Wprawki z musicalu
OBY ta moda się przyjęła na dłużej. Po sztuki dla dzieci (niestety, tylko dla małych dzieci) zaczynają sięgać teatry nie zapraszające zazwyczaj małego widza. Skusiło się także Buffo, mające w szyldzie tytuł teatru estrady i - jak na takowy przystało - proponuje dzieciom rzecz z wyżyn estradowych gatunków - musical. Precyzyjniej - wprawkę do musicalu. A wprawiają się tu zarówno autorzy, jak i reżyserka, zarówno aktorzy jak i widz, nawykły do lalkowej sceny.
Tekst nie jest arcydziełem; ot, taka sobie historyjka o bałaganie w miasteczku, do którego szczęśliwie trafia czarodziej i za jego sprawą udaje się zdemaskować urwisów, zła wszelkiego przyczynę. Pointa infantylna, ale cóż, wszak do takich teatr dla dzieci nas przyzwyczaił. O tym, że nie urwis skarcony przez czarodzieja, ale cała rodzina sprząta przed świętami (by uciec się do przykładu i domowych pieleszy), zapominają przecież nie tylko autorzy sztuk dla najmłodszych...
Wątłość tej fabułki kryje się szczęśliwie za piosenkami, których w tym przedstawieniu nie brakuje. Muzyką opatrzył je kompozytor na dorobku; mimo to udał mu się nawet przebój, który dzieciarnia gromadnie nuci po spektaklu.
Z tych wszystkich "ale" wynika niezbicie, jak niełatwe zadanie miała Ewa Złotowska, by tę partyturę przeobrazić w obrazy sceniczne. Trudne podwójnie, bo były to także jej wprawki reżyserskie (spektakl dyplomowy) i niemal pierwsze ćwiczenia z musicalu dla młodych aktorów, niedawnych absolwentów warszawskiej PWST (Grusznicowie, Stockinger, Łabędź, Maciejewski)
Tym większy sukces. Przedstawienie ma zwarty rytm, młodzi aktorzy spisują się wyśmienicie przyjmując na siebie nie tylko po kilka ról, ale przede wszystkim zadania wokalne i... baletowe ze skutkiem nie gorszym niż fikające tu i ówdzie znane grupy. Ruch jest mocną stroną widowiska, co przy skromnej scenografii i umownych (poza kilkoma wyjątkami) kostiumach nie jest bez znaczenia. Podejrzewam zresztą, że wykonawcy sami bawią się znakomicie swoimi zadaniami scenicznymi - stąd nieudawany efekt wdzięku, naturalności, radości. W teatrze dla dzieci - podstawowa sprawa.
Jeszcze jednej sztuczności unika szczęśliwie to przedstawienie - wszystko dzieje się na oczach widza, i piosenki śpiewane są wprost do mikrofonów, a akompaniament płynie rzeczywiście zza sceny (zespół Wł. Jasionowskiego). A więc powtórzmy: udały się wprawki. Pora, by pojawił się musical. Namawiałabym nawet Złotowską, by podjęła się, znowu w Buffo, takiej realizacji, by potwierdziła swoje możliwości tu zasygnalizowane. Że nie ma dzieła? Założę się, że słówko w tej sprawie podszepnąć by mógł dyr. Cybulski, który objął królestwo nieodżałowanej Danuty Baduszkowej. A może Buffo ogłosi konkurs? Tematu małego widza w teatrze nie da się odsunąć w zapomnienie po Międzynarodowym Roku Dziecka.