Artykuły

Parada oportunistów

Od dawna narzekamy na brak dobrej, problemowej i jednocześnie naprawdę zabawnej komedii współczesnej. Z przyjemnością też zawiadamiamy, że taka komedia została napisana, a wystawił ją łódzki Teatr Nowy w reżyserii Kazimierza Dejmka i Jerzego Antczaka (gdy numer ten ukaże się w druku, będzie już pewno po premierze także w warszawskim Teatrze Kameralnym). Autorem sztuki jest Zbigniew Skowroński, tytuł brzmi: "Kuglarze".

Nieporozumienia pomiędzy rodzicami dwóch zakochanych w sobie par to motyw stary jak świat i powtarzający się w wielu komediach, co zresztą lojalnie podkreśla w programie teatralnym autor sztuki. Na tej kanwie powstał jednak utwór niewątpliwie oryginalny, pełen ciętego dowcipu i zawierający interesujący, choć oczywiście satyrycznie podany, ładunek myślowy.

Młodzi w Kuglarzach są sympatyczni, pełni radości życia i zakochani, ale czynnie niewiele wnoszą do akcji komedii, gdyż nawet ich plany matrymonialne, o których spełnienie tak namiętnie spierają się tatusiowie, zostały zrealizowane w Urzędzie Stanu Cywilnego jeszcze przed podniesieniem kurtyny. Ojcowie jednak o tym nie wiedzą i przez 2 akty trwa kłótnia starszych panów, którzy co chwila zmieniają decyzję, w zależności od tego, co w słowach lub czynach partnera uznają w danej chwili za godne potępienia. W trakcie tych "nieporozumień" ujawniają bardzo ciekawe strony swoich charakterów, skądinąd dobrze nam znane z codziennej życiowej praktyki; uprawiany bowiem przez nich drobny handel zasadami i przekonaniami niestety ma u nas ciągle jeszcze miejsce nie tylko w satyrycznych komediach.

Przez dwa akty oglądamy więc paradę oportunistów różnego rodzaju, oportunistów małych i na pozór nieszkodliwych. Co jednak w "Kuglarzach" najciekawsze, to, proces narastania i rozwoju oportunizmu, który - znalazłszy sobie odpowiednią pożywkę w jakiejś korzystnej sytuacji życiowej - z niepozornej roślinki rozwija się w potężne drzewo, zdolne rzucić zagłuszający cień na otoczenie. Takim modelowym oportunistą jest w "Kuglarzach" Ojciec (gra go Zygmunt Zintel) - okręgowy inspektor Toto-Lotka, eks - dyrektor, szanowna głowa rodziny. Ma rację Baron mówiąc, że jako epigon klasy, która przestała istnieć, zejdzie do grobu spokojny, gdyż zostawia godnego dziedzica.

Baron jest zresztą najbardziej udaną postacią sztuki, jak sam autor przyznaje, wypieszczoną, wycyzelowaną. Potomek starego rodu, posiadacz sekretnego archiwum, rodzinnego, zawierającego dokumenty sprzedajności i zbrodni swych przodków, starszy pan o nieodpartym wdzięku osobistym, światowy, inteligentny, dowcipny i rozbrajająco cyniczny, , konstruktywny reakcjonista" - takim go stworzył pisarz i takim gra go Marian Nowicki, zapisując tej wiosny drugi po komiwojażerze ze sztuki Millera niemały sukces na swym koncie aktorskim.

Trzeci , "tatuś" (Zygmunt Malawski) - właściciel i kierowca prywatnej taksówki, "fanatyk religii i spółdzielczości" - jak go nazywa Baron, a w sumie warszawski "cwaniak", jest może trochę banalniejszy od swych kolegów, podobnie jak i czwarty - oportunista potencjalny, bo za takiego można na pewno uznać ruchliwego magistra Prota (Dobrosław Mater).

Przedstawienie w Teatrze Nowym jest inteligentne, dowcipne i bardzo cięte. Twórcy widowiska poszli wyraźnie w kierunku farsy, na co pozwala zresztą podtytuł sztuki - "komediofarsa". Postacie zarysowane są ostro, dowcipowi dialogu dzielnie towarzyszą zręcznie zaaranżowane przez reżyserów farsowe sytuacje. Młodzi są zakochani i sympatyczni, mister James Jefferson z Nowego Jorku - kulturalny, pogodny i budzący zaufanie (Wojciech Pilarski). Szkoda tylko, że rola Matki - uroczej i dobrej, choć staroświeckiej, została zbyt jednostronnie potraktowana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji