Artykuły

Aktor ma coś z nomady

- W Warszawie poszła fama, że bydgoski teatr jest świetny. Gdy ludzie słyszą, że tu pracuję, kiwają głowami z uznaniem. Wiedzą, że dzieje się dużo, dobrze i intensywnie - mówi MARTA ŚCISŁOWICZ, aktorka Teatru Polskiego w Bydgoszczy, laureatka Nagrody im. Konieczki dla najlepszego aktora młodego pokolenia.

Rozmowa z Martą Ścisłowicz*

Michalina Łubecka: Zazdrościsz Kasi Cichopek?

Marta Ścisłowicz: - Ale czego, przepraszam?

Sławy, kariery, kasy. Tego, że nie ma szkoły teatralnej, a zarabia krocie.

- Nie zazdroszczę. Każdy wybiera taką drogę, jaką chce. Cichopek jest dla mnie interesująca, bo radzi sobie w show-biznesie i wygląda na to, że potrafi to pogodzić z normalnym, rodzinnym życiem. Przyznam jednak, że jeśli chodzi o aktorów bez szkoły, to trudno ich obecność czasem zaakceptować, ale są znakomite nazwiska, które takiego wykształcenia nie mają, a reprezentują prawdziwą klasę.

Grasz głównie w teatrze. Da się wyżyć z etatu?

- Na początku nie było łatwo. Wszystko jest uzależnione od liczby premier i granych przedstawień. Ostatnio jednak nie mogę narzekać. Sprawdzałam niedawno stan konta i ucieszyłam się, że z pracy w teatrze można czerpać nie tylko wiele satysfakcji, ale też przyzwoite pieniądze.

Może też dlatego, że czasem jednak stajesz przed kamerą?

- Regularnie biorę udział w castingach do seriali i filmów. Praca w telenoweli "Samo życie", gdzie gram asystentkę magnata prasowego, daje mi bezpieczeństwo. Dzięki temu nie muszę się martwić o to, czy stać mnie na mieszkanie w Warszawie czy dojazdy do Bydgoszczy.

Gdzie ty właściwie mieszkasz?

- Na stałe w Warszawie. Do Bydgoszczy przyjeżdżam czasem na kilka dni, gdy gram, innym razem na parę tygodni na intensywne próby tuż przed premierą. Odpowiada mi taki tryb życia. Aktor ma w sobie coś z nomady.

Jaka jest Bydgoszcz?

- To miasto butów. Na Gdańskiej i Dworcowej sklepy obuwnicze są co kilkadziesiąt metrów. Tu kupiłam sobie ostatnio świetne żółte kozaczki, którymi zachwycają się koleżanki w Warszawie. Bydgoszcz to świetne miejsce, żeby kupić sobie jakiś kolorowy ciuch! Mam wrażenie, że sklepy są ich pełne, a bydgoszczanie ciągle chodzą w szaroburych ubraniach. I dlatego często robię zakupy w Bydgoszczy.

A gdzie spędzasz wolny czas?

- Z tym mam mały problem, bo gdy nadchodzi weekend, ul. Gdańska, przy której toczy się życie aktorów, umiera. Wszystko pozamykane, opustoszałe. Ale jest tu parę miejsc, które lubię odwiedzać. Przy dobrej pogodzie wybieram się do Myślęcinka.

Na rower, rolki?

- Na spacer. Przyznaję, że ze sportem jestem trochę na bakier. Brakuje mi systematyczności. Każdy z nas aktorów powinien dbać o siebie: biegać, pływać, chodzić na fitness, ale tak naprawdę nie żyjemy tak zdrowo, jak byśmy chcieli. Jedyna dyscyplina, w której moglibyśmy bić rekordy, to liczba wypalonych papierosów.

Właściwie dlaczego wybrałaś Bydgoszcz?

- Podczas przeglądu szkół teatralnych dwa lata temu Paweł Łysak tworzył akurat nowy zespół Teatru Polskiego. Zaprosił mnie na casting do "Motortown" w reżyserii Grażyny Kani. Pamiętam, że wysłałam mu maila z zapytaniem, czy nie chciałby przyjąć mnie do swojego zespołu. Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Bydgoszczy, Paweł powiedział, że zaproponuje mi etat, nawet jeśli nie powiedzie mi się na przesłuchaniu. Ale powiodło mi się. Potem było trochę gorzej, bo tuż po premierze złamałam nogę. Czułam się jak ofiara! Byłam nowa, dano mi szansę i obsadzono w prapremierze, a ja tu się łamię!

Co mówi się o naszym Teatrze Polskim w Warszawie?

- Poszła fama, że jest świetny. Gdy ludzie słyszą, że tu pracuję, kiwają głowami z uznaniem. Wiedzą, że dzieje się dużo, dobrze i intensywnie.

Kiedy postanowiłaś zostać aktorką?

- Jak byłam mała, zamykałam się z mamą w pokoju i ćwiczyłam przed każdym występem na konkursach recytatorskich, w których brałam udział, a mama cierpliwie dawała mi wskazówki. Potem próbowałam swoich sił w teatrzyku lalkowym. W siódmej klasie byłam najmłodszym członkiem grupy i nieczęsto pozwalano mi grać na scenie. Pierwszy raz wystąpiłam na festiwalu - Ogólnopolskich Spotkaniach Lalkarzy w Puławach. Zastąpiłam koleżankę, która kilka dni przed występem złamała nos.

Niepokojąco szczęśliwe zrządzenie losu...

- Przysięgam, nie miałam z tym nic wspólnego! Wcieliłam się w rolę Staruszka Maruszka, który palił fajkę.

A potem porzuciłaś lalki, żeby stanąć z widzem oko w oko.

- Za lalką można się schować, myśleć nią, a nie swoim ciałem - to jest bezpieczne. Ale ja chciałam pójść na żywioł. Droga nie była krótka: między konkursami recytatorskimi, teatrzykiem lalkowym próbowałam teatru w MDK, w rodzinnych Tychach, a potem w Pałacu Młodzieży w Katowicach. I dopiero tam uwierzyłam, że mogę spróbować prawdziwego aktorstwa i zdecydowałam się wystartować do szkoły teatralnej.

Jaką miałaś alternatywę?

- Germanistykę. Złożyłam papiery na Uniwersytet Jagielloński i Śląski. Niemiecki znałam bardzo dobrze i wiedziałam, że spokojnie dostanę się na te studia. Miałam pójść drogą rodziców i siostry, którzy są nauczycielami

I co oni na to?

- Wiedzieli tak dobrze jak ja, że jeśli nie spróbuję - będę żałowała do końca życia. Obiecałam sobie, że spróbuję tylko raz. Jeśli nie wyjdzie, będę uczyć niemieckiego - nieodwołalnie. Rodzice wspierali mnie cały czas. Właściwie chyba tylko raz mama ze zwątpieniem powiedziała: "Proszę, chociaż na chwilę zajrzyj do niemieckiego". Było to tuż przed ostatnim, teoretycznym etapem egzaminów, kiedy to uwierzyłam, że jedną nogą jestem już studentką PWST. Testy na germanistykę miały rozpocząć się tydzień później. Nawet ostatnio, jak rozmawiałyśmy, to jej to wypominałam.

Udało się i rozpoczęłaś studia na PWST we Wrocławiu.

- Ale na samych egzaminach nie było różowo! Po korytarzach chodziła masa nawiedzonych osób, które rozgrzewały się, rozśpiewywały w sposób, który był mi wtedy jeszcze obcy. Patrzyłam na te dziwadła i czułam, że sama niewiele wiem. Interpretacja jakoś mi poszła, ale ze śpiewem było gorzej. Nie czułam się w nim najlepiej, więc przygotowałam piosenki, które bazowały chyba na trzech dźwiękach. Nadrabiałam interpretacją. Warsztat zdobyłam dopiero w szkole.

Jak wspominasz ten czas?

- To były chwile wielkich zmian, samorozwoju i wchodzenia w dorosłość. Wiązało się to choćby z wyprowadzką z domu i nauką samodzielności. Pamiętam pierwsze zajęcia z dykcji, gdy z niedowierzaniem obserwowałam innych studentów, którzy przed lusterkami wykrzywiali buzie, ćwicząc wymowę. Nie mogłam opanować śmiechu, ale szybko do nich dołączyłam i też wyczyniałam takie wygibasy. Jednak w czasie studiów nie chodziło tylko o ćwiczenie warsztatu, ale przede wszystkim o otwarcie się - choćby na wyrażanie emocji. Pomogli mi w tym świetni profesorowie.

Miałaś chwile zwątpienia?

- Pewnie, że miałam! Zresztą ciągle je mam. Psychicznie najtrudniejszy był dla mnie pierwszy rok. Byłam przekonana, że wylecę ze studiów z powodu WF-u. Po zajęciach, na których była głównie akrobatyka, wracałam do domu zapłakana. Drugą traumą była impostacja, czyli ćwiczenia nad ustawieniem głosu w śpiewie. Na szczęście to minęło i przyszedł drugi rok, kiedy to czułam się doceniana przez wykładowców.

Grywasz subtelne kobiety, postaci pozytywne, może przyszedł czas na czarny charakterek?

- Rzeczywiście najczęściej są to postaci miłych dziewczynek. Totalnego mroku nigdy nie grałam. Zagranie bohatera złego do szpiku kości byłoby dla mnie wyzwaniem. Ale przyznaję, że każda rola jest szansą na zmierzenie się z sobą. Jaka zdziwiona byłam, gdy Paweł Łysak obsadził mnie w roli Olgi - najstarszej z trzech sióstr u Czechowa. Ja przecież nie najstarsza, miałam zagrać kogoś dojrzałego i poważnego. To była przygoda!

O jakich rolach marzysz?

- Nie projektuję sobie rzeczywistości. Dzięki temu nie mam problemu, gdy omija mnie jakaś rola. Mam nadzieję zagrać kiedyś w "Mewie". Przygotowywaliśmy ten spektakl z Wiktorem Rubinem w Bydgoszczy. Bardzo dużo dałam od siebie postaci Niny. Chciałabym ją jeszcze zagrać. Jednak bardziej niż na konkretnych bohaterach zależy mi raczej na osobach, z którymi mogłabym pracować. Obejrzałam niedawno "Personę. Tryptyk/Merlin" Krystiana Lupy i teraz marzy mi się praca z Lupą właśnie.

Miewasz tremę przed wyjściem na scenę?

- Gorzej! Na parę dni przed premierą jestem przekonana, że niczego nie umiem i że wypadam fatalnie. Na deski wychodzę stremowana, ale takie uczucie mnie mobilizuje. Koledzy wiedzą już, że mój stres objawia się tym, że bardzo szybko mówię. Wystarczy parę chwil i jest lepiej.

Zagotowałaś się kiedyś na scenie?

- Pewnie! Nie należę do tak zwanych "czajników", których podczas przedstawienia rozłożyć może jedno spojrzenie partnera, ale takie wpadki zdarzyły mi się dwa razy. Pierwszy podczas "Kajtusia Czarodzieja". Spektakl graliśmy dość wcześnie, koledzy byli w wybornych nastrojach i w trakcie mojego monologu dyskretnie dogadywali i podszczypywali mnie. Nie mogłam opanować śmiechu. Drugi raz był już nieco poważniejszy - w "O zwierzętach" zaliczyłyśmy drobną wpadkę tekstową, wyszło coś komicznego i śmiejąc się, kontynuowałam grę. Koleżanki patrzyły na mnie przerażone, czy uda mi się zapanować nad emocjami. Zabawnie bywa także gdy wchodzi się w interakcję z publicznością - człowiek nigdy nie wie, co go czeka.

Wśród różnych zdarzeń bywają te mniej przyjemne?

- Bydgoska publiczność jest bardzo życzliwa. Zdarzają się oczywiście wpadki, że komuś na widowni zadzwoni nagle telefon, bo zapomniał go wyłączyć. Ale aż tak bardzo mnie to nie oburza. Najgorsze w teatrze jest jednak gadanie. Komentarzy wypowiadanych półszeptem nie akceptuję nie tylko jako aktorka, ale i jako widz. Irytuje mnie również jedzenie. Pamiętam, że gdy wybraliśmy się z "Cherry Blossom" do Szkocji, nie mogłam uwierzyć, że widzowie przychodzili na spektakl z napojami, chrupkami. Szczęśliwie u nas w teatrze takie zachowanie jest nie do pomyślenia.

*MARTA ŚCISŁOWICZ jest aktorką Teatru Polskiego w Bydgoszczy. "Gazeta" uhonorowała ją Nagrodą Konieczki dla najlepszego aktora młodego pokolenia. Za tydzień zobaczymy ją w premierze "Słowacki. 5 dramatów. Rekonstrukcja historyczna" w reżyserii Pawła Wodzińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji