Artykuły

Budzi szacunek a nie wzrusza

Decydując się na polską pra­premierę "Ghetta" Teatr No­wy postanowił zmierzyć się i z najnowszym światowym repertuarem, i z obcą nam raczej formą musicalu, i z wielkim, a jakże trud­nym - tematem. A jest nim w sztuce Sobola tragizm losów Ży­dów polskich lat wojny i Holocaus­tu. Wszystko to jednak ubrał autor w formułę tyleż chyba efektowną co i ryzykowną. Bo sytuującą sie na pograniczach wielkiego uniwersal­nego w swych treściach dramatu, gry w teatr w teatrze oraz artystycz­nie podejrzanego nieco - melodramatu.

I właśnie ta, jakże skomplikowa­na, a przy tym aż do przesady wielo­wątkowa struktura literacka scena­riusza stała się chyba swoistą puła­pką dla reżysera spektaklu Euge­niusza Korina. Włożył on w to przedstawienie, podobnie jak cały zespół, niewyobrażalny w ogóle ogrom pracy i zaangażowania. Wy­nikiem tego jest jednak spektakl w każdym swym calu profesjonalny, a przy tym pełen pięknie pomyśla­nych scen i obrazów, nie komponu­jących się jednak - niestety - w jakąś zamkniętą i skończoną całość.

Ten momentami rzeczywiście świe­tny spektakl ogląda się dobrze i z zainteresowaniem. Ale przecież - co wydaje się tutaj najistotniejsze chyba nie porusza on nas dogłębnie. I nie dostarcza swej widowni tak oczekiwanych przez teatr emo­cji i wzruszeń. Dlaczego? Czy tylko dlatego, że skończył się już czas martyrologicznych wspomnień i uniesień. I spragnieni jesteśmy już w teatrze czegoś innego?

Rzecz w Teatrze Nowym rozgry­wa się w świetnie przez scenografa zakomponowanej, równocześnie realistycznej i symbolicznej prze­strzeni, rozpiętej gdzieś między est­radą żydowskiego teatru z getta a rampą kolejową, utożsamianą tutaj z cmentarzem. I zaczyna się rwącą się co chwila, nerwową rozmową przed kamerami z tym jednym oca­lałym z potwornej rzezi uczestni­kiem tamtych historycznych zda­rzeń. A potem oglądamy już nie­kończącą się projekcję przechowywanych dotąd w zakamarkach jego pamięci sytuacji, postaci i wyda­rzeń.

Wydaje się jednak, że po pierw­sze, jest ich zbyt wiele. A po drugie - nie wszystkie z nich dramatur­gicznie okazały się tutaj nieodzow­ne. A reżyser do samego końca nie mógł jakoś zdecydować się, czy chce nas tym spektaklem wzruszyć, czy też wyposażyć w maksimum faktograficznej wiedzy o sytuacjach, układach i problemach panu­jących w wieleńskim getcie w prze­de dniu jego ostatecznej likwidacji.

Są więc w tym przedstawieniu świetne aktorsko role i postacie, ale są także osoby bardziej wyposażo­ne w słowa, racje i argumenty niż psychikę i emocje. I one to właśnie nie były właśnie w stanie zaistnieć aktorsko w tym spektaklu. A co więcej osłabiały i tak już dość wątłą dramaturgię całości. Świetną, a przy tym jakże sugestywną postać kata, a zarazem wysublimowanego konesera sztuki i humanisty, stwo­rzył tutaj w roli Kittella - Mariusz Sabiniewicz. Znakomita jest także, tak pełna ekspresji i aktorskiego wyrazu rola i postać żydowskiego artysty - Srulka w wykonaniu Pa­wła Binkowskiego. I jest to ta druga znacząca rola w tym spektaklu. A jest także i trzecia - Bożeny Krzyżanowskiej - Chaji, żydowskiej pieś­niarki z getta. Są także świetnie rozegrane sceny ansamblowe, z których to zresztą Teatr Nowy od lat słynie w kraju. Nie ma natomiast prawdy aktorskiej i emocji we wszystkich tych niekończących się sporach o racje i argumenty jakie prowadzą ze sobą żydowscy przy­wódcy getta. I może dlatego właś­nie ten tak bezskutecznie starający się łączyć wzruszenie i emocję z chłodną grą i kalkulacją spektakl, w którymś tam momencie wydaje się jakby w pół pęknięty. Budzi szacu­nek tak ogromem włożonej weń pracy jak i profesjonalizmem warsz­tatu, ale przecież nie porywa i nie aż tak wzrusza, jak to chyba zakłada­no. A może, po prostu, dyrektor E. Korin przecenił nieco walory z ta­kim trudem wystawionego dramatu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji