Artykuły

Bardzo przyjemna kąpiel

- W tej pracy nie podniecało mnie nazwisko Pasoliniego, ale Jarzyny. A jak pani wiadomo, prasa rozdęła i nadmuchała rzekomy konflikt między panem Grzegorzem a mną, między estetyką Teatru Rozmaitości a Teatrem Narodowym, no więc początkowo mój udział w tym spektaklu krążył bardziej w sferze sensacji pozaartystycznej... - mówi JAN ENGLERT o spektaklu Grzegorza Jarzyny "T.E.O.R.E.M.A.T.", prezentowanym w ramach Festiwalu "Boska Komedia"

W ramach rozpoczynającego się dziś w Krakowie Festiwalu "Boska Komedia" zobaczymy głośny spektakl Grzegorza Jarzyny "T.E.O.R.E.M.A.T.". Gra Pan w nim rolę ojca Paolo, o której napisano: "skończona, przejmująca kreacja Englerta"...

- Ten kij ma dwa końce. Oto za chwilę możemy przeczytać recenzję w innym duchu, w takim jak np. po "Nie-Boskiej Komedii", kiedy napisano, że Grzegorzewski obsadzając w roli Hrabiego Henryka Englerta z góry założył, że Hrabia to kabotyn. Tak więc na recenzjach bym się specjalnie nie opierał...

Ale miło Pan się chyba poczuł, tym bardziej że sam Pan wielokrotnie twierdził: "pieszczochem krytyków nigdy nie byłem"

- Oczywiście, lepiej być chwalonym niż ganionym.

A jak Pan ocenia swoją rolę i pracę z reżyserem?

- Jestem bardzo wstrzemięźliwy w opiniowaniu własnych osiągnięć i porażek, gdyż obecnie kryteria ocen i gusty są bardzo rozchwiane. Przede wszystkim interesująca była dla mnie właśnie praca z Grzegorzem Jarzyną, który ma duże wyczucie w budowaniu teatru, jego przestrzeni. Długo rozmawialiśmy, poznawaliśmy się, tym bardziej że Pasolini, wedle tekstu którego powstał spektakl, nie podlega moim fascynacjom. w tej pracy nie podniecało mnie nazwisko Pasoliniego, ale Jarzyny. A jak pani wiadomo, prasa rozdęła i nadmuchała rzekomy konflikt między panem Grzegorzem a mną, między estetyką Teatru Rozmaitości a Teatrem Narodowym, no więc początkowo mój udział w tym spektaklu krążył bardziej w sferze sensacji pozaartystycznej...

Swego czasu powiedział Pan studentom słynne słowa, że ma Pan wobec Jarzyny takie uczucia, jak Salieri wobec Mozarta...

- Te słowa są pochlebne raczej dla Jarzyny.

Dla Pana właściwie też...

- To prawda. w końcu Salieri nie był byle kim.

I w dodatku był wręcz dworskim kompozytorem, co nie brzmi najlepiej...

- Widzi pani, coś w tym jest, że jestem dworskim "kompozytorem": kieruję Teatrem Narodowym, który położony jest blisko ministerstwa...

A wracając do spektaklu...

- Frajda uczestniczenia w tego rodzaju przedsięwzięciu polega na odkrywaniu nowych terenów, świeżych sposobów budowania tego, co łączy wszystkie teatry, a mianowicie chęci tworzenia dobrego spektaklu. Byłem ciekaw teatru Jarzyny i tego, co on chce ze mną zrobić. Długo i ostrożnie wchodziłem do tej wody, ale to była bardzo przyjemna kąpiel.

Czy zgadza się Pan z opinią literaturoznawców, że utwór Pasoliniego jest manifestem herezji i antymieszczańskiej prowokacji?

- Ani trochę. Bardzo nie lubię tych bezustannych prób tytułowania czy klasyfikowania dzieła artystycznego. Ten spektakl, bardzo osobisty i moim zdaniem bardziej Jarzyny niż Pasoliniego, musi trafić na swoich odbiorców. i każdy będzie inaczej go oceniał, bo każdego coś innego w nim poruszy, dotknie czy zdenerwuje. Przestańmy wciąż przyklejać etykietki.

A jak spektakl przyjęto w Los Angeles?

- Znakomicie.

Czy po tej współpracy podtrzymuje Pan nadal słowa powiedziane do studentów o Jarzynie?

- Tak, ale mam nadzieję, że po tym spektaklu Mozart może powiedzieć, iż Salieri jest nie najgorszym kompozytorem.

Rozmawiała Jolanta Ciosek

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji