Na kształt kunsztownego ognia
Teatr na Wyspie w Łazienkach aż się prosi by wypełniać go życiem. Szkoda, tych wszystkich - letnich wieczorów, podczas których panuje tam milczenie. Spacerowicze, którzy zbaczają z alejek i przysiadają na chwilę na widowni mogą tylko snuć sobie sceny z własnej wyobraźni.
Cieszmy się jednak. Tego lata unikalna scena okolona wodą znalazła się w większych łaskach. Afisz obiecuje kilka zdarzeń teatralny, także na tarasie Pałacu na Wodze. Aura sprzyja dotychczas. Była także przychylna wystawionej w lipcowy sobotni wieczór "Warszawiance" Stanisława Wyspiańskiego.
Przed godziną dziewiąta gdy już dzień przełamywał się z nocą; publiczność zmierzała wszystkimi ścieżkami do amfiteatru w Łazienkach, przystając po drodze, bo to przecież okazja zobaczyć oświetloną fasadę Pałacu na Wodzie, i kolorowe latarnie zdobiące taras. Ławy amfiteatralne wypełniły się szczelnie. Ci, którzy nie dostali się do środka, utworzyli swoistą galerię za kamiennymi balustradami.
Temat autor, miejsce - wszystko razem miało moc przyciągającą. Dyrekcja Teatru Rozmaitości - gospodarza wieczoru przekonania się, że warto grać w plenerze. Scena rozświetliła się i popłynęły pierwsze dźwięki pieśni i z roku 1831. Wzbogaciła się ona o nowe tony przez bezpośredni dotyk z krajobrazem, jakby fizycznej obecności ojczyzny, o którą toczyła się powstańcza walka. W niezwykłej scenerii dramat narodu i dramat jednostek wyrażony z taką siłą przez Wyspiańskiego nabrał jeszcze większej intensywności. Zdawało się, że niepokój bohaterów wyrażają nawet liście poruszane wiatrem.
W kolumny stanowiące stałą dekorację został wkomponowany salon. Tworzy go udrapowana biała tkanina (świetny efekt) i jedna ściana z tyłu z dworna oknami. One zajmują uwagę skupionych w salonie wojskowych i panien. Do nich coraz to ktoś podbiega aby łowić widoki i odgłosy z zewnątrz, wyglądać raportów z Olszynki.
Otwartą przestrzeń sceny przesyca atmosfera czekania rozpiętego między zwątpieniem a nadzieją, pełna złowróżbnych przeczuć. Malują się one w każdym wyrazie twarzy, ruchu, geście. Czają się w każdym słowie, niezależnie od tego kto i w jakiej tonacji je wypowiada.
Wszystkie myśli i uczucia krążą wokół jednej sprawy, która łączy zebranych, choć każdy z nich przeżywa ją na swój sposób. Toczą się dialogi i rozmowy, których wątki i rytm nadaje śpiewana chórem, powtarzana w momentach kulminacyjnych pieśń: "Oto dziś dzień krwi i chwały".
Czy cały sens działania ma się zawierać w alternatywie: triumf albo zgon? Reżyser Ludwik Rene eksponuje ostro i wyraziście różnice poglądów, postaw, sposobów myślenia historycznych postaci: romantyczne uniesienia i racjonalne gry polityków.
Na czoło zespołu wysuwa się Chłopicki w interpretacji Ignacego Gogolewskiego, który przekazuję wiarygodnie skomplikowany charakter generała (nie waha się wysłać adiutanta na śmierć, by dowieść nieudolności innych dowódców). Godną partnerki ma w Marii (Kalina Chrobak).
"We wszystkim bohaterskim przedsięwzięciu naszym byliśmy na kształt kunsztownego ognia, co od jednego razu strzeli w górę jasnym strumieniem i w dymach gaśnie" - stwierdzał Maurycy Mochnacki. Wyspiański w "Warszawiance", najwcześniejszej w jego trylogii dotyczącej Powstania Listopadowego, zastanawiał się czy tak musiało być.
Publiczność opuszczała Teatr na Wyspie zadumana nad jedną z naszych najważniejszych kart historii.