Artykuły

Nie ma niewinnych

Poznański Teatr Nowy od maja ub.r. wystawia "Ghetto" J. Sobola w reży­serii E. Korina przy pełnej widowni i owacjach, często na stojąco, mimo że recenzenci pisali: " Ghetto" Korina okazało się czymś w rodzaju "prowizorycznego" musicalu połączonego z teatrem, w którym aktor jest żywą marionetką. W innej zaś recenzji przedstawienie nazwano wprost klę­ską. Nie przytaczam jednak tych opinii, by z nimi polemizować. Przeciwnie. Naprowadzają one bo­wiem na pewien trop. Wskazują na istnienie dwu "Ghett", Sobola i Korina.

A zatem "Ghetto" Sobola. Nie ma w nim bohaterów jednoznacznie, pozytywnych i negatywnych. Nie wiadomo nawet, kto ofiarą, a kto katem. Dla tak osaczonego człowieka nie ma ratunku. Niebo jest puste, gdyż Bóg nie odpowiada na wołanie swego przecież narodu. Nic też nie pomoże ucieczka w przy­szłość, lepszą przyszłość, gdyż ta po prostu dla uwięzionych w getcie nie istnieje. A nawet gdyby udało się jakoś przetrwać, to i tak nie na wiele się to zda, gdyż w tym nowym, wolnym świecie nadal będzie się pano­szyła niesprawiedliwość. Nie ma się też co łudzić postępem technicznym, cywilizacyjnym czy kulturowym. Wszystko, co człowiek osiągnął, do­skonale się przyczynia do jednego - do unicestwiania właśnie człowieka. Z bezwzględną więc stanowczością Sobol demontuje wszystko, na czym człowiek mógłby się tutaj na ziemi oprzeć, gdzie mógłby znaleźć schro­nienie. Wszystko zawodzi. Łącznie z religią. I właśnie w tej totalnej demitologizacji, desakralizacji i negacji wszystkiego, zdaje się, tkwi sedno sprawy. Marność nad marnościami - powiada Kohelet - marność nad marnościami - wszystko marność. Sobol dokonuje tego samego, z czym mamy do czynienia w Biblii. Pozba­wia nas złudnych nadziei na lepsze czasy, lepsze dlatego, że łatwiejsze. Tym samym uwalnia nas od wiary w jakichkolwiek bożków. Wszystko jed­no, jakie ci bożkowie czy bogowie noszą imiona, z imieniem Najwyż­szego włącznie. Można by rzec: Tylko tyle? Ale właśnie - czy to mało? Skoro ratunkiem dla czło­wieka nie jest ziemia, cywilizacja, kultura, religia, to co dalej? Pytanie przecież nie może pozostać bez odpowiedzi, zwłaszcza wtedy, gdy wydaje się, że odpowiedź jest niemożliwa, jak niemożliwe było ocale­nie z getta.

"Ghetto" Korina. Najpierw o ma­łym szczególe, który - jak to zwykle bywa - budzi największe kontro­wersje. Chodzi o fotel oficera SS, Kitla. Marmurowy. Udający mar­mur, bo przecież z plastyku. Samobieżny, a przecież wiadomo że zdal­nie sterowany. Tym samym posłusz­ny swemu panu, ale i niepewny. Często znika. I w tym miejscu, w pomyśle na ów fotel - wydaje mi się - spotykają się obydwa teatry, Sobo­la i Korina. Fotel, symbol wszech­władzy okazuje się śmieszną zabawką. Jeśli tak, to znaczy, iż Korin chce powiedzieć, że zło, ból, cierpienie i śmierć to też marność nad marnoś­ciami, jak wszystko inne. To wraże­nie podkreśla rozplanowanie miejsca akcji przedstawienia oraz scenogra­fia. W pewnym momencie już nie wiadomo, gdzie się jest, na scenie czy na widowni, gdyż jedna z osób dramatu, Narrator, wciąż się prze­chadza po widowni, a scena jest jed­nocześnie sceną Teatru Nowego, Sobolowego teatru z Wilna, rampą kolejową i bramą obozu zagłady. W "Ghetcie" Korina grają też przed­mioty, np. mundury, ubrania, książ­ki, lalka. Grają nie dlatego, że posłu­gują się nimi aktorzy, ale dlatego, że współgrają one z aktorami, aż do utożsamienia.

Poza tym przedstawienie jest tak pokierowane, że jego tragiczna prze­cież akcja dzieje się w najzwyklejszej codzienności. W szarości i brązach. Chociaż czasami, jak od święta, bo w scenach, gdy gra się teatr, a nawet orgię, przebłyśnie żywszy kolor. Do tego muzyka i śpiew. Słuchając pio­senek wileńskiego "Ghetta" naraz wydało mi się, że się modlę przed Murem Zachodnim (Ściana Płaczu) w Jerozolimie. Tam też, jak w muzyce J. Satanowskiego, można się dosłuchać wątków muzycznych z Pol­ski, Rosji, Grecji i zapewne z jeszcze innych stron świata.

E. Korin swoją sztuką nie chce, zapewne jak i J. Sobol, jedynie "wywoływać duchów", tzn. przed­stawiać tamten straszny czas, choć i w takim zamiarze nie byłoby niczego zdrożnego. Teatr Korina gra współczesność, przedstawia teraźniejszość. Stawia przed człowiekiem pytanie, - co dalej. Okazuje się bowiem, że nie ma niewinnych. Oświęcim, trzeba dodać - Kołyma, udowadniają jedno: nie ma niewinnych. Wbrew sobie samym musimy stwierdzić, że wszys­cy i każdy z osobna jesteśmy winni śmierci innych i swojej. Co więc począć z tą "cywilizacją śmierci"? Na jednym z przedstawień, po pierw­szym akcie, nie było braw. Jedynie cisza. Pomyślałem, jak po słowach Jeszuy syna Yosepha: Elohim, Elohim, czemu mnie opuściłeś!? Może właśnie ta Cisza jest odpowiedzią?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji