Artykuły

Czechow w teatrze współczesnym

Wszystkie sztuki Czechowa rozgrywają się we wnętrzach zastawionych meblami, peł­no w nich samowarów, skrzypiec, starych zegarów. Tkwią w zabój­czym, rozkładającym klimacie lat osiemdziesiątych. I nigdy chyba nie można spojrzeć na nie inaczej. Nie można uciec od pluszowych kanap, tużurków, wojskowych i urzędniczych mundurów, od ścią­gniętych gorsetem kobiecych sylwetek. Dramaturgia Czechowa od czasu pierwszych inscenizacji w MChAT obrosła skorupą, przez którą trudno się przebić. Narosły na nią style i sposoby gry, sentymenty i przyzwyczajenia. Narzucająca się nieodparcie świadomość, że Czechow jest dramaturgiem wła­ściwie współczesnym, zniewala do zasadniczych przewartościowań. Do­bitnym przykładem była niedawna kariera "Płatonowa". Wydawać się mogło, że właśnie w tej sztuce jest klucz do prawdziwego Czecho­wa. Okazało się, że zrywając na­rosłe od lat nawarstwienia bardzo łatwo naruszyć samą materię sztu­ki. Bardzo łatwo zapomnieć o Cze­chowie.

Na czym owa aktualność i współ­czesność dramaturgii autora "Płato­nowa" polega, wiemy właściwie wszyscy. Jego dramaty to tragedie egzystencji ludzkiej. Tragedie ludzi samotnych, obcych wobec siebie, ludzi beznadziejnie słabych, których wszelkie dążenia i namięt­ności rozpływają się we wszech­obecnym sentymentalizmie. A jednocześnie przecież wszystkie te de­likatne i mgławicowe konflikty są postawione w nawias. Skonfronto­wane z zasadniczym dramatem ludzkiego istnienia zostają w osta­tecznym wnioskowaniu bezlitośnie wykpione. Ukryci poza plątaniną subtelnych gestów, słów i aluzji bohaterowie Czechowa są w rzeczywistości nadzy. Są postaciami z groteski, tragicznymi poprzez wła­sną śmieszność.

Tylko jak to wszystko pokazać na dzisiejszej scenie? Czechowa nie można adaptować. Trzeba bu­dować nowy styl jego teatru od wewnątrz. Tak też jest w przed­stawieniu "Trzech sióstr" w Teatrze Współczesnym. Nie ma tam mieszczańskiego salonu. Rozbudowane od proscenium aż po najgłębszy horyzont wnętrze zamienia się bez trudu w plener. Porozwieszane wszędzie naftowe lampy i porozstawiane secesyjne meble, są au­tentyczne i drażniące, jak drażniąca jest panosząca się dziś mo­da na ten styl sprzed pięćdziesię­ciu lat. Przedstawienie jest pozor­nie zimne, przeanalizowane, opra­cowane i przepracowane w najdrobniejszych szczegółach. Ale drą­ży je wyraźnie, celowo maskowana i hamowana pasja. We wspa­niałym koncercie aktorskim Mro­zowskiej, Mikołajskiej, Lipińskiej, Opalińskiego, Łomnickiego, Borow­skiego, w którym trudno kogo­kolwiek wyróżnić, największe efek­ty uzyskiwane są nie poprzez pau­zy i wyciszenia, ale poprzez zgrzy­ty i dysonanse, które tkwią w ma­terii aktorskiej tej sztuki, ale któ­rych dotychczas można się było tylko domyślać. Akcja, idealnie zgodna z tekstem, w rzeczywistoś­ci zmienia się nieustannie. Sytua­cje następują po sobie bez przerw z nagłymi cięciami i zmianami nastroju. Działanie sceniczne poka­zywane jest wciąż od innych stron, z ciągłymi zmianami planów, ak­cja przenosi się od proscenium po horyzont, czasami ginie niemalże w kulisach. To prawdziwy popis wykorzystania możliwości sceny. I mimo wszystko czegoś jednak brakuje. I na tej idealnej nieomal inscenizacji kładzie się zwod­niczy urok Czechowa zamyślonego i melancholijnego. Na scenie jest śmiech, ale za mało go na widow­ni. Wielkie serio każe zapomnieć o niemniej wielkim buffo tej sztu­ki. Na to nie ma już chyba ra­dy. Każdy z nas ma jakiś wła­sny, idealny model czechowowskiego teatru. I wszelkie narzekania w tym wypadku muszą mieć po trosze charakter retoryczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji