Artykuły

Renesans opery

Co takiego jest w operze, że fascynuje ona kolejne pokolenia melomanów? Czy opera przeżywa transformację, czy rozkwit? I jaka powinna być opera? Nowoczesna czy tradycyjna? Co chcemy zobaczyć na scenie? Na te pytania odpowiadali uczestnicy debaty "Dlaczego opera?", zorganizowanej przez Operę Krakowską i "Dziennik Polski". Debata odbyła się 12 grudnia podczas Dnia Otwartego Opery Krakowskiej, w rocznicę oddania do użytku nowego gmachu. W Dzienniku Polskim relacja Agnieszki Malatyńskiej-Stankiewicz.

W ostatnich latach można zaobserwować nie tylko w Polsce, ale także na całym świecie, ogromne zainteresowanie operą. Bilety na spektakle sprzedawane są na wiele miesięcy naprzód, a transmisje z największych scen świata gromadzą wielomilionową rzeszę odbiorców. Aż trudno uwierzyć, że gatunek, któremu w latach 60. wieszczono śmierć, po który nie chcieli sięgać kompozytorzy, odrodził się, i to z tak wielkim impetem.

Uczestnicy rozmowy nie zostali wybrani przypadkowo; byli reprezentantami różnych środowisk, przedstawicielami różnych poglądów. Zaproszenie przyjęła: Anna Polony, aktorka i reżyserka, słynąca z umiłowania muzyki, artystka, która śpiewa, "nawet całkiem głośno", gdy wymaga tego od niej scena. - Kocham muzykę, jestem muzykalna i wrażliwa, ale nie jestem znawczynią. Jako kilkunastoletnia dziewczyna marzyłam o tym, aby być śpiewaczką operową - przyznała się aktorka na wstępie.

Ponadto w debacie udział wzięli: Tadeusz Kozłowski, dyrygent, dyrektor muzyczny Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie, artysta, który mówi, że zafascynował go teatr operowy "nie tylko z powodu długonogich tancerek, ale przede wszystkim z powodu aury, klimatu, dekoracji, kurzu i fantazji"; Jan Kanty Pawluśkiewicz, kompozytor, którego w dzieciństwie tak wzruszyły arie operowe, że zasnął i przespał cały swój pierwszy spektakl; Andrzej Kosowski, redaktor naczelny PWM, którego dochodzenie do fascynacji operą trwało długo i prowadziło przez oglądanie wielu nieudanych przedstawień; Leszek Mikos, biznesmen wszystkowiedzący o operze w Polsce i na świecie, ujmujący swą ogromną wiedzą i pasją, miłujący operę od czasu, gdy jako chłopak zaśpiewał w przedstawieniu "Tosca"; oraz gospodarz miejsca Laco Adamik, główny reżyser Opery Krakowskiej, reżyser filmowy i teatralny, a obecnie przede wszystkim operowy.

Siła gatunku

Anna Polony: - Teatr stał się ekstrawagancki. (...) W dzisiejszych czasach reżyserzy mało się liczą z tekstem, z którego czerpią, tworzą swój własny świat bardzo często powierzchowny, często ekstrawagancki itd. Właśnie dlatego ogromna grupa widzów tęskni za wzruszeniem, które może przeżywać dzięki oglądanemu na scenie dziełu, za prawdziwymi emocjami i uczuciami. W teatrze możemy tego spotkać coraz mniej, natomiast w operze to cały czas jest. Nawet przy inscenizacjach posługujących się bardzo współczesnymi środkami, muzyka determinuje wykonawcę, reżysera i narzuca słuchaczowi nastrój. Widz wzrusza się, przeżywa razem z bohaterami ich uniesienia. Dla wrażliwego widza przeżycie wzruszenia, które działa oczyszczająco, jest powodem, aby przyjść do teatru operowego. (...)

Jan Kanty Pawluśkiewicz:

- Opera przeżywa kryzys i to od dobrych kilkudziesięciu lat. Ale kryzys dotyczy wszystkich sztuk generalnie. Jakie jest zatem wytłumaczenie, że z jednej strony kryzys, z drugiej zdumiewające sukcesy operowe? Otóż odpowiedź brzmi: widać tak musi być. I w związku z tym analiza tego zjawiska jest niekonieczna.

Opera jest fantazją, jest wspaniałą muzyką, głębokim dramatem, ale jest równocześnie snem, pięknem. Co pewien czas zdarzają się zjawiskowe sukcesy opery. A to dlatego że od połowy XX wieku trwa nieustanne pasmo sukcesów w kreowaniu brzydoty, nie tylko w plastyce, ale w teatrze też. Wiek XXI ma grono zagorzałych wielbicieli brzydoty, którzy ją pielęgnują. Na tym tle opera - pełna odpowiedzialnych wspaniałych artystów, śpiewaków o cudownym głosie, muzyków, pięknej scenografii - jest niezwykłej urody. Operą trzeba się opiekować.

Anna Polony: - Co jest cudownego w operze? Że poprzez muzykę, poprzez wyrażenie śpiewem dramatu cierpienia, bólu, szczęścia, rośnie ranga człowieka, który zaczyna czuć się wyższą istotą, szlachetniejszą, lepszą, ważniejszą w tym marnym naszym świecie.

Laco Adamik: - Opera jest sztuką niszową. Dlaczego jest wspaniała koniunktura na operę? Bo żyjemy w podłym świecie, opanowanym przez tabloidy, przez zgłupiałe media, przez rzeczy miałkie i niskie. W operze znajdujemy coś, co jest najpiękniejsze. Nawet różne nurty poszukiwania nie potrafią popsuć tego, co jest piękne. Film jest obecnie królową sztuk, która łączy w sobie wszystkie dziedziny. Ale film jest poprawny, a opera jest wyjątkowa. Zła opera, źle zaśpiewana, źle zagrana, jest parodią sztuki, ale równocześnie świetne dzieło operowe dobrze zrobione, doskonale zagrane i zaśpiewane jest czymś najpiękniejszym, czego się niczym innym zastąpić nie da.

Andrzej Kosowski: - Istniał dosyć duży kryzys "w operze. Jego przyczyną mógł być język muzyczny, który się pojawił w XX wieku. Język operowy Weberna, Schonberga czy Berga zniechęcił tych, którzy oczekują wzruszenia płynącego poprzez harmonię i melodię. Webern mówił, że "za 50 lat listonosze będą gwizdali arie z moich oper". Niestety, to nie nastąpiło, ale nastąpił renesans opery. Dzis"siedzimy w nowym gmachu, powstałym dla prezentacji gatunku, który święcił największe triumfy w XIX wieku. Dziś możemy pójść do kina i obejrzeć spektakl z La Scali, zobaczyć, że jest to wydarzenie artystyczne, towarzyskie; mamy dostęp do wielu nagrań, możemy podróżować i oglądać inne inscenizacje, a kompozytorzy współcześni wrócili do pisania oper. To jest renesans. Opera zaczęfa być znakomicie inscenizowana, znakomicie wykonywana. Śpiewacy przestali być już pudłem rezonansowym, tylko zamienili się w krwistych aktorów. To wszystko spowodowało, że spora część osób, która się od opery odwróciła, przekonała się do tego gatunku ponownie.

Poligon doświadczalny?

Muzyka, a przez to i opera, jest ostatnim bastionem, gdzie publiczność ma możliwość zobaczenia i usłyszenia dzieła od początku do końca. W przeciwieństwie do spektakli teatrów dramatycznych ciągle jeszcze symfonie Beethovena słuchamy w kolejności od części pierwszej po ostatnią, bez wstawek napisanych przez dyrygenta. Jednak ten bastion coraz bardziej chwieje się w posadach, czego najlepszym przykładem może być, jak mówi Andrzej Kosowski, "Cosi fan tutte" Mozarta, w reżyserii Grzegorza Jarzyny, "gdzie Mozart został pocięty, a do środka wstawiono utwory Bony M".

Wygląda więc na to, że opera jako gatunek stała się przez ostatnie lata poligonem, gdzie dochodzi do zwarcia sił. Wśród operowych twórców pojawiają się reżyserzy związani z teatrem dramatycznym, którzy przykładają do opery miarę teatralną. Czy zatem reżyser w operze może wszystko? Gdzie są granice i czy są granice?

Laco Adamik: - Nie ma granic w sztuce, ale jest pewna dyscyplina. (...) Każdy artysta sam narzuca sobie swoją dyscyplinę, pewne ograniczenia. Opera jest trudną sztuką. We wszystkich innych gatunkach, od filmu, telewizji po teatr dramatyczny, reżyser jest wolny, panuje nad rytmem i nad przestrzenią. W operze, niestety, tak nie jest. Muzyka narzuca reżyserowi strukturę czasową. Trudność polega na tym, aby się zmieścić w tych ramach, pozostając jednocześnie wolnym.

Jan Kanty Pawluśkiewicz: - Granica jest tam, gdzie kończą się możliwości reżysera i zespołu. Z zawodem reżysera, nie tylko operowego, wiąże się wspaniała twórcza cecha, czyli arogancja. (...) Jeżeli arogancja reżysera jest kreacyjna, jego wrażliwość, możliwości erudycyjne, techniczne możliwości kreacyjne prowadzą nas poprzez Mozarta w inny świat, to może być to fascynujące widowisko. Natomiast, jeżeli rzecz polega tylko na destrukcji, czyli pokazywaniu zupełnie czegoś innego, wtedy mówimy, że spektakl jest dziwadłem.

Leszek Mikos: - Czasem niam wrażenie, że jest teatr, muzyka, reżyser, dyrektor teatru, a nie ma publiczności. Publiczność jednak jest. (...)Przytoczę kilka liczb, bo one odzwierciedlają prawdę o potrzebach widza. Spektakle, które miały największą publiczność, liczoną w milionach, są realizacjami w konwencji tradycyjnej, nawiązującej do wyobrażeń o operze Franco Zefirelliego. Ten twórca wyreżyserował w MET praktycznie wszystkie większe premiery, które wystawiono w ciągu lat 80. Jego realizację "Toski" zdjęto we wrześniu tego roku. Niepocieszenie publiczności było ogromne. To samo dzieje się z dziełami wystawianymi w Stadtoper w Wiedniu, gdzie jego realizacja "Napoju miłosnego" jest wystawiana bez przerwy od 1981 roku. Zmieniają się tylko obsady. Marzę, aby ten spektakl, te dekoracje, to skończone dzieło Zeffirelliego przenieść do Krakowa, aby publiczność miała okazję się przekonać, jaki jest ten wzorzec. Jakie opery są oglądane w kinach? To jest żelazny repertuar 28 tytułów, które przez kilka lat są transmitowane przez dwa duże domy operowe: La Scalę i Metropolitan Opera. Tylko w 2008 z MET transmisje obejrzało 1,7 mln widzów. W tym roku będzie to ponad 4 min widzów, gdyż spektakle są już transmitowane nie tylko do 37, ale do 42 krajów. Kanonem jest Zeffirelli, choć następują transmisje innych dzieł, a to dlatego że śpiewają w nich doskonali artyści. W "Thais" wystąpił Thomas Hampson i Renee Fleming. Ogromny sukces "Carmen", która była transmitowana parę dni temu z La Scali, nie polega na inscenizacji (...), ale na udziale Erwina Schrotta, męża pani Anny Netrebko. Zaśpiewał przecudownie. Odbiór, który był transmitowany do 40 krajów objął miliony słuchaczy.

Tadeusz Kozłowski: - Nieraz przyszło mi dyskutować, spierać, się, kłócić się z reżyserami. (...) Większość repertuaru, który publiczność szczególnie interesuje, pochodzi z XIX wieku. Reżyser robi inscenizację współczesną. A jak ja mam zrobić współcześnie XIX-wieczną operę? Dopiszę zgrzyty i piski, które się zdarzają we współczesnych kompozycjach? Nie, ja muszę zagrać tak, jak napisał kompozytor w XIX wieku. Muzyki się nie da uwspółcześnić, zagrać inaczej. Dla mnie największym dylematem jest to, że spektakl nawet dobrze zrobiony reżysersko ma się nijak do muzyki. Boja muszę zagrać "Traviatę" taką, jak napisał Verdi. Na scenie pojawią się mężczyźni w dżinsach, dziewczyny po-rozbierane w miniówach, a ja nadal gram Verdiego. Nie tak dawno, 5 lat temu, dyrygowałem ostatnim przedstawieniem "Rigoletta" w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Było to nagłe zastępstwo bez próby. Dyrektor ściągał to przedstawienie z afisza, bo miał zbyt wiele krytycznych listów. Ale mnie się ta konwencja bardzo podobała; to było świetne przedstawienie. Działo się to w czasach Ala Caponc, Rigoletto był barmanem, a jego córka Gilda kelnerką; Książę to mafiozo, a Sparafucile płatny morderca. Wszystko się zgadzało. (...) Określić granice, co wolno, a czego nie wolno jest szalenie trudno. Na to jest jedna odpowiedź, jeśli państwo wyjdą poruszeni dogłębnie albo lepsi, to znaczy, że przedstawienie jest dobre.

Debata w Operze Krakowskiej przyciągnęła wielu widzów. Wypowiedzi artystów, zwłaszcza Anny Polony i Jana Kantego Pawluśkiewicza, były nagradzane brawami. Spotkanie z tak liczną publicznością udowodniło, że opera przeżywa ogromny renesans. Szkoda tylko, że wśród widzów tak mało było młodzieży.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji