Artykuły

Leona Kruczkowskiego dramat o postawach moralnych

Wśród spraw związanych z drugą wojną światową, zagadnieniem, które dotychczas nie znalazło wyrazu w żadnym utworze dramaturgicznym, jest kwestia reakcji ludzi, którzy jako niemieccy jeńcy wojenni zamknięci byli za drutami w obozach i izolowani od życia. Kwestię tę porusza Leon Kruczkowski w swym dramacie "Pierwszy dzień wolności", którego prapremiera odbyła się w Teatrze Współczesnym.

Sytuacja jest taka: W opuszczonym przez Niemców, bliżej nieokreślonym mieście, znalazła się grupka oficerów polskich, którzy w opustoszałym mieszkaniu krawca niemieckiego przeżywają, po wydostaniu się z obozu, pierwsze godziny wolności. Jeden z oficerów został podczas wędrówki z obozu do miasta kontuzjowany w rękę. Przypadek zdarza, że w mieście pozostał lekarz niemiecki ze swoimi trzema córkami. Podczas opatrywania kontuzjowanego dowiadujemy się, iż lekarza tego spotkał bolesny cios: jego dwudziestoletnia córka, Inga, została poprzedniego wieczora zgwałcona. Jeden z oficerów, któremu na imię Jan, proponuje, by lekarz przeniósł się z córkami do mieszkania, które oficerowie zajęli. I oto jesteśmy świadkami tragicznych perypetii, wywołanych nie tylko przez to, że oficerowie zetknęli się po latach całkowitej izolacji z reprezentantkami płci odmiennej, ale również i przez to, że nagle znaleźli się pod jednym dachem wrogowie, w ciągu pięciu lat żyjący w całkowicie odmiennych warunkach, z których jedna strona była brutalnym zwycięzcą, druga bezbronną ofiarą.

Ten wątek tematyczny jest dla Kruczkowskiego kanwą dla różnego rodzaju myśli i refleksji. Przez postacie swej sztuki autor "Niemców" zastanawia się nad zagadnieniem wolności w ogóle, nad dysproporcją między tym, co człowiek, pozostawiony sam na sam ze swymi myślami i marzeniami przeżywa, a tym jak się później ustosunkowuje do rzeczywistości.

Jako sztuka o Niemcach i Polakach - utwór Kruczkowskiego jest dramatem postaw moralnych. Najgłębszy konflikt moralny przeżywa ów oficer Jan, który udzielił rodzinie niemieckiej azylu i który, nie tylko przez chęć zemsty osobistej, własną ręką położyć musiał trupem Ingę, związaną z partyzantami niemieckimi, próbującymi zawładnąć z powrotem miastem. Obok Jana ukazuje Kruczkowski również wnętrza dwu jego kolegów, którzy sami dobrze nie wiedzą, co im wolność przyniesie i jak się do niej ustosunkują. Jest wśród nich oficer Anzelm, który doszedł w okresie pięcioletniego pustelnictwa do przeświadczenia, że tylko człowiek wyzuty z wszelkich dóbr doczesnych, pozbawiony wszystkiego, jest naprawdę wolny.

Wielką zaletą utworu Kruczkowskiego stanowi to, że dyskusje na temat postaw moralnych nie są prowadzone przez doktrynerów lub reprezentantów jakiejś wykoncypowanej ideologii, lecz przez ludzi żywych i bliskich nam. Dalszą zaletą "Pierwszego dnia wolności" jest postawa autora zarówno wobec postaci, jak wobec ukazywanych wydarzeń. Podobnie jak Feuchtwanger, który nawet wydarzenia współczesne traktuje z historycznym obiektywizmem, nie narzucając od siebie niczego, nie ferując wyroków, co - oczywiście - nie oznacza, żeby i on i Kruczkowski nie mieli wyraźnej i zdecydowanej własnej postawy moralnej, Kruczkowski sięga do źródeł i przyczyn postępowania poszczególnych postaci.

Inscenizator i reżyser "Pierwszego dnia wolności", Erwin Axer, dał widowisko godne pochwały najwyższej. Unikając łatwych efektów, Axer położył główny nacisk na soczystość i zwartość dialogów, a przede wszystkim na to, żeby wypowiadali je żywi ludzie w sposób możliwie najprostszy i najbardziej komunikatywny. Przedstawienie choć rozgrywające się w lwiej części w jednym wnętrzu nie ma w sobie ani statyczności, ani martwoty; w miarę rozwoju wypadków, w miarę narastania godzin wolności, poszczególne postacie prowadzone przez reżysera, z początku jakby oszołomione wolnością, zaczynają żyć naprawdę, naprawdę wracają do życia.

Z wykonawców chyba najlepiej zrozumiał i zrealizował intencję zarówno autora, jak i inscenizatora - Tadeusz Łomnicki. Jego Jan, idealista, który podczas niewoli doszedł do przekonania, że sama nienawiść do niczego nie doprowadzi, jest wstrząsająco prawdziwy. W pierwszych scenach zahamowany, widzący nową rzeczywistość jakby przez mgłę, dopiero stopniowo staje się pełnym człowiekiem. Inga Aleksandry Śląskiej - to kreacja na wielką miarę. Artystka nie demonstruje swej nienawiści, kryje ją pod maską milczenia i obojętności. Dopiero wtedy, kiedy widzi, że wszystko dla niej stracone, zdziera fałszywą maską i staje do otwartej walki. Ciekawie ujął postać Anzelma Tadeusz Kondrat. Rola to niełatwa, nasuwająca reminiscencje postaci pewnych sztuk Hauptmanna, najmniej ze wszystkich figur w sztuce jednoznaczna i zrozumiała. Zasługą Kondrata jest to, że artysta starał się jak najbardziej uprościć i uprawdopodobnić swego Anzelma. Znakomity jest w ironicznymi nieco kostycznym stosunku do nowej rzeczywistości Kazimierz Rudzki, jego oficer Hieronim. Szczery, prosty Janusz Bylczyński w roli oficera Michała, który, nie umiejąc dostosować się do życia nie otoczonego drutem kolczastym, postanawia szukać zapomnienia w służbie wojskowej. Soczysty epizod - w roli starego Niemca, ogrodnika - daje Kazimierz Opaliński, Stanisław Daczyński subtelnie; bez posługiwania się jaskrawymi barwami, rysuje postać lekarza Niemca, dla którego świat dopóty się właściwie nie zmienia, dopóki istnieją pacjenci. Jedyna rola, z którą trudno się pogodzić, to siedemnastoletnia siostra Ingi w wykonaniu Kaliny Jędrusik. Jej ekshibicjonistyczna rozwiązłość i erotyzm są chyba raczej z brechtowskiej "Opery za trzy grosze", niż ze sztuki Kruczkowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji