Artykuły

Romanse cieniów

Jeden ze znakomitych tomów recenzji teatralnych Tadeusza Boya Żeleńskiego nosi tytuł "Romanse cieniów". Ten skądinąd fascynujący tytuł nawet dla najbardziej współczesnego dziełka z cyklu "prababki nie zawsze były sędziwe" trafnie chyba maluje dzisiejszym widzom obraz tego, co można obejrzeć w warszawskim Teatrze Małym. Aleksandra Fredry "Mąż i żona" ongiś mocno gorszyły cnotliwe matrony i różnorakich świętoszków. Autor "Obrachunków fredrowskich" docenił nowatorstwo Jw-pana Aleksandra-dziedzica Beńkowej Wiszni i b. żołnierza napoleońskiej Wielkiej Armii, zabawiającego swych towarzyszy broni jurnymi wierszydełkami. Boy uważa za fenomen, iż do pewnych odkryć dotyczących nudy oraz zniechęcenia w małżeństwie nasz Fredro doszedł szybciej niż uwielbiani przez niego Francuzi, z panem Balzakiem na czele, jako, że komedia Fredry narodziła się wcześniej o lat 9 niż "Fizjologia małżeństwa".

Znakomity znawca literatury "słodkiej Francji" nie znał, niestety, w tym samym stopniu naszego pamiętnikarstwa i zbiorów korespondencji rodzimych pradziadków. Nasza literatura piękna w nader niedoskonały sposób odbijała prawdziwe realia obyczajowe i postawy naszych przodków. Ba, dla większej jasności najbliższa rodzina niszczyła po śmierci wybitnych twórców ich prywatną korespondencję, by żadna plama grzesznej namiętności nie kalała wizerunku wielkiego człowieka. Sam Fredro spalił osobiście korespondencję miłosną, adresowaną zresztą do swej żony, gdy jeszcze nosiła nazwisko hrabiny Skarbkowej.

Jerzy Krasowski postanowił przypomnieć warszawskiej publiczności sztukę Fredry napisaną w roku 1821, a którą bodajże ostatnio pokazywano w stolicy w dosyć osobliwej atmosferze nie tyle buduaru, ile łazienki - jako że bohaterowie zasiadali w wannach... Tym razem nie musimy oglądać tak osobliwego nowatorstwa, ponieważ Krasowski traktuje serio nawet drwiny z moralności pozorów i dewocji dobrze urodzonych.

Klasyczny trójkąt został tu uzupełniony przez subretkę, będącą przedmiotem pożądań i męża i kochanka romantycznej Elwiry, której do szczęścia konieczne są stosy korespondencji miłosnej w iście romantycznym stylu. Ale nawet w tej zabawnej komedii trzeba znakomicie mówić fredrowski wiersz, który może stać się zasadzką nawet dla doświadczonych aktorów.

Tu sobie z owym trudnym wierszem dobrze radzą wszyscy wykonawcy. Teatr Mały stwarza dość specyficzne warunki aktorom: są oni tak blisko widza, że muszą tym staranniej zważać na gesty i sposób prowadzenia postaci: widz znajduje się tu niejako w środku akcji, czemu pomaga także oszczędna scenografia Katarzyny Kępińskiej.

Trzyaktowa komedia jest grana bez przerw, co także musi stwarzać kłopoty personelowi teatru, nie mówiąc już o aktorach. Zabieg ten wpłynął na zwartość przedstawienia. Spektakl ten ma podwójną obsadę ról męskich. Widziałam w roli Męża Zbigniewa Grusznicę, a w roli kochanka Marka Wysockiego. Obaj byli dobrzy, choć może Alfredowi przydałoby się w scenach z Elwirą więcej romantycznej egzaltacji. Chyba był zbyt mocno współczesnym uwodzicielem, zbyt pewnym siebie, iż żadna mu się nie oprze.

Zaniedbywaną przez męża żonę odtwarza Krystyna Królówna. Jest w miarę spontaniczna, w miarę obłudna - jak przystało na żonę pobożną i niezmiennie cnotliwą. I wreszcie pokojówka - bez której żadna romansowa historia w tamtych czasach nie mogłaby się udać, zagrana przez Joannę Malczak, świadomie igrającą pasjami obu panów. Już Boy zwracał uwagę na nowatorstwo Fredry w kreowaniu tej postaci.

Tu fertyczna Justysia bynajmniej nie stanowi koniecznego tła dla rozgrywających się wypadków lecz sama wybiera dla siebie rolę, a na dodatek szantażuje odurzonego nowością pana domu pójściem do klasztoru. Podobne sytuacje znał doskonale pan Aleksander z okresu, gdy sam bywał postrachem mężów znudzonych codziennością małżeńską pięknych acz niezbyt wiernych dam.

Lubię Fredrę. Zwłaszcza wtedy, gdy reżyser rozumie i potrafi wydobyć jego błyskotliwe choć niekiedy także gorzkie prawdy życia powszedniego. Przecież i dziś bywają podobne stadła, z premedytacją oszukujące się na co dzień, starannie podtrzymujące fikcję harmonii domowej. Zapewne zmieniły się warunki życia codziennego, otoczka obyczajowa współczesnych romansów. Pozostała jednak potrzeba obdarowywania miłości pięknymi słowami, czułością na którą przeciętni mężowie nie mieli czasu. Romanse cieniów mają tedy i pewien walor dydaktyczny - dla nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji