Artykuły

Szczury u władzy

"Makbet" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

"Makbet" Verdiego w reżyserii Tomasza Koniny byłby kolejnym sukcesem Teatru Wielkiego w Łodzi, gdyby kreacji reżysera nie ograniczyły wymogi objazdowego teatru Zdzisława Supierza - impresaria, na którego zlecenie wyprodukowano ten spektakl.

Oryginalne spojrzenie Tomasza Koniny na formę opery zdobywa coraz więcej zwolenników. Reżyser ten posiadł fantastyczną umiejętność "oswajania" XIX-wiecznej muzyki z estetyką współczesnego teatru, najnowszymi technikami oraz - co jeszcze ważniejsze - tworzenia wizji interpretacyjnej bliskiej uniwersalizmowi, a przy tym inteligentnej i skromnej.

I taki jest "Makbet". Współcześnie nie wierzymy w mokradła i wiedźmy, śmieszy nas, gdy ruszają się drzewa udające Las Birnamski, nie mamy pewności, czy jest teraz czas, by przeżywać szkocką historię z XI wieku.

Konina czyni więc małżeństwo Makbetów ludźmi współczesnymi, raczej nieurodzonymi wysoko, by nie powiedzieć prostakami, którzy przyszli od Gombrowicza, kiedy to "lokajstwo rzuciło się na państwa". Oboje osiągnęli status gwarantujący przywileje: Makbet jest nawet wysoko postawionym żołnierzem, prowadzi bitwy, wysyła ludzi na wojnę. To zrozpaczone matki i wdowy po zaginionych wracającemu do domu Makbetowi życzą jak najgorzej: przepowiednia staje się przekleństwem.

Owa przepowiednia jest jednak okazją, której nie można przepuścić: trzeba pomóc losowi i zabić króla, by stać się królem. Zabijanie nie kosztuje Makbetów wiele - oboje są bojaźliwi jak szczury i jak szczury obrzydliwi, więc jedyne, co może ich powstrzymać, to strach. O moralności nie ma mowy. Krew się leje, a Makbet śni: wojnę, przeszłe i przyszłe zbrodnie, szaleństwo, własny koniec. Tu Konina przywraca operze muzykę baletową i tworzy wielką scenę oniryczną, pełną poezji i niedomówień, nazbyt bogatą w rozmaite tropy. Po niej wypadki następują błyskawicznie. Na scenie nie ma pojedynku, zwycięskich wojsk i ludu chwalącego nowego króla. Jest tylko trup Lady Makbet i Makbet. I nieważne, czy jest on obłąkany, umierający, mordowany. Makbet właśnie ginie, przestaje istnieć.

Interpretacja Koniny przykrojona jest na XXI wiek, nasze niepokoje, politykę robioną przez drobnych i wielkich karierowiczów. Inscenizacja zaś okrojona została pod wymogi obwoźnego teatrum pana Supierza. Nie dziwię się holenderskim owacjom: tamtejsza publiczność nawykła do opery "z pudełeczka", nagle otrzymała inscenizację monumentalną. Ale to, co robi wrażenie na obwoźnym straganie w Holandii, w łódzkim Teatrze Wielkim jawi się jako półśrodek. Szkoda, że nie znaleziono pieniędzy (a podobno współpraca ze Zdzisławem Supierzem to kokosy), aby na łódzką scenę spektakl rozbudować do właściwych rozmiarów.

Szkoda też, że nie wystarczyło ich na to, by w kostiumach firanki nie musiały udawać koronek. Zresztą kostiumy to osobny rozdział, miłosierdzie każe mi opuścić nad nim zasłonę milczenia. Blaskiem chwały może natomiast otoczyć się fenomenalnie śpiewający chór (kierownictwo Marek Jaszczak), wspaniale grająca orkiestra i Tadeusz Kozłowski, który partyturę "Makbeta" zanalizował niczym komputerowy tomograf, by przekazać ją publiczności jak najbardziej uduchowiony artysta.

Triumfatorem sobotniego wieczoru były oczywiście nie tylko zespoły TW. Ogromne wrażenie wywarł przepięknie śpiewający i grający Makbeta Wołodymyr Openko, zachwycał wspaniałym śpiewaniem Wiktor Dudar (Banko), bardzo dobrze zaprezentowali się też: Agnieszka Makówka (Dama) i Krzysztof Marciniak (Malkolm). Lady Makbet Verdi napisał dla głosu dramatycznego, toteż występująca w tej partii Elena Baramova, dysponująca sopranem spinto, nie mogła usatysfakcjonować widzów w pełni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji