Artykuły

Hamlet`92

W każdej inscenizacji "Hamle­ta" odbija się duch czasu. Nawet jeżeli reżyser tego nie chce. Naj­częściej jednak reżyser bardzo chce. I ma do tego prawo. "Ham­let" to precyzyjnie skonstruowana sensacyjna opowieść o zbrodni i śledztwie, ale w jej fabułę zostały wplecione pytania o sens egzystencji, od wieków nie dające spać filozofom, i są tam dziesiątki miejsc, któ­re każdy może wypełnić wła­snymi myślami. Przez ponad trzydzieści lat wystawiano więc u nas "Hamleta" jako alegorię polityczną, której klucz stanowiły słowa: "Da­nia jest więzieniem", a historiozoficzno-polityczna inter­pretacja tragedii i kronik Szekspira zawarta w książce Jana Kotta o "Szekspirze współczesnym" zrobiła światową karierę. Kiedy Pol­ska przestała być więzie­niem, skończyły się te para­boliczne i aluzyjne inscenizacje. Znów pojawił się pro­blem - jak teraz zagrać "Hamleta"? W czerwcu 1989 roku Andrzej Wajda zrobił w krakowskim Starym Teatrze spek­takl, w którym udowadniał, że obiektywna inscenizacja tej inter­pretowanej na wszelkie sposoby sztuki jest właściwie niemożliwa. Że każdy szuka w "Hamlecie" samego siebie.

11 grudnia 1992 roku Andrzej Domalik wystawił "Hamleta" w warszawskim Teatrze Dramatycz­nym. W programie tego przedsta­wienia jest zamieszczony rysunek na bibułce zakrywający portret Szekspira. Autorowi "Hamleta" dorysowano marynarkę i krawat, a na nosie ma on napis: "Szekspir '92". Jest w tym wyraźna autoiro­nia, ale i deklaracja - wystawiamy "Hamleta" Anno Domini 1992.

Jak wygląda ten "Hamlet" współczesny - z grudnia bieżącego roku? Dania nie jest więzieniem, ale smutnym domem wariatów. Główny wariat to Poloniusz (Marek Walczewski), pomniejsi to Rosenkrantz (Robert Janowski) i Guildemstern (Omar Sangare - czarno­skóry student PWST, który lepiej mówi na scenie od większości pol­skich kolegów). Gertruda (Ewa Żu­kowska) i Klaudiusz (Jarosław Gajewski) nie są zwariowani, ale jak­by niedorozwinięci. Ofelia (Małgo­rzata Rudzka) już od początku zda­je się cierpieć na melancholię. Na­wet Grabarz (Michał Pawlicki) zamiast kopać grób, wozi taczkami suche liście i obsypuje nimi Hamle­ta. A właśnie tylko Hamlet (Ma­riusz Bonaszewski) jest w tym to­warzystwie normalny, bo on prze­cież tylko symuluje obłęd. Jego gra, w której ekspresja wyraźnie dominuje nad refleksją, chwilami wydaje się powierzchowną kalką (obejrzanych na filmie?) pamięt­nych kreacji Ryszarda Cieślaka w Teatrze Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Częściej jednak prze­mienia się w akrobację. Przesianie całego spektaklu nie jest jasne. Do­bre pomysły reżyserskie gubią się wśród wielu innych, dużo gor­szych, czasem wręcz stawiających na głowie konstrukcję sztuki. (Niezdarny, błąkający się po całym tea­trze Duch ojca Hamleta, którego syn wynajmuje do grania w "Zabój­stwie Gonzagi").

Jest to jakaś zewnętrzna, niemal pantomimiczna interpretacja "Hamleta". Jakby reżyser nie ufał "słowom, słowom, słowom". Albo bał się przemawiać do wychowa­nej na rockowych koncertach młodej publiczności, która zresztą ta­kie właśnie rozbiegane przedsta­wienie przyjmuje bardzo dobrze. A może Domalik ma rację? Może taka jest Dania '92. Ciekawe natomiast, że wprowadzony na scenę przez Wajdę i powszechnie chwalony przekład Stanisława Barańczaka nie brzmi tutaj najlepiej. Wydaje się czasem tak suchy i bezbarwny, że wzdycha się do starego, poczciwego Józefa Paszkowskiego, który wtykał Szekspirowi różne sęki i ło­sie, ale przekładał - jak niegdyś mawiano - wierszem ciągnącym aktora do cezury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji