Artykuły

Trzy premiery w jeden wieczór

CHOĆ operowy "Tryptyk" Pucciniego, wystawiony po raz pierwszy w całości w Polsce w Teatrze Wielkim w Poznaniu, składa się z trzech jednoaktówek, to na pewno nie to samo, co wystawienie jednej opery w trzech aktach. To trzy obsady, trzy różniące się jednak stylem i sferą nastrojową pozycje, nie mówiąc już o najzupełniej odmiennej scenografii. Powiedzmy też od razu, że bardzo mocnym atutem poznańskiej premiery okazała się właśnie wyrazista, pomysłowa, stylowa i wręcz piękna oprawa scenograficzna Jerzego Juka-Kowarsklego i Michała Kowarskiego. To samo powiedzieć trzeba i o pełnej inwencji i dynamizmu reżyserii Janusza Nyczaka.

"Tryptyk" od dawna uważany jest, obok "Turandota" za... najlepszego Pucciniego. Tym bardziej też w kraju, gdzie "Cyganerię", "Toskę" i "Butterfly" wystawia się od lat na pudy, razić może pomijanie tej pozycji. Nie pomijano jej zresztą tak zupełnie, bo drugie ogniwo - "Siostrę Angelikę" i trzecie - "Gianni Schicchi", wykonano już kilkakrotnie. Ale w intencji kompozytora leżało zestawienie w ramach jednego wieczoru trzech ogniw. Wtedy dopiero mogą w pełni zagrać kontrasty, wtedy dopiero, jak w trzyczęściowym koncercie instrumentalnym kompozytor może wypowiedzieć się w pełni: po dramatycznej erupcji zazdrości i zemsty w "Płaszczu", stonowanej tragedii "Siostry Angeliki", rozładowanie napięcia w wysnutej z Dantego perle zaprawionego sarkazmem humoru. "Giannim Schicchim", bez wątpienia arcydziele Pucciniego.

No i "Płaszcz" nie mógł się przez ponad 50 lat doczekać polskiej realizacji. I wreszcie zawsze ambitny zespół poznański pod kierownictwem muzycznym Mieczysława Dondajewskiego podjął się tego niełatwego zadania. Klimat werystyczny "Płaszcza", stonowany przez filiacje Debussy'owskie, kameralizm muzyki kościelnej "Angeliki" i falstaffowski duch komedii muzycznej "Gianniego", zostały podkreślone konsekwentnie i ze wszechmiar udatnie. Orkiestra stanęła na wysokości trudnego zadania. Poza drobnymi "premierowymi" usterkami, zasłużyli na pełne uznanie wszyscy soliści. Ale Puccini zawsze a specjalnie w swym "Tryptyku" to przede wszystkim nieomylny znawca efektu scenicznego, raczący nas melodyjną muzyką i znakomitym teatrem. Jeden warunek: całość musi być wypieszczona w każdym szczególe. I w Poznaniu tego dokonali. To piękny rewanż za przywrócenie placówce miana Teatru Wielkiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji