Artykuły

Janda

Nie ukrywam, że podziwiam Krystynę Jandę za jej energię i talent, z jakim rozwija swoje przedsiębiorstwo teatralne (tak to chyba trzeba nazwać). Jednak obserwując w miarę uważnie działalność Teatru Polonia, zadaję sobie pytanie: czy widziałem w nim naprawdę wybitne przedstawienie? Takie, które można by śmiało postawić w rzędzie najlepszych warszawskich spektakli ostatnich lat - pisze w swoim blogu Wojciech Majcherek.

Nie zważając na mróz siarczysty poszedłem wczoraj do nowo otwartego Och-Teatru. Mam pewien sentyment do tego miejsca, bo kiedyś dawno było tam moje, by tak rzec, kino parafialne. I w nim właśnie widziałem np. Gwiezdne wojny. Nie zaglądałem jednak do kina Ochota już chyba od 30 lat. Zdaje się, że już od dawna nie były w nim wyświetlane filmy. Z zadowoleniem przyjąłem fakt, że kino na teatr zamieniła Krystyna Janda z córką. Mówiło się kiedyś, że kino zabije teatr, a tu proszę - w Warszawie to już chyba czwarta czy piąta sala kinowa, która oddała się teatrowi (Polonia, Bajka, Kapitol). Jeśli doliczyć do tego nową scenę Teatru Polskiego, Kamienicę Emiliana Kamińskiego czy planowaną salę w Pałacu Kultury, to przeżywamy prawdziwy boom teatralny w stolicy, co jest niechybnym znakiem, że kryzys nie jest taki groźny jak go malują. Jakby było bardzo źle, to kto by był takim wariatem, aby otwierać teatr?

Kiedy się zbliżałem do budynku, z pewnym zdumieniem spostrzegłem, że razem ze mną spieszą grupki widzów płci żeńskiej. I rzeczywiście na widowni zdecydowanie dominowały kobiety. Naocznie mogłem więc się przekonać, jak bardzo Krystyna Janda jest popularna wśród pań, co jest niby znanym już fenomenem natury socjologicznej, ale siła tego zjawiska nie słabnie. Wierne widzki (tak to chyba trzeba powiedzieć w dobie feminizacji słów, skoro już przyjęło się mówić np. krytyczka) podążają za wybitną aktorką, gdziekolwiek się pojawi i cokolwiek by zrobiła. Nie zniechęcił wczoraj publiczności nawet chłód panujący na sali (chyba jednak nie z tego powodu Janda jako Wassa Żeleznowa przez cały spektakl chodzi w szubie i w futrzanej czapie -[na zdjęciu]). Wszyscy poderwali się na koniec do stojącej owacji, choć zobaczyli Jandę, którą rzadziej widują - mniej ekspresyjną, tłumiącą emocje, zimną. Nie wiem, czy Wassę można dopisać do najlepszych ról aktorki. Chyba nie, choć ma w przedstawieniu momenty, które się zapamiętuje, np. scena, gdy Wassa patrzy na nową służącą. Dziewczyna jest śmieszno-głupia i nie wie jeszcze do jakiego domu trafiła. A Wassa ogląda ją jak jakieś zwierzątko i śmieje się z niej w taki sposób, że już wiadomo, że dziewczyna nie będzie miała życia. Może w tej nieistotnej właściwie scenie Janda najbardziej obnażyła zły charakter swojej bohaterki.

Nie ukrywam, że podziwiam Krystynę Jandę za jej energię i talent, z jakim rozwija swoje przedsiębiorstwo teatralne (tak to chyba trzeba nazwać). Jednak obserwując w miarę uważnie działalność Teatru Polonia, zadaję sobie pytanie: czy widziałem w nim naprawdę wybitne przedstawienie? Takie, które można by śmiało postawić w rzędzie najlepszych warszawskich spektakli ostatnich lat. Mogę o różnych spektaklach Polonii powiedzieć, że były niezłe, sympatyczne, posiadały swoje walory (głównie aktorskie), ale żaden nie wzbudził najwyższego zachwytu. Oczywiście tego rodzaju odczucia są względne. Podejrzewam, że wierna publiczność Krystyny Jandy pogoniłaby mnie za wygłaszanie takich herezji. Janda jest wszak boska! Chciałbym podzielić bezwzględny entuzjazm fanów aktorki i z czystym sumieniem powiedzieć: tak, to naprawdę świetne przedstawienie. Nie mogę tak powiedzieć o "Wassie".

W czym jest problem? Mogę tylko snuć domysły. Teatr Jandy ma znakomitą obsługę, przyjazną dla widzów, skuteczny tzw. pijar. Ale nie ma wśród współpracowników Jandy kogoś, kto pełni funkcję kierownika literackiego. Odnoszę wrażenie, że Janda budując repertuar swojego teatru kieruje się intuicją i przede wszystkim poszukuje materiału na role aktorskie. To jest oczywiście naturalne w przypadku aktorki. Myśli pod swoim kątem i kolegów, których chciałaby zatrudnić (a umie pozyskiwać świetnych partnerów, np. Jerzego Trelę, jak również wybierać młodych aktorów). Ale kierując się takimi kryteriami można dokonywać gorszych i lepszych wyborów. Być może Jandzie brakuje doradcy, który czasami by przed czymś przestrzegł, czasami coś podpowiedział, albo przynajmniej dopytał się, czy jest sens robić np. "Wassę"? Co właściwie chcemy tym spektaklem powiedzieć publiczności?

Nie wiem co prawda, czy takich mądrych doradców, do których Krystyna Janda miałaby zaufanie, łatwo znaleźć. To by musiał być ktoś w stylu dawnych, z prawdziwego zdarzenia kierowników literackich, jakim np. przy Erwinie Axerze był Adam Tarn albo Marczak-Oborski i Puzyna w Teatrze Dramatycznym w pierwszych latach jego działalności. Nie chodziłoby, broń Boże, o tak modnego teraz dramaturga. Tych mądrali, co to każą aktorom czytać Żiżka, Agambena, Lacana i przepisują na nowo Szekspira zostawmy innym teatrom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji