Artykuły

Trzy siostry czyli zmienność

"Trzy siostry" Czechowa - o czym dobrze wiadomo - rozgry­wają się na głębokiej, wysuszają­cej bohaterom utworu serca i móz­gi, prowincji. Ale oglądając "Trzy siostry" w Teatrze Nowym w Poznaniu na wstępie spektaklu odbieramy wrażenia dalekie od pesymizmu. Owszem, później poja­wi się on, zatriumfuje, lecz zanim to nastąpi odkrywamy, te dom Iriny, Maszy, Olgi, Andrzeja jest miejscem pełnym uroku. W po­znańskim przedstawieniu otwiera się on w stronę widowni wnętrzem przestronnego salonu, zwraca uwagę swą wytwornością i wygo­dą. W głębi, za dwiema drewnia­nymi kolumnami, widzimy jadal­nię, długi stół, na nim dużo szkła. W stołowej zastawie załamuje się jasne wiosenne światło. Słychać śpiew ptaków. Za oknami domu, choć już tego nie widać, wyczuwamy szeroką przestrzeń, z prze­budzoną do życia wiosennym słoń­cem, przyrodą. Ale budzi się nie tylko przyroda, budzą się również do życia bohaterowie sztuki. Dla Maszy, Iriny, Olgi, Andrzeja koń­czy się okres żałoby po śmierci ich ojca i reżyser spektaklu - Janusz Nyczak - wyciąga stąd wyraźne i zdecydowane konsekwencje. Cały I akt przedstawienia nasyca atmo­sferą narastającej radości i wita­lizmu. Jest to akt, w którym roz­mowy o pracy, życiu, przenosinach do Moskwy brzmią jeszcze wiarą w przyszłość, w którym słowa Wierszynina (Tadeusz Drzewiecki) o misji jaką w świecie prowincjo­nalnej ciemnoty i zacofania winni spełniać inteligenci, o tym, że "(...) nie ma i nie może być tak nud­nego i ponurego miasta, w którym nie przydałby się mądry i wykształ­cony człowiek" - cechuje optymizm, w którym wszyscy stara­ją się być dla siebie sympatyczni i mili. Tak, pewne cienie również się tu pojawiają. Z urodzinowym podnieceniem Iriny (Grażyna Wolszczak) np. dysonansowo kontra­stuje zły humor Maszy (Maria Maj). Ale w sumie, w atmosferze wzaje­mnej życzliwości, dysonanse zacie­rają się i nawet romans Andrzeja (Wiesław Komasa) z Nataszą (Hanna Kulina) nie okazuje się zbytnim zgrzytem, Natasza ma nie najlepszy gust, lecz - na początku poznańskich "Trzech sióstr" - ma również sporo wdzięku.

Ale oto akt drugi, w nastroju odmiennym. Jest zima, na scenie panuje półmrok, w jadalni szyby zamarzły od mrozu, za oknami słychać przejmujące podmuchy wiatru. Odmieniona, z miną domowe­go żandarma, wkracza Natasza. Sprawdza czy nie za wiele pali się świateł. I wiemy, że czas uprzedniej radosnej euforii był czasem złudzeń, że nastaje czas rze­czywistości nie upiększonej.

Drugi akt sztuki jest też w sto­sunku do pierwszego paralelny. Przybywający, w rok później, do domu Prozorowów ci sami zna­jomi znów chcieliby się bawić, oczekują przebierańców. Ale zaba­wa jakoś nie może się rozkręcić. W pierwszym akcie finalizowała się przy stole, w drugim podobny finał okazuje się niemożliwy. Wszstko to można zauważyć czy­tając utwór? Oczywiście. Ale w Teatrze Nowym w Poznaniu wszystko to jest szczególnie wyakcento­wane. A rozgrywając się na zasadzie analogii, rozgrywa się też na zasadzie kontrapunktu. W pier­wszym akcie spektaklu bohaterowie utworu stopniowo przemieszczali się w kierunku jadalni, jakby po­wodowani silą ciążenia, przy stole (potwierdzone zbiorowym zdjęciem) następowało zamknięcie, wypełnia­jących ów akt, scenicznych dzia­łań. W drugim, przy stole pojawia­ją się Czebutykin (Wojciech Standełło) z gazetą, Irina z talią kart, Fiedotik (Waldemar Szczepaniak) i Rode (Paweł Hoduński) z gitarą, lecz gdy grupa osób się zwiększa, wzburzona oddalaniem sięWierszynina, do stołu podchodzi Masza, rozsypuje Irinie pasjansa, krzyczy na Czebutykina. Dysonansowe są wejścia, niezmiernie teraz siebie pewnej, Nataszy. Podobnie rzecz ma się z towarzyskimi prowokacjami Solonego (Michał Gru­dziński). W drugim akcie "Trzech sióstr" Andrzej, zmuszony przez Nataszę, obwieszcza że przebierań­cy nie przyjdą; Wierszynin wyznaje miłość Maszy i zaraz przywołu­je go do porządku wiadomość o kolejnej samobójczej próbie małżonki; Solony mówi o miłości Irinie i dostaje kosza. Otóż wszystkie te incydenty w poznańskich "Trzech siostrach" wyłaniają się na kształt podwodnych raf nie pozwalających bohaterom utworu unieść się wspólnym prądom.

Istnieje opinia, że bohaterowie sztuk Czechowa zamykają się w sobie, że nie mogą się z sobą na­prawdę spotkać, porozumieć, bo w rzeczywistym porozumieniu prze­szkadzają im ich predyspozycje wewnętrzne. W drugim akcie przedstawienia Nyczaka rozczłonkowanie akcji, rozbicie działań po­staci na szereg epizodów, raz je­szcze ową opinię potwierdza. Ale tenże akt - poprzez rolę jaką w nim Nyczak wyznaczył serii, wspo­mnianych wyżej, incydentów - równocześnie ową opinię zaprze­cza. Funkcjonują one bowiem w poznańskim przedstawieniu na za­sadzie sprzężenia zwrotnego. Na za­sadzie skutków, lecz także i przy­czyn określających stan ducha bo­haterek i bohaterów "Trzech sióstr".

W drugim akcie spektaklu do­chodzi do incydentów. Swoje rozczarowania, porażki działające na scenie postaci starały się jednak, w mniejszym lub większym stopniu, ukrywać za parawanem do­brych manier - miały jeszcze mo­żliwość towarzyskiego i życiowego manewru. Mimo terroru Nataszy nadal, w miarę swobodnie, poru­szały się w przestronnym wnętrzu, sąsiadującego z jadalnią, salonu. I oto przeniesienie akcji do pokoju Iriny i Olgi okazuje się w przedstawieniu Nyczaka na tyle kontrastowe, że staje się równo­cześnie synonimem zaciskającej się wokół bohaterów utworu pętli, że okazuje się zmianą ostatecznie ograniczającą im pole działania, wy­muszającą mówienie prawdy.

W pokoju Iriny i Olgi (Kazimiera Nogajówna) stoją łóżka, parawany, umywalka, szafa a na sa­mym środku kanapa; jest ciasno i kiedy zaczyna doń wchodzić Natasza, Kułygin, Czebutykin, Tuzenbach, Masza, Wierszynin, Fiedotik - zrobi się jeszcze ciaśniej. Jest noc, pali się miasto i wszyscy są podekscytowani. Pożar przygasa, ale oglądając pokój Iriny i Olgi nie mamy wątpliwości, że innym już ogniem - wewnętrznych frustra­cji bohaterów utworu - wybu­cha, z kolei, w domu Prozorowów w domu, który na wstępie przed­stawienia jawiąc się jako miejsce urody życia, teraz zamienia się w pułapkę. W pokoju Iriny i Olgi nikt już z nikim nie może wytrzymać, nikt już przed nikim nie potrafi ukryć z tym co istotnie nosił w środku, w naelektryzowanej atmosferze dochodzi do wyłado­wań. Działania, gesty, zachowania postaci stają się jaskrawe, przy­bierają charakter nie kontrolowa­nych odruchów. Starcie Nataszy z Olgą, ze strony tej pierwszej, na­biera barw dzikiej awantury, pi­jany, lecz właśnie jakby dlatego wyjątkowo trzeźwy, Czebutykin rozbija w odruchu spontanicznej pasji zegar - narzędzie odmierza­jące czas jego przegranego życia: słysząca śpiew Wierszynina Masza wyrywa się doń z pośpiechem ogarniętej miłosnym amokiem lu­natyczki; Fiedotik, oświadczając Irinie iż wszystko stracił, zacho­wuje się bardziej jak zrozpaczony utratą złudzeń adorator, niż pogo­rzelec; tolerując dotąd romans Maszy Kułygin (Jerzy Stasiuk) przestraszony, z obłędem w oku, wymachując rakami, biega z miejsca na miejsce wypytując gdzie się po­działa jego żona. Ale eskalacji emocji towarzyszy tu również narastanie rezygnacji. W scenach roz­grywających się w pokoju Iriny i Olgi bohaterowie utworu w po­znańskich "Trzech siostrach" pło­ną ogniem frustracji i w ogniu tym ich życiowa energią stapia się ostatecznie. Wierszynin znów mówi o misji inteligencji, lecz uprzedni optymizm już mu nie towarzyszy. Rozpoczynająca się od usprawiedliwień. a zakończona samooskarżeniem "spowiedź" Andrzeja przed chowającymi głowy w poduszki Iriną i Olgą - brzmi rozpaczliwie. Irina, kiedy pozostają już z siostrą same, decyzję o wyjściu za nie kochanego barona - komunikuje Oldze przy wygaszonych lampach, w ciemności.

Później scenę zalewa światło chłodnej jesieni. Widzimy żółtobure pasmo ziemi, gołą, pozbawioną liści, gałąź klonu, geometryczny prostokąt huśtawki, owinięte szarą materią kolumny. Jest tak, jakby z dekoracji, które oglądaliśmy na początku spektaklu, usunięto tyl­ną ścianę. Tyle tylko, że zamiast bujnej przyrody, odsłania się za nią pejzaż pusty i martwy. Tyle tyl­ko, że zamiast głosów wiosny błą­kają się w nim krzyki odlatujących żurawi, melancholijno-nostalgiczne tony skrzypiec podwórkowych graj­ków, dźwięki orkiestry opuszczającego miasto wojskowego garni­zonu.

Ten pusty i martwy pejzaż jest oczywiście pejzażem rozstań. Rozstają się z sobą ludzie wewnętrznie przegrani. W stanie największego zobojętnienia znajduje się Andrzej. Widzimy go jak w głębi sceny, cał­kowicie zamknięty w sobie, pcha wózek z dzieckiem. Chłód i syl­wetka Andrzeja upodobniły się do ruchów i starczej sylwetki, niosą­cego za nim biurowe papiery, głu­chego, wiekowego, Fieraponta (Bolesław Idziak). W innych obecnych jakieś iskry. Ostatnie słowa, osten­tacyjnie spokojnego przed pojedynkiem, Tuzenbacha, słowa wypowie­dziane do Iriny, zamieniają się na­gle w krzyk rozpaczy. Masza po­żegnanie z Wierszyninem odreago­wuje paroksyzmem obłędu. Ale to krótkotrwałe błyski emocji roz­świetlają właśnie życiowe pogorze­lisko, na którym, w finale spekta­klu, wpatrzone w dal pustym wzro­kiem Iriną, Olga i Masza, oczywiście bardziej niż z odchodzącym wojskiem, żegnają się z oddalającą się od nich, na zawsze, krainą własnych wyobrażeń o innym, le­pszym życiu.

Zdarza się, że egzystencjalną przegraną, bohaterów "Trzech sióstr" teatr eksponuje od pier­wszej sceny i z tak wielkim na­ciskiem, że w konsekwencji skazuje widza na oglądanie - trwających w stanie wewnętrznego bez­ruchu - ludzkich kukieł. Bliska takiej interpretacji jest obecna inscenizacja "Trzech sióstr" w Te­atrze Współczesnym w Warszawie w reżyserii Macieja Englerta. Poznańskie "Trzy siostry" są in­ne. Są nacechowane dynamiką. Trwanie jest w nich zmiennością znajdującą swój wyraz w inscenizacyjnym kształcie spektaklu, w przemianach jakim podlega - wiążąca losy bohaterów utworu z rytmami przyrody - scenografia Michała Kowarskiego i oczywiście w aktorskiej interpretacji postaci sztuki. Interpretacji podkreślającej, że życie wewnętrzne owych po­staci bynajmniej nie jest statycz­ne. Że dokonują się w nich prze miany wpisane w korowód upad­ku.

Od tej strony najciekawiej w spektaklu rysują się role Maszy, Iriny, Nataszy, Andrzeja. W in­terpretacji Marii Maj erotyczna fascynacja Maszy osobą Wierszynina jest spontaniczna i - momentami - przybiera charakter rzuconego losowi i otoczeniu wyzwania. Irina Grażyny Wolszczak, zmieniając kostiumy, zmienia też gesty, spo­sób bycia, nawet tembr głosu, i z rozszczebiotanej na początku spe­ktaklu panienki, stopniowo, przeo­braża się w dojrzałą kobietę. Wie­sław Komasa i Hanna Kulina wyakcentowują, że im bardziej w do­mu Prozorowów upada autorytet Andrzeja, tym bardziej rośnie, tym staje się mocniejsza pozycja Na­taszy.

Tok wydarzeń określających lo­sy bohaterów dramaturgii Czecho­wa ma charakter kołowrotkowy, a tragizm ich egzystencji polega na jej niezmienności - stwierdzają niektórzy z współczesnych komentatorów twórczości Czechowa. Czy mają rację? W "Trzech siostrach" żadna z tytułowych bohaterek utworu nie wyjeżdża do Moskwy, na początku sztuki siostry zdejmu­ją żałobę, w jej finale panuje na­strój grobowy. Ale przecież nastrój finału wywołują już inne okoliczności. Ostatnie sceny utworu roz­grywają się na zewnątrz domu Prozorowów. Dlatego tylko, że wy­pada pożegnać odchodzących z miasta oficerów? Nie - również z innych ważniejszych powodów. Wszystkich poza Andrzejem, któ­remu notabene Czebutykin doradza by również się wyniósł, sto­pniowo wypiera z domu Prozorówów Natasza - agresywna miesz­czka. A ponieważ w przedstawieniu Teatru Nowego ta podskórna i niewątpliwie symboliczna logika zmian miejsc w jakich oglądamy postaci utworu, odznacza się szcze­gólną intensywnością, analizując poznański spektakl, trudno również nie zwrócić uwagi na ograniczoność interpretacji usiłującej wyja­śniać tragizm utworu niezmienno­ścią kondycji jego bohaterów. Przedstawienie Nyczaka ukazuje najwyraźniej upadek rodziny Prozorowów. Masza, Irina, Olga mó­wią o wyjeździe do Moskwy i po­zostają na miejscu. Ale nie pozo­stają w domu. Przedstawienie po­znańskie nie pozostawia wątpli­wości, że są stamtąd po prostu ru­gowane. I dlatego podsuwa myśl o podobieństwie "Trzech sióstr" do innej sztuki Czechowa, do "Wiśnio­wego sadu", w którym opuszcze­nie przez rodzinę Raniewskich ro­dzinnego gniazda oznacza także dopełnianie się określonego spo­łecznego procesu, upadek określo­nej kulturowej formacji wpisany w spiralę wielkiego kołowrotu hi­storii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji