Artykuły

Najważniejsze to kochać

- Cenię każdą rolę, ale chyba jednak wybieram teatr... Role teatralne dają większe możliwości twórcze - mówi MAGDALENA WÓJCIK w rozmowie z Ewą Janczak-Cwil.

Energiczna i zawsze uśmiechnięta, doskonale radzi sobie z tempem współczesnego życia, czego dowodem jest jej kwitnąca kariera. W głębi duszy aktorka Magdalena Wójcik [na zdjęciu] marzy czasem o domku na wsi i niebiańskim spokoju z dala od szalonego świata i błysku fleszy.

SHAPE: Ma Pani w dorobku role kinowe, teatralne. Jaki rodzaj pracy daje Pani największą satysfakcję?

Magdalena Wójcik: Cenię każdą rolę, ale chyba jednak wybieram teatr... Role teatralne dają większe możliwości twórcze. Zwykle przygotowania do premiery trwają 2-3 miesiące. Najpierw odbywają się próby tzw. stolikowe, podczas których aktorzy i reżyser omawiają sztukę i wszystkie role. Następnie wchodzimy na scenę, gdzie odbywają się próby sytuacyjne. Kolejny etap to wzbogacanie ról o intencje i emocje. Na końcu jest doskonalenie całości. Praca nad rolą filmową zwykle odbywa się w pośpiechu. Często ostatnich zmian dokonuje się już na planie filmu. Olbrzymią rolę odgrywa tu improwizacja. Także sama gra musi być inna na potrzeby teatru i filmu. W teatrze, w zależności od tego, czy spektakl odbywa się na małej, czy dużej scenie, czy tak jak w spektaklu "Tamara" widz niemal depcze po piętach aktora, trzeba odpowiednio dawkować ekspresję. Jeśli publiczność jest tuż obok, trzeba grać powściągliwie i ciszej. Im jest dalej, tym większa powinna być ekspresja i silniejszy głos. Kamera tego nie znosi. Trzeba panować nad mimiką, emocjami, głosem, gestykulacją. W filmie potrzebna jest naturalność. Scena teatralna wymaga także doskonałej dykcji i odpowiedniej techniki emisji głosu. Żeby móc grać w filmie, nie trzeba mieć silnego głosu ponieważ mikrofony wychwytują każdy szmer.

S: Ukończyła Pani warszawską szkołę baletową. Czy zdobyte tam umiejętności pomogły Pani w karierze aktorskiej?

M.W.: W pewnym sensie tak i cieszę się, że 9 lat żmudnej pracy nie poszło na marne. Zagrałam rolę baletnicy we francuskim filmie "Pas de deux", tańczyłam też tango argentyńskie w filmie hiszpańskim. To był, co prawda, tylko epizod, ale przygotowania do niego objęły wyjazd do Madrytu i tygodniową naukę tanga pod okiem najlepszego, ognistego hiszpańskiego instruktora. Nagranie trwało tylko kilka godzin, jednak dzięki niemu spędziłam niezapomniane chwile w Madrycie. W sztuce pt. "Węże", nad którą obecnie pracuję w teatrze "Komedia", również skorzystam z nabytych umiejętności, kiedy będę tańczyć flamenco. W życiu prywatnym nie mam już wiele wspólnego z tańcem, bo rzadko bywam na hucznych imprezach. Może dlatego, że po dziś dzień kojarzy mi się on niemal wyłącznie z ogromnym wysiłkiem i ciężką pracą.

S: Jak dba Pani o urodę?

M.W.: Przede wszystkim staram się wysypiać, co niestety nie zawsze się udaje. Pilnuję też, by organizm był odpowiednio nawodniony. Dlatego często piję wodę mineralną. Mam także słabość do kosmetyków, kupuję ich naprawdę dużo. Potrafię niestety wydać na nie majątek, ale tłumaczę sobie, że jestem ich warta (śmiech). Zawsze dobieram preparaty odpowiednie do mojej cery. Lubię kosmetyki firmy Clarins, a gdy nie dysponuję większą gotówką, kupuję preparaty Dermiki.

S: A o figurę?

M.W.: W tej chwili jestem bardzo zajęta pracą w teatrze i nie mam czasu na regularne ćwiczenia. Jednak staram się dużo ruszać. Uwielbiam grę w tenisa, regularnie chodzę z synkiem na basen. Gdy mam wolną chwilę, staram się być aktywna. W lecie często jeżdżę konno. Zdarza mi się także ćwiczyć w domu, choć przyznaję, robię to niestety niezbyt systematycznie. Sylwetkę niewątpliwie zawdzięczam baletowi. Pozostały mi po nim jędrne, kształtne mięśnie i przyzwyczajenie do utrzymywania poprawnej postawy. Myślę, że każdy człowiek powinien mieć chociaż jedną ulubioną aktywność fizyczną, której regularnie poświęcałby czas. Niezależnie, czy będzie to jogging, pływanie, czy joga, trening wykonywany przynajmniej raz w tygodniu przyniesie wiele dobrego.

S: Ale ćwiczenia to nie wszystko. Co z dietą?

M.W.: Nie stosuję specjalnej diety. Niestety nie odżywiam się też zbyt regularnie. Zawsze jem śniadanie złożone z pieczywa, serów, wędlin i świeżych warzyw, np. pomidora. Musli odpada, bo uważam, że mleko nie służy dorosłym. Kolejny posiłek, o ile nie zdołam czegoś przegryźć w ciągu dnia, jadam dopiero ok. godziny 22. Ponieważ nie przepadam za zupami, zwykle jest to drugie danie obiadowe, obfitujące w warzywa, które bardzo lubię, np. bakłażany. Uwielbiam także owoce morza. Na moją korzyść działa to, że nie lubię słodyczy. Nawet kawę i herbatę słodzę minimalnie. To oraz soki owocowe w zupełności pokrywają moje zapotrzebowanie na cukier. Dlatego nie zdarza mi się objadać cukierkami czy ciastkami.

S: Jak udaje się Pani godzić karierę z rolą matki?

M.W.: Jeśli ktoś twierdzi, że godzi to doskonale, to moim zdaniem kłamie. Zawsze cierpi dziecko albo praca. Od września bardzo dużo pracuję w teatrze. Niemal co wieczór gram, więc niestety mijam się z synkiem. Gdy ja jestem w domu, on jest w szkole, skąd go odbieram i po 2 godzinach biegnę do pracy. Gdy wracam, on już śpi. Rolę mamy na czas mojej nieobecności przejmuje babcia. Nie spędzam ze swoim dzieckiem tyle czasu, ile bym chciała.

S: Wymarzony sposób na relaks...

M.W.: Chwile w gabinecie kosmetycznym lub spacer. Bardzo odpręża mnie masaż albo sauna. Zapominam wtedy o całym świecie. Świetnie poprawiają mi humor zabiegi kosmetyczne, po których wychodzę z gładką, świeżą cerą. Jak wiadomo, dobry wygląd polepsza samopoczucie każdej kobiecie... Doskonale także dystansuję się do rzeczywistości, gdy wędkuję na Mazurach, najczęściej w okolicach Mikołajek. Uwielbiam wypoczynek na łonie dzikiej przyrody.

S: Czy ma Pani niezawodny sposób na opanowanie stresy?

M..W.: Niestety nie. Próbuję zrelaksować się, spędzając czas z synkiem. Czytam mu książki, wspólnie rysujemy lub oglądamy filmy. To działa na moją duszę jak balsam. Jeżeli jest już bardzo źle, ratuję się ziołami i magnezem.

S: Co według Pani jest ważniejsze - dusza czy ciało?

M.W.: Na pewno wewnętrzne piękno i harmonia. Można o siebie dbać, poprawiać urodę, ale piękno ciała przeminie. To, co mamy szansę zachować na zawsze, to piękno duszy. Chciałabym kiedyś być pogodną i miłą staruszką, której piękno wewnętrzne jest nieprzemijające.

S: Kiedy można być naprawdę szczęśliwym?

M.W.: Odpowiem banalnie, ale tak właśnie myślę: człowiek jest naprawdę szczęśliwy, gdy kocha i jest kochany. To miłość jest tym, co nas uskrzydla. Dlatego kochająca się rodzina stanowi olbrzymią wartość i źródło szczęścia. Żyje się wtedy nie tylko dla siebie, ale i dla najbliższych. Przeżywa się własne i cudze radości, cieszy się nawet drobiazgami.

S: Jak wyglądałoby Pani wymarzone życie?

M.W.: To trudne pytanie... Myślę, że powinnam była urodzić się kilkadziesiąt lat wcześniej. Trudno mi odnaleźć się w dzisiejszych szalonych czasach, gdy zanikają podstawowe wartości, w tym także rodzinne... Wolałabym żyć na wolniejszych obrotach, w świecie, w którym pozycja i pieniądze nie liczą się najbardziej. Chciałabym mieć czas na wypoczynek w słonecznym miejscu. Marzy mi się życie z dala od miasta, zgodnie z rytmem przyrody. Mogłabym hodować kury czy krowy, wstawać o wschodzie słońca i kłaść się spać o zmierzchu. Mam dosyć codziennej gonitwy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji