repertuar sceniczny to łącznie 50 partii.

Powroty Mistrza

Śląsk Bogdan Paprocki powraca chętnie. W Bytomiu przecież urodziła się jego córka Grażyna, o której mówi, że jest jego Aniołem. Tu też kopał piłkę na boisku Polonii Bytom, kiedy artyści mierzyli się z piłkarzami. Budynek Opery Śląskiej był jego drugim, a może wręcz pierwszym domem. Mawia o nim z czułością: "Nasza kochana buda operowa". W Chorzowie zamieszkała Jego rodzina i właśnie na nieistniejącym już stadionie AKS-u zdzierał gardło, kibicując podczas meczu Polska - Czechy.

Podczas spotkania z Bogdanem Paprockim melomani z łezką w oku słuchali jego archiwalnych nagrań, szepcząc, że może teraz są w Polsce i dobrzy tenorzy, ale TAKIEGO nie ma i pewnie długo nie będzie. Chętnie sięgali po płytę ze Strasznym Dworem Moniuszki, wydaną przez Operę Śląską, z mistrzowską kreacją Jubilata jako Stefana.

W ciągu dwóch dni wzruszeń i przeżyć było co niemiara. Ale koncert i spotkanie, to nie koniec świętowania. Tragedia w kopalni "Wujek - Śląsk" i związana z nią żałoba, spowodowały, że nie odbył się planowany spektakl Fausta Gounoda, gdzie Bogdan Paprocki miał zaśpiewać Starego "Fausta". Spektakl ten został przeniesiony na 19 listopada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji