Artykuły

"Warszawianka"

Stanisław Wyspiański: ""Warszawianka" - pieśń z roku 1831". Inscenizacja i reżyseria: Ludwik Renę, scenografia: Jan Bernaś, muzyka: Renata Kunkel. Teatr Rozmaitości w Warszawie, premiera w kwietniu 1986 roku.

Było to jedno z ważniejszych przedstawień minionego sezonu teatralnego. Bez wątpienia. Mimo to nie wzbudziło żywszego zainteresowania, nie wywołało głośnego echa, nie rozpaliło ognia dyskusji, sporów, polemik, choć byłoby o co się kłócić.

Mówię o "Warszawiance" w inscenizacji Ludwika Rene na scenie Teatru Rozmaitości.

Może to dobry znak. Może znudziły się nam już słowa, analizowanie, po raz setny i tysięczny, wydarzeń historycznych, debatowanie nad przyczynami naszych dawnych klęsk, gdy biegu zdarzeń odwrócić się nie da, A może to tylko zwyczajna niechęć do spojrzenia w twarz prawdzie, niechęć do uczenia się na popełnionych błędach. Niewykluczone też, że przeszłość - poza grupą nieuleczalnych maniaków - nikogo właściwie nie obchodzi.

Jest i jeszcze jedna ewentualna przyczyna. Teatr Rozmaitości dopiero zmienia oblicze i jeszcze nie przyzwyczaił swych widzów do myślenia i rozmów o sprawach najistotniejszych dla naszej ludzkiej i narodowej kondycji. "Warszawianka" świadczy jak najlepiej o naszym sposobie kształtowania linii repertuarowej sceny (sędziwy kierownik literacki, Wojciech Natanson, ma w tym chyba niemałe zasługi).

"Warszawiankę" łączono zazwyczaj z "Nocą Listopadową" i "Lelewelem", które Wyspiański poświęcił również tej samej kwestii: powstaniu, które - jako jedyne w XIX wieku - miało szanse zakończyć się zwycięsko. Dlaczego zatem i tym razem ponieśliśmy klęskę?

Ludwik Rene wystawił "Warszawiankę" jako samodzielny utwór (dodając tylko fragmenty sceny V z "Nocy Listopadowej") zawierając w nim swoistą i gorzką odpowiedź na to pytanie.

Mamy tu m.in. dwa bardzo wymowne portrety; indywidualny - dyktatora powstania, generała Chłopickiego i grupowy - młodych, rwących się do czynu ludzi, gotowych do boju, do ofiar, choćby największych.

Wynik powstania był właściwie ustalony już na samym początku. Nike Napoleonidów wróży z kart Chłopickiemu przyszłą klęskę. A więc fatum przesądziło o wszystkim? Jednak nie, raczej ludzkie postawy.

Generał Chłopicki sam ani przez moment nie wierzy w sukces powstania. Z gruntu przeciwny jest nie chce objąć dowództwa. Przyjmuje je dopiero pod silną presją otoczenia, a może zwycięża w nim żyłka hazardzisty lubiącego ryzyko, igrającego z losem.

Lecz czy zainteresowany będzie wygraną? Wydaje się to wątpliwe. Raczej grą, samą rozgrywką.

Tak naprawdę zarówno on, jak i Inni starsi oficerowie, żyją swymi dawnymi dniami chwały, ciągle pada na nich ceń Napoleona. Karmią się fantomami, nie mogą podołać zadaniom dnia bieżącego.

Młodzi me mają jeszcze chwalebnych wspomnień (kto wie, czy ich nie zazdroszczą starszym), lecz za to entuzjazm równie wielki co - jak się zdaje - bezmyślny. Bez wahań pójdą na pewną śmierć. Bez wahań, cynicznie, zostaną na pewną śmierć wysłani przez dyktatora "Dziś twój tryumf albo zgon..." - gorzko i ironicznie brzmią słowa pieśni, pieśni śpiewanej w salonach, gdy na polu bitwy ginęli żołnierze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji