Artykuły

"Trzy siostry"

TWÓRCA mód w polskim teatrze, Adam Hanuszkiewicz pokazał "Trzy siostry" Antoniego Czechowa jako przede wszystkim komedię, co było o tyle rzeczą nie zaskakującą, że Hanuszkiewicz eksperymentuje zawsze. Bo mimo wszystko, nawet wziąwszy pod uwagę iż Czechow w jednej ze swych wypowiedzi uskarżał się, że Stanisławski zbytnio "zrobił na łzawo" "Trzy siostry" - jest to w sumie raczej dramat niż komedia. Czechow zresztą swoją enuncjacje na temat komedyjności "Trzech sióstr" później nie tyle zdementował, co rozwinął: chodzi tu o "komedie" nie w znaczeniu dosłownym, a rzekłbym - balzakowskim; to co widzimy na scenie układa się bowiem w jakąś wręcz "komedię ludzką".

Reżyser "Trzech sióstr" w Teatrze Ziemi Gdańskiej, Kazimierz Łastawiecki również poszedł w "kierunku komedii" - moim zdaniem zbytnio nawet. Wprowadził na scenę elementy farsy, groteski nawet - gdy chodzi np. o postać nauczyciela, Fiodora Kułygina (Stefan Iżyłowski). Nie wiem na ile podziałało tu zapatrzenie się na Hanuszkiewicza, efekt jest jednak, moim zdaniem, miejscami przedobrzony. Jednak podstawę do rozważań, zwłaszcza gdy chodzi o sztukę, stanowiącą bądź co bądź klasykę, powinien stanowić przede wszystkim tekst - najbardziej przecież wiążąca wypowiedź autora. W przypadku Teatru Ziemi Gdańskiej należy przy tym uwzględnić jeszcze fakt, iż dla wielu jego widzów "Trzy siostry" będą pierwszym kontaktem z Czechowem, należałoby więc zalecić szczególny umiar z eksperymentowaniem. Tymczasem... dla mnie np. kompletnym zaskoczeniem był fakt, iż i tak nazbyt fircykowata postać nauczyciela w interpretacji Stefana Iżyłowskiego używa miejscami... języka, jakim posługują się przedstawiani w komediach Rosjanie, niezbyt wprawnie mówiący po polsku. U Czechowa rzecz się przecież dzieje gdzieś na rosyjskiej prowincji i bohaterami sztuki są rodowici Rosjanie... Postać Kułygina, wyraźnie przeszarżowana w I akcie, staje się zresztą w miarę rozwoju akcji bardziej prawdziwa, przekonywająca. To już tragiczny, opuszczony człowiek - żałosny w próbach przyciągnięcia uwagi niekochającej go kobiety maskaradowym nosem z wąsami...

Szara i beznadziejna jest egzystencja trójki sióstr i ich mężczyzn-satelitów w prowincjonalnym światku, w którym "znajomość trzech języków obcych jest niepotrzebnym luksusem - coś jak szósty palec u nogi. Ludzie są tu straszni: wciąż plotą o niczym, stwierdzają z goryczą, a może i z pewną przechwałką, że w życiu palcem w bucie nie kiwnęli, bo też i niczego nie potrafią, książek nie czytają, tylko gazety... To mieścina, z której niepodobna się wyzwolić, a gdy stacjonujące tu pułki dostaną rozkaz wymarszu do nowych miejsc zakwaterowania, nie pozostanie już nic... Reżyser "na marginesie egzemplarza" stwierdza, iż Czechów opowiada tu "o ludziach sparaliżowanych, cierpiących na niemożność działania. Człowiek bez marzeń i wiary w lepsze jutro, w lepszą przyszłość, niewiele jest wart. Jest sparaliżowany i nie potrafi działać i pracować". W przypadku Olgi, Maszy i Iriny ten "paraliż" wystawia je także na łup bratowej, Nataszy Iwanowny (dobra rola Anny Komornickiej - naturalnie zjadliwej dyktatorki w spokojnym dotąd domu sióstr), oplatającej mackami wszystkich i wszystko wokół.

Mimo przytoczonych na wstępie zastrzeżeń przyznać wypada, iż realizatorzy "Trzech sióstr" stworzyli spektakl klarowny, o wyraźnej myśli przewodniej. Pomocny był im w tym zespół wykonawców, wśród których na szczególne wyróżnienie zasługuje Irina w interpretacji Ireny Kulickiej. To postać dźwigająca ciężar przedstawienia. Podobała mi się również Irena Hajdel jako Masza, dalej Ryszard Maria Fischbach - baron Tuzenbach, Zbigniew Gawroński jako "naturalnie ograniczony" kapitan Solony, Kazimierz Błaszczyński jako lekarz, Marian Łaszewski - jeden z podporuczników, znakomity, jakby przeniesiony żywcem ze starych fotografii był w epizodzie starego stróża Fieraponta Józef Niewęgłowski. Miałbym zastrzeżenia do ustawienia roli trzeciej z sióstr - Olgi, w wykonaniu Ludmiły Legut. Była ona trochę jakby nie z tej sztuki, widocznie nie zdążyła jeszcze wejść w atmosferę czechowowskiego miasteczka - miasteczka, które zresztą i teraz gdzieniegdzie można by odnaleźć... W pozostałych rolach obejrzeliśmy Jerzego Kulickiego ("skarłowaciały" u boku żony Andrzej), Jerzego Lipnickiego (pułkownik), Zbigniewa Jankowskiego (podporucznik) i Danutę Borowską (niańka). Za plus scenografii Barbary Jankowskiej poczytać można fakt, iż nie zauważa się jej właściwie - co świadczy iż dekoracje spełniają właściwą, służebną względem spektaklu rolę. Szkoda tylko, iż zaprojektowany również przez scenografa plakat sztuki, dobry w pomyśle (trzy wyrastające z jednego pnia brzozy) fatalnie został wydrukowany (nie potrafię orzec, czy wina to projektanta, czy też wydawcy).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji